Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Rozdział XVI ~ Należę do Ciebie

Byakuya poczuł ciężar, spoczywający mu na nodze. Powoli otworzył oczy i zauważył Maję, leżącą w poprzek łóżka, z głową ułożoną na jego udzie. Jej drobne dłonie obejmowały mocno jego rękę. Na twarzy Kuchiki-taichou pojawił się wyraz zdezorientowania. Zamknął z powrotem oczy i próbował przypomnieć sobie, co się stało. Pamiętał, co zaszło na polanie i to, że Maja zaniosła go do pensjonatu. Jednak, wciąż pozostawało dla niego zagadką, jakim cudem, tak szybko udało się go przenieść do rezydencji.
Jego rozmyślania przerwał dźwięk odsuwanych drzwi.

- Maja-chan znowu zasnęła przy łóżku Byakuyi – usłyszał cichy głos dziadka.
- Jak to znowu? – pomyślał.
- Tyle razy ją prosiłem, żeby normalnie położyła się spać. To przez to chodzi ciągle zmęczona.
- Kuchiki-san, wiesz, że próby zmuszenia jej do wyjścia z tego pokoju są bezcelowe – odezwał się Gato.
- Unohana-taichou, powiedziała, że rana całkiem się zagoiła i powinien się wkrótce obudzić, dlatego już nie powinniśmy się martwić – usłyszał zrezygnowane westchnięcie. – Przeniosę ją, musi się choć trochę wyspać.
- Od trzech tygodni niedojada i niedosypia. Jak tak dalej pójdzie, to sama zachoruje – w głosie starego służącego było słychać zmartwienie.

Poczuł, jak jego dziadek pochyla się nad materacem. Jednak, zanim zdążył podnieść dziewczynę, Byakuya chwycił go za rękę.
- W porządku, nie przeszkadza mi – rozległ się jego lekko schrypnięty głos.
- Byakuya! Obudziłeś się. Jak się czujesz? Wszystko w porządku – dopytywał się uradowany Ginrei.
- Czuję się dobrze. Czy możecie mi wyjaśnić, co mieliście na myśli mówiąc trzy tygodnie?
- Tyle czasu byłeś nieprzytomny. Okazało się, że miecz Kazehayi był pokryty trucizną, która sprawiła, że byłeś w śpiączce. Twoja rana już całkiem się wygoiła. Kapitan czwartego oddziału powiedziała, że po obudzeniu będziesz trochę osłabiony, ale, poza tym, nic więcej ci nie dolega.
- Rozumiem. A co z moja żoną? Dlaczego nie chce jeść?
- Odkąd cię przenieśli, nawet na krok nie opuszcza tego pokoju. Cały czas o ciebie dba. Zaczęliśmy się już martwić, bo wyraźnie widać, że jest bardzo zmęczona, ale żadnym sposobem nie udało na się przemówić jej do rozumu.
Kuchiki z zaniepokojeniem spojrzał na żonę. Jej twarz była blada, a oczy podkrążone.
- Dziadku, nie musisz dłużej o tym myśleć. Dopilnuję, aby Maja-chan wróciła do sił.
Maja obudziła się cudownie wypoczęta. Rozciągnęła się na posłaniu i przewróciła na drugi bok. Jednak, po chwili podniosła się przestraszona.
- Co się dzieje? Dlaczego leżę tylko w bieliźnie? I gdzie jest Byakuya? – ze zdezorientowaniem rozejrzała się po pokoju.
- Już się obudziłaś – głos kapitana Kuchiki dochodził z drugiej części pomieszczenia. – To dobrze się składa, bo kolacja ci nie wystygnie.
- Dobrze się czujesz? – zapytała zaniepokojona.

Owinęła się kocem i podbiegła do niego. Przykucnęła na poduszce i położył mu rękę na czole, upewniając się, czy nie ma gorączki.
- Dziękuję, że się martwisz. To zaiste obowiązek żony, aby dbać o zdrowie męża.
Przy słowie obowiązek, na twarzy dziewczyny pojawił się bolesny grymas.
- Skoro wszystko już z tobą w porządku, pozwolisz, że już sobie pójdę. Mam dużo rzeczy do zrobienia – podniosła się energicznie.
Jednak, nie zdążyła zrobić nawet jednego kroku, kiedy Byakuya z powrotem pociągnął ja na poduszkę.
- Jest wieczór i nie masz już nic do zrobienia – oznajmił oficjalny tonem.
- Pomogę pani Gato przy zmywaniu naczyń.
- Pani Gato ma cały sztab pokojówek do pomocy, więc na pewno świetnie sobie poradzi bez ciebie. Masz teraz siąść i spokojnie zjeść kolację – jego ton i groźne spojrzenie nie pozwalało na żaden sprzeciw.
Maja gniewnie zacisnęła usta i chwyciła łyżkę.
- Słyszałem, że przestałaś regularnie jadać i nie śpisz wystarczająco. Bardzo mi się to nie podoba. Dlatego, nie życzę sobie więcej takiego zachowania.
- To moja sprawa, więc nie musisz się tym przejmować – wymamrotała pomiędzy kęsami.
- Twoim obowiązkiem jest dbać o swoje zdrowie. Co by było, gdybyś była w ciąży? Naraziłabyś nie tylko siebie, ale również dziecko. Powinnością żony rodu Kuchiki…

Łyżka z trzaskiem upadła na podłogę. Zaskoczony Byakuya spojrzał na Maję. Zaczerwienione policzki, łzy w oczach, dłonie zaciśnięte w pięści. Cała jej postać wyrażała urazę i złość.
- OBOWIĄZEK! POWINNOŚĆ! Mam już tego serdecznie dość! – wykrzyknęła. – Tylko to się dla ciebie liczy, tylko tym dla ciebie jestem – podniosła się i skierowała się do wyjścia.
Zatrzymała się w połowie drogi i nie odwracając się w jego stronę, zaczęła mówić.
- Nie martw się, gdybym była w ciąży, nigdy bym do tego nie dopuściła. To dziecko byłoby dla mnie największym skarbem. Troszczyłabym się o nie z całych sił, bo ono należałoby do mnie, a aj do niego… Przynajmniej ono by mnie kochało – powiedziała, drżącym głosem i ponownie ruszyła do drzwi.

Byakuya siedział jak skamieniały, wpatrując się w plecy dziewczyny. Po chwili, znowu dobiegł go jej głos.
- Jak pójdziesz jutro do biura, to przyjdę spakować swoje rzeczy. Porozmawiam z dziadkiem, więc nie będziesz musiał nic mu wyjaśniać. Powiem mu, że to ja odchodzę i to nie ma nic wspólnego z tobą. Nie będę już więcej dla ciebie przykrym obowiązkiem.
- Co ona przed chwilą powiedziała?! Jak to odchodzi?! – krzyczały jego myśli.
Błyskawicznie poderwał się na nogi, podszedł do niej i chwycił dłoń, którą miała właśnie otworzyć drzwi.
- Nie pozwalam. Słyszysz? – odwrócił ją twarzą do siebie. Zobaczył, jak po jej policzkach bezgłośnie płyną łzy. – Jestem twoim mężem i zabraniam ci.
Ze złością wytarła wilgotne policzki i próbowała się odwrócić, aby odejść odejść, ale nie pozwoliły jej na to dłonie, mocno obejmujące jej ramiona.
- Jeśli martwisz się o swój honor, to możesz przestać. Powiem wszystkim, że zmusiło cię do tego moje karygodne zachowanie – szarpnęła się, próbując się uwolnić z jego uścisku.
- Wydawało mi się, że zrozumiałaś za pierwszym razem, iż nie życzę sobie, abyś gdziekolwiek odchodziła – złapał ją za podbródek, zmuszając, aby na niego spojrzała.
Maja powoli uniosła, uwolnioną dłoń i położyła ją na policzku męża.
- Myślałam, że wystarczy mi samo bycie przy tobie. Kiedy po mnie przyszedłeś do domu Abhiraja… wydawało mi się, że trochę ci na mnie zależy, ale ty znowu mówiłeś o obowiązku. Pomyślałam sobie, że to nic takiego, że wytrzymam, skoro mogę na ciebie patrzeć – z jej oka potoczyła się pojedyncza łza. – Kocham cię tak bardzo, że mogę oddać za ciebie życie, ale nie zgadzam się, aby być dłużej traktowana jak powinność. Wolę odejść – siłą zdjęła ze swojego ramienia, wciąż trzymającą ją dłoń.
Ostatni raz popatrzyła Byakuyi w oczy i bez słowa opuściła pokój.

Kuchiki stał zdezorientowany na środku sypialni. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Nie czuł się tak, nawet po śmierci Hisany. Całą jego pierś ogarnął niezrozumiały ból.
- Jak ona mogła mi to zrobić?! Powinna wiedzieć, że jest dla mnie ważna. Przecież, nie wprowadziłbym do rodziny kogoś, kto na to nie zasługuje.

Po raz pierwszy w życiu, nie wiedział, co ma zrobić. Po chwili, w jego głowie odezwał się, zagłuszany wcześniej głos.
- Czy kiedykolwiek jej o ty powiedziałeś? Maja nie jest jasnowidzem, nie jest wstanie się domyśleć, że ją kochasz. Poza tym, całym swoim zachowaniem całkowicie przeczysz temu, co do niej czujesz.
Byakuya zdumiony uniósł głowę.
- Kocham ją?! Co za niedorzeczność. Nie będę mieszał do tego emocji. Wszystko mogę logicznie wyjaśnić.
- Idioto! Oszukujesz sam siebie! Doskonale wiesz, że ją kochasz! A teraz idź i jej to powiedz, zanim będzie za późno!
Na jego twarzy pojawił się zdeterminowany wyraz. Zdecydowanym ruchem otworzył drzwi i wbiegł do ogrodu. Rozejrzał się gorączkowo, poszukując żony.

Była tam. Pochylona nad stawem, zanurzała rękę w wodzie. Robiła tak zawsze, gdy było jej smutno i potrzebowała się uspokoić.
Ruszył bezszelestnie w jej kierunku. Podniósł ją i gwałtownie do siebie przytulił. Poczuł, jak krople wody z jej ręki, moczą mu, nieosłoniętą przez mundur, skórę na piersi.
- Nie możesz odejść – wyszeptał, wpatrując się w jej oczy.
Objął ja najciaśniej jak to możliwe i przybliżył do niej swoją twarz tak, że stykali się policzkami.
- Nie możesz mnie opuścić, bo ja cię kocham i należę do Ciebie, tak jak Ty należysz do mnie.

1 komentarz:

  1. Muszę przyznać, że jestem troszkę rozczarowana. Przeczytałam całość, jednak ten rozdział wydaje się inny. Można powiedzieć "nie w twoim stylu". Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń