Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

wtorek, 26 lipca 2011

Zmieniony Rozdział XVI ~ Apetyt rośnie w miarę jedzenia

Przepraszam tych, którzy czekali na dalszy rozwój wypadków, ale byłam zajęta pisaniem pracy dyplomowej i późniejszą obroną, dlatego nie miałam czasu, żeby tutaj zaglądać. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.Tak jak obiecałam, przerobiłam rozdział szesnasty. Pierwsza część jest bez zmian, ale zakończenie jest inne. Nie wiem, czy Wam się spodoba, ale pozwala na dalsze kontynuowanie historii. Postaram się szybko znowu coś wrzucić, dlatego sprawdzajcie mojego bloga na bieżąco. :)Enjoy :D


Byakuya poczuł ciężar, spoczywający mu na nodze. Powoli otworzył oczy i zauważył Maję, leżącą w poprzek łóżka, z głową ułożoną na jego udzie. Jej drobne dłonie obejmowały mocno jego rękę. Na twarzy Kuchiki-taichou pojawił się wyraz zdezorientowania. Zamknął z powrotem oczy i próbował przypomnieć sobie, co się stało. Pamiętał, co zaszło na polanie i to, że Maja zaniosła go do pensjonatu. Jednak, wciąż pozostawało dla niego zagadką, jakim cudem, tak szybko udało się go przenieść do rezydencji.
Jego rozmyślania przerwał dźwięk odsuwanych drzwi.
- Maja-chan znowu zasnęła przy łóżku Byakuyi – usłyszał cichy głos dziadka.
- Jak to znowu? – pomyślał.
- Tyle razy ją prosiłem, żeby normalnie położyła się spać. To przez to chodzi ciągle zmęczona.
- Kuchiki-san, wiesz, że próby zmuszenia jej do wyjścia z tego pokoju są bezcelowe – odezwał się Gato.
- Unohana-taichou, powiedziała, że rana całkiem się zagoiła i powinien się wkrótce obudzić, dlatego już nie powinniśmy się martwić – usłyszał zrezygnowane westchnięcie. – Przeniosę ją, musi porządnie się wyspać.
- Od trzech tygodni niedojada i niedosypia. Jak tak dalej pójdzie, to sama zachoruje – w głosie starego służącego było słychać zmartwienie.

Poczuł, jak jego dziadek pochyla się nad materacem. Jednak, zanim zdążył podnieść dziewczynę, Byakuya chwycił go za rękę.
- W porządku, nie przeszkadza mi – rozległ się jego lekko schrypnięty głos.
- Byakuya! Obudziłeś się. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? – dopytywał się uradowany Ginrei.
- Dobrze się czuję. Czy możecie mi wyjaśnić, co mieliście na myśli mówiąc o trzech tygodniach?
- Tyle czasu byłeś nieprzytomny. Okazało się, że miecz Kazehayi był pokryty trucizną, która sprawiła, że byłeś w śpiączce. Twoja rana już całkiem się wygoiła. Kapitan czwartego oddziału powiedziała, że po obudzeniu będziesz trochę osłabiony, ale, poza tym, nic więcej ci nie dolega.
- Rozumiem. A co z moja żoną? Dlaczego nie chce jeść?
- Odkąd cię przenieśli, nawet na krok nie opuszcza tego pokoju. Cały czas o ciebie dba. Zaczęliśmy się już martwić, bo wyraźnie widać, że jest bardzo zmęczona, ale żadnym sposobem nie udało na się przemówić jej do rozumu.
Kuchiki z zaniepokojeniem spojrzał na żonę. Jej twarz była blada, a oczy podkrążone.
- Dziadku, nie musisz dłużej o tym myśleć. Dopilnuję, aby Maja-chan wróciła do sił.
Maja obudziła się cudownie wypoczęta. Rozciągnęła się na posłaniu i przewróciła na drugi bok. Jednak, po chwili podniosła się przestraszona.
- Co się dzieje? Dlaczego leżę tylko w bieliźnie? I gdzie jest Byakuya? – ze zdezorientowaniem rozejrzała się po pokoju.
- Już się obudziłaś – głos kapitana Kuchiki dochodził z drugiej części pomieszczenia. – To dobrze się składa, bo kolacja ci nie wystygnie.
- Dobrze się czujesz? – zapytała zaniepokojona.
Owinęła się kocem i podbiegła do niego. Przykucnęła na poduszce i położył mu rękę na czole, upewniając się, czy nie ma gorączki.
- Dziękuję, że się martwisz. To zaiste obowiązek żony, aby dbać o zdrowie męża.
Przy słowie obowiązek, na twarzy dziewczyny pojawił się zirytowany grymas.
- Skoro wszystko już z tobą w porządku, pozwolisz, że już sobie pójdę. Mam dużo rzeczy do zrobienia – podniosła się energicznie.
Jednak, nie zdążyła zrobić nawet jednego kroku, kiedy Byakuya z powrotem pociągnął ja na poduszkę.
- Jest wieczór i nie masz już nic do zrobienia – oznajmił oficjalny tonem.
- Pomogę pani Gato przy zmywaniu naczyń.
- Pani Gato ma cały sztab pokojówek do pomocy, więc na pewno świetnie sobie poradzi bez ciebie. Masz teraz siąść i spokojnie zjeść kolację – jego ton i groźne spojrzenie nie pozwalało na żaden sprzeciw.
Maja gniewnie zacisnęła usta i chwyciła łyżkę.
- Słyszałem, że przestałaś regularnie jadać i mało śpisz. Bardzo mi się to nie podoba. Dlatego, nie życzę sobie więcej takiego zachowania.
- To moja sprawa, więc nie musisz się tym przejmować – wymamrotała pomiędzy kęsami.
- Twoim obowiązkiem jest dbać o swoje zdrowie. Co by było, gdybyś była w ciąży? Naraziłabyś nie tylko siebie, ale również dziecko. Powinnością żony rodu Kuchiki…

Łyżka z trzaskiem upadła na podłogę. Zaskoczony Byakuya spojrzał na Maję. Zaczerwienione policzki, żądza mordu w oczach, dłonie zaciśnięte w pięści. Cała jej postać wyrażała najwyższy stopień irytacji.
- Widzę, że twój język też ma się dobrze – jej słowa aż ociekały złośliwością.
- Mojemu językowi od początku nic nie było – ponownie posadził ją na poduszce. – Dokończ jeść.
Dziewczyna założyła ręce i gniewnie zacisnęła usta.
- Żono, powiedziałem coś – zaczął ostrzegawczo, ale Maja tylko zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem i odwróciła głowę.
- Nie wolno ci się mi sprzeciwiać. Poślubiłem cię, należysz do mnie i musisz mnie słuchać – Byakuya wiedział, że igra z ogniem. Już dobrze poznał temperament swojej żony, dlatego był świadomy reakcji jaką wywołają te słowa. Jednak uznał, że warto podjąć takie ryzyko, bo dzięki temu szybciej osiągnie to co sobie zaplanował. Okazało się, iż nie pomylił się w swoich kalkulacjach. W chwili, gdy skończył mówić, oburzona Maja otworzyła usta, aby mu odpowiednio odpyskować. I właśnie na ten moment czekał. Błyskawicznie chwycił łyżkę, nabrał na nią jedzenie i wepchnął żonie do buzi. Zaskoczona dziewczyna odruchowo próbowała wszystko wypluć, ale Kuchiki uprzedzając fakty zatkał jej dłonią usta.
- Pogryź i połknij, bo się zakrztusisz – powiedział jak do małego dziecka. – Widzisz, nie było tak trudno, prawda? I po co tyle krzyku?

To była jedna z takich chwil, w których mówi się, że gdyby wzrok mógł zabijać to właśnie ktoś padłby trupem.
Kapitan nie zrażony złością żony, spokojnie nabrał kolejną łyżkę i zabrał swoja rękę z jej twarzy.
-Ty bezczelny…! – Nie udało jej się dokończyć, zanim znowu zapakował jej jedzenie do ust. Wyrwała mu jego chwilowe narzędzie tortur i sama zabrała się za dokończenie kolacji. Cały czas bacznie obserwując swojego męża, na którego twarz widniał wielce irytujący, pełen satysfakcji uśmiech.
- Już – odsunęła od siebie pustą miskę. – Zadowolony?
- Szalenie.
- Zatem teraz mi wybaczysz. Idę się wykąpać.

Byakuya mógł przysiąc, że pierwszy raz w życiu słyszał, jak komuś udało się trzasnąć przesuwanymi drzwiami.
Osunął się znużony na poduszkę.
- Cóż, przynajmniej udało mi się wywołać w niej gniew – powiedział w zadumie. – To zawsze jakiś postęp. Przynajmniej przestała traktować mnie z chłodnym dystansem.
Jednak w przypływie szczerości pomyślał, że nie jest już dłużej w stanie się tylko tym zadowolić. Przed oczami ciągle pojawiał mu się obraz Mai krzyczącej, że go kocha. Chciał to znowu usłyszeć. Musiał to znowu usłyszeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz