Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

niedziela, 7 października 2012

~Najciemniej jest pod latarnią~ two shot, part 1


Był zły.
Był zmęczony.
Był głodny.
Był zły, zmęczony, głodny i czekał.
I tak już od godziny.
Czekał.
A on nie odbierał telefonu.
I dlaczego on go nie odbierał?!
Da mu jeszcze pięć minut. Tak. Tylko pięć minut. Już tyle czekał, więc pięć minut nie zrobi większej różnicy.
Przerwał wędrówkę i usiadł na jednym z krzeseł stojących pod ścianą. Przynajmniej miał gdzie poczekać.
Poderwał się przestraszony nagłym wibrowaniem komórki. Od razu odebrał, podnosząc telefon do ucha i nawet nie sprawdzając kto dzwoni.
- Hyung, gdzie jesteś? Czekam już ponad godzinę... - rozległ się jego oskarżycielski ton.
- Ji Yong-a - w słuchawce rozległ się cichy głos.
Jednak to nie był głos jego menadżera. To na pewno nie był on. Ten głos należał do jego szefa. Wiedział, że się nie myli, bo po prostu prezes YG miał zbyt charakterystyczny głos, żeby można było go z kimś innym pomylić.
- Tak? - zapytał nagle zaniepokojony.
Nie wiedział skąd wzięło się to uczucie. Pojawiło się niespodziewanie. Zaczęło pełznąć w dół kręgosłupa, zostawiając za sobą nieprzyjemną gęsią skórkę. Zbliżyło się do serca, ciasno je obejmując i przyspieszając jego rytm. Zrosiło plecy zimnym potem.
- Ji Yong-a, tylko się nie denerwuj - w głosie Yang Hyun Suk'a dało się słyszeć uspokajający ton.
- Hyung-nim, jak mam być spokojny, kiedy tak zaczynasz rozmowę - powiedział, próbując nie podnosić głosu. 
Niepokój coraz bardziej brał go w posiadanie. Wsiąkał mu w skórę. Porami wlewał się do środka. Próbował wyrwać mu resztki opanowania, którego rozpaczliwie starał się nie wypuszczać z objęć.
- To naprawdę nic poważnego, dlatego nie musisz się martwić. Mówię tak, bo wiem, że zaraz zaczniesz panikować.
- Jak nie przejdziesz do sedna, to za chwilę naprawdę zacznę! - kilkoro przechodzących osób ukradkiem zajrzało do pokoju, słysząc jego podniesiony głos.
Mężczyzna nabrał kilka uspokajających oddechów. Chwycił palcami nasadę nosa, lekko ją ściskając i ponownie odezwał się do słuchawki.
- Hyung-nim, możesz mi powiedzieć co się stało?
- Był wypadek...
- Co?! - krzyknął przestraszony.
Jakby ktoś go wrzucił do wody. Zanurzał się. Tonął w panice. Jego palce coraz mocniej zaciskały się na komórce. Jakby szukał czegoś, czego może się chwycić.
- Czy... czy ktoś jest ranny? Jak bardzo? Co mówią lekarze? - jedno za drugim wyrzucał z siebie pytania.
- Uspokój się. Mówiłem, że to nic poważnego. Naprawdę.
- Kto? Któryś z chłopaków? Ktoś z mojej rodziny?
- Kim Nam Gook.
- Menadżer hyung! Jak to? Dlaczego? Co się stało? Jak bardzo...
- Uspokój się! Przestań panikować. Naprawdę nie stało się nic poważnego. Wypadek był groźny, ale Nam Gook na szczęście wyszedł z tego cało. Jakiś pijany idiota wsiadł za kółko. Uderzył w nasz samochód.
- Jak się czuje hyung?
- Naprawdę nic poważnego, ma tylko mnóstwo siniaków, trochę zadrapań i zwichniętą kostkę. Tamten drugi też wyszedł z tego obronną ręką. 
- Na pewno tylko tyle? Wiesz, że często nie widać czegoś na pierwszy rzut oka.
- Jesteśmy właśnie w szpitalu .... Lekarz już go dokładnie zbadał.
- Zaraz tam będę.
- Ji Yong-a nie musisz przyjeżdżać. Właśnie kogoś po ciebie wysłałem. Musisz być już bardzo zmęczony, dlatego będzie lepiej jak wrócisz do mieszkania.
- Nie. Przyjadę taksówką do szpitala, więc powiedz tej osobie, żeby tam przyjechała. Wrócę do domu dopiero jak upewnię się, że Nam Gook hyung ma się dobrze.

G Dragon czuł wyrzuty sumienia. Oplatały go cieniutką siecią i wgryzały się w podświadomość. Kiedy on siedział i wściekał się na hyung'a ten jechał w karetce do szpitala. Mógł zginąć, a on się na niego złościł, bo był głodny. Nie powinien był się tak irytować. A co jeśli to jego bezustanne wydzwanianie odwróciło uwagę Kim Nam Gook'a i przez to nie zauważył tego drugiego samochodu.
To wszystko jego wina.
Boże, mam nadzieję, że nic mu nie jest.

Nagłe szarpnięcie otworzyło drzwi, przez które już po sekundzie wpadł do sali rozgorączkowany GD. Rozejrzał się po pokoju i dopadł łóżka rekonwalescenta.
- Hyung, wszystko w porządku? - z uporem wpatrywał się w twarz menadżera, próbując wychwycić wszystkie nieprawidłowości. - Coś cię boli?
- Ji Yong-a, wszystko jest w porządku - odezwał się uspokajającym tonem, klepiąc GD lekko po ramieniu.
- Przepraszam - G Dragon otarł wierzchem dłoni zbierające się łzy.
- Dlaczego przepraszasz? - zaskoczony mężczyzna wyprostował się na łóżku.
- Przecież to nie twoja wina. Dlaczego przepraszasz? - odezwał się zdezorientowany prezes.
- Moja - obaj mężczyźni popatrzyli w absolutnym zaskoczeniu na młodszego mężczyznę.
- Cały czas do ciebie dzwoniłem i moje telefony cię rozproszyły. Nie zdążyłeś zauważyć tego auta...
- Kwon Ji Yong. Uspokój się - rozległ się kategoryczny głos menadżera. - To nie jest twoja wina. Nic mnie nie rozproszyło. Ten człowiek był pijany. Nagle zjechał ze swojego pasa prosto na mnie. Nie miałem szans na ucieczkę. Nie było nawet gdzie uciekać. Nie rozproszyły mnie żadne twoje telefony - uderzył go lekko w czoło. - Przestań wymyślać jakieś głupoty.
- Na pewno? - zapytał jeszcze nie do końca przekonany.
- Na pewno. Dlatego uśmiechnij się wreszcie. Przyszedłeś przecież odwiedzić pacjenta. Nie wiesz, że pozytywna postawa działa cuda i leczy pacjentów?
Usta GD rozciągnęły się w półuśmiechu, a ramiona opadły z ulgą. Poczuł jakby ktoś chwycił go za rękę i wyciągnął na powierzchnię. Hyung na szczęście był cały i wszytko było w porządku. Mógł się w końcu odprężyć.
- Pozostaje jeden problem - ciszę przerwał głos Yang Hyun Suk'a.
- Problem? Jaki problem? Przecież menadżer hyung ma się dobrze?
- Wszystko się zgadza, ale lekarz zabronił mu cokolwiek robić przez najbliższe dwa tygodnie, więc zostajesz bez menadżera.
- Przecież sobie poradzę.
- Chłopcy są zajęci, więc żaden z ich menadżerów nie będzie miał czasu się tobą zajmować.
- Wytrzymam dwa tygodnie bez menadżera.
- Nie, tak nie może być. Już po kogoś zadzwoniłem. Niedługo tu będzie.
- Ale... - uniesiona ręka ucięła jego protest.
- Nie. Musisz mieć menadżera. Nie poradzisz sobie sam i doskonale o tym wiesz. To nie to, że nie wierzę w twoje umiejętności. Tego jest po prostu za dużo i nie będziesz w stanie sam wszystkiego zorganizować. To fizycznie niemożliwe, a ty doskonale o tym wiesz. Nie masz nic do gadania.
- Dobra, już dobra. Poddaję się. Zgadzam się na wszystko - podniósł ręce w geście rezygnacji.
W tej właśnie chwili rozległo się delikatne pukanie i po chwili otworzyły się drzwi.
- Dzień dobry.

To się nie mogło dziać. Dlaczego to właśnie ta osoba. Dlaczego pośród wszystkich pracowników szef wybrał właśnie tą konkretną osobę. Rozumiem, że często z nimi pracowała, ale na Boga, inni też. Dlaczego?!
Oparł głowę o zagłówek siedzenia i ciężko westchnął, przypominając sobie niedawną rozmowę z CEO.
- Hyung-nim, może ktoś inny? 
- Dlaczego? Pokłóciliście się? - zapytał z zaskoczeniem w głosie.
- Nie - szybko pomachał ręką w zaskoczeniu.
- W takim razie, w czym problem?
- Yyyy...
- Zatem...?
GD zaczął się w panice zastanawiać nad jakąś wymówką. Gorączkowo próbował znaleźć jakikolwiek argument, który poparłby jego prośbę.
- Za... za młoda! Właśnie! Ona jest za młoda.
- Ji Yong-a, Mia jest niewiele od Ciebie młodsza i doskonale o tym wiesz. Poza tym często z wami pracowała, więc dobrze się znacie - podniósł rękę, uciszając próbującego mu przerwać mężczyznę. - Do tego od jakiegoś czasu pomagała Nam Gook'owi przy twoim grafiku, więc się w nim orientuje.
- Co? Nie wiedziałem o tym.
- Jest zdolna i chce się uczyć, więc daję jej tą szansę. Twój menadżer jest naszym wieloletnim pracownikiem, dlatego może się od niego dużo dowiedzieć. Dlatego nie wymyślaj sztucznych problemów. Rozumiem, że mamy to już z głowy? - uniósł pytająco brew.
G Dragon pokiwał z rezygnacją na zgodę.
Z jego ust wyrwało się kolejne westchnienie. Musiał to jakoś wytrzymać. W końcu dwa tygodnie to wcale nie tak długo.... Popatrzył na dziewczynę siedzącą za kierownicą. Tylko dlaczego miał wrażenie, że to będą dwa najbardziej frustrujące tygodnie w jego życiu?...

- Oppa, czy ty jesteś na mnie zły?
Ji Yong drgnął w zaskoczeniu, upuszczając torbę z zakupami na podłogę.
Już od kilku dni razem pracowali i mógł powiedzieć, że współpraca układała im się względnie dobrze. Nie było tak źle jak się spodziewał. Przynajmniej było tak prawie cały czas. Wyjątek stanowiło tu coś, co nazywał MOMENTAMI. MOMENTY to chwile, kiedy tracił na chwilę czujność i zapominał, że ma udawać, że Mia mu się nie podoba. Tak bardzo się starał, żeby to jak najrzadziej miało miejsce, ale czasami nic nie mógł na to poradzić.
To wszystko jej wina. Dlaczego kręci się koło niego rozsiewając za sobą delikatny zapach perfum? Dlaczego zostawia rozpuszczone włosy, które muskają jej długą szyję? Dlaczego nosi opinające ją jak druga skóra legginsy albo krótkie spódnice odsłaniające kolana? Dlaczego kiedy odwraca się do niego w samochodzie, podając mu kawę to kusi go lekko odsłoniętym obojczykiem? Dlaczego?!
W chwilach szczerości musiał przyznać, że tak naprawdę dziewczyna nie jest niczemu winna. Przecież nie miała wpływu na to, że się w niej zakochał. Tak. Nie miał co się oszukiwać. Już od dłuższego czasu był zakochany w Mii. A ona... A ona miała chłopaka.
- Oppa? - w jej głosie pobrzmiewało zaniepokojenie.
- Nie jestem na ciebie zły - odpowiedział najspokojniej jak mógł.
- Na pewno? - popatrzyła na niego jeszcze z pewną dozą niepewności.
- Na pewno - wymusił na wargach szeroki uśmiech.
Twarz Mii pojaśniała z radością.
- W takim razie pójdę po resztę siatek - odwróciła się na pięcie i wybiegła z mieszkania.
Lider Big Bang powoli wypuścił długo wstrzymywane powietrze. Wzięła go znienacka. Kompletnie nie był na to przygotowany. Na szczęście udało mu się z tego jakoś wybrnąć, ale przez chwilę miał ochotę udzielić jej zupełnie innej odpowiedzi.
Zły? Oczywiście, że nie. Pozwól mi wytłumaczyć. Bo widzisz, za każdym razem jak przerzucasz włosy przez prawe ramię i odsłaniasz swoją białą szyję to mam ochotę wbić się w nią ustami. Mam ochotę zaatakować twoje wargi i całować cię aż zabraknie nam tchu. Chcę cię ciasno objąć i czuć każdą wypukłość twojego ciała. I widzisz... w pewnym momencie takie myśli stają się bardzo niewygodne. Gorączka zaczyna trawić moje ciało, a szczęki mocno się zaciskają. Tobie może się wydawać, że to złość, ale zapewniam cię, że to nie tak. To pożądanie. Pożądanie i miłość, która coraz mocniej oplata moją duszę i sprawia, że zachowuję się jak kompletny dupek.
Zatopiony w myślach nie zauważył dziewczyny, która obładowana torbami szła prosto w jego kierunku. Wpadła na niego z pełnym impetem, rozrzucając na okoły wszystkie trzymane pakunki. Ji Yong odruchowo wyciągnął rękę i przyciągnął ją do siebie, chroniąc przed upadkiem.
Mia chwyciła go w pasie, ciasno się do niego przytulając. Ich ciała wyglądały jakby stopiły się w jedno. Nie było wiadomo, gdzie kończyło się jedno a zaczynało drugie. Mężczyzna czuł miękkość jej ciała wtulającą się w jego klatkę piersiową i brzuch. Słyszał jej świszczący oddech i czuł lekko napierające na niego piersi. Cały był jednym wielkim nerwem wrażliwym na nawet najmniejsze poruszenie dziewczyny. Każdy jej oddech podrażniał jego rozgrzaną skórę.
Zaraz... Jak szło to powiedzenie? Uważaj o co prosisz...?
Na jego czole zaczęły pojawiać się kropelki potu, a nozdrza drgały wciągając zapach jej ciała. Nie mógł już tego znieść. Jeszcze chwila i zrobi coś głupiego, błaźniąc się.
Szybko odepchnął ją na odległość ramienia i popatrzył na lekko zarumienią twarz dziewczyny.
Dlaczego się rumieni? Ze strachu? Tak, to na pewno dlatego.
- Posprzątaj to - powiedział such głosem i skierował się sztywnym krokiem do łazienki.

Dwa dni później. Hotel na wyspie Jeju.
Cały weekend na wyspie. Koncert, kilka wywiadów i wolne. Półtora dnia odpoczynku, od sobotniego popołudnia do poniedziałkowego poranka, kiedy muszą wracać do Seulu. Właśnie, muszą, liczba mnoga. Mia jako jego tymczasowa menadżerka oczywiście musiała z nim pojechać. Nie było innego wyjścia.
Od ostatniego incydentu jeszcze bardziej się pilnował, uważając na każdym kroku aby się do niej za bardzo nie zbliżyć. Niestety cała sytuacja była nieco uciążliwa, ale poradzi sobie. Przecież jest G Draogon'em. Raperem, producentem, liderem. Na pewno sobie poradzić. Chyba.
Popatrzył na dziewczynę, siedzącą naprzeciw niego i napychającą sobie buzię jedzeniem.
- Mia?
- Tak - przełknęła i popatrzyła na niego z ciekawością.
- A twój chłopak nie ma nic przeciwko temu, że wyjechałaś na cały weekend?
- Chłopak? Jaki chłopak? - miała zdezorientowany wyraz twarzy.
- No twój... - powiedział z wahaniem.
- Ale ja nie mam chłopaka.
- Jak to nie masz? Przecież Hyung Soo powiedział...
- Aaaaa! - pokiwała głową ze zrozumieniem. - Nie mam chłopaka. Tak tylko mu powiedziałam, bo nie chciał się ode mnie odczepić. Oppa, wiesz jaki on jest, nie docierało do  niego, że mi się nie podoba. Dał sobie spokój dopiero jak mu powiedziałam, że kogoś mam - nagle oblała się rumieńcem i nieśmiało na niego popatrzyła. - Ale to  nie prawda. Nie mam chłopaka.
G Dragon poczuł jak jego serce wyrywa się do szaleńczego biegu.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajny wstęp :D

    Najbardziej podoba mi się te momenty kiedy GD jest taki wrażliwy i z poczuciem winy :D

    OdpowiedzUsuń