Key pewnym krokiem przekroczył próg galerii. Mimo
że ta cała pewność była jedynie grą pozorów, to trzymał się jej jak tonący
brzytwy. Tak naprawdę w środku cały się trząsł, ciągle mając nadzieję, że nie
popsuł wszystkiego i Oliwia mu wybaczy.
- I jesteś pewien, że tutaj będzie? – rzucił
kolejne spojrzenie Jong’owi.
- Przestań go już męczyć. Ile jeszcze razy ma ci to
powtarzać? – Sophie z poirytowaniem wydęła usta.
- Kobieto, nie odzywaj się. To przez ciebie
ostatnio uciekła.
- Nie przeze mnie, tylko przez twoją głupotę –
Dźgnęła go palcem w pierś. – Nie miałam pojęcia, iż Liv nie wie, że jesteśmy
kuzynami.
Key wiedział, że dziewczyna miała rację, ale za nic
nie chciał się do tego przyznać. Jego duma już wystarczająco wycierpiała.
Musiał jakoś ratować jej nędzne resztki. Z wściekłością, która chwilowo
przytępiła kłębiące się w nim wątpliwości i niepewność, odwrócił się do niej i
objął wzrokiem salę. Kątem oka dojrzał Minho, który właśnie znikał w jednym z
mniejszych pomieszczeń. Nie zwracając uwagi na towarzyszącą mu parę, szybko
ruszył za wysokim chłopakiem. Ostatnie metry pokonał prawie biegiem, ale kiedy
tylko przekroczył próg stanął jak wryty. Jego wzrok od razu powędrował do
płócien zawieszonych na przeciwległej ścianie.