- Zakładam, że Byakuya jest już zdrowy - powiedział Abhiraj wpuszczając zagniewanego gościa do środka.
- Jak jakaś cholerna ryba - padła złośliwa odpowiedź. - Mam już go serdecznie dość.
Kapitan usiadł spokojnie zupełnie ignorując nerwową wędrówkę dziewczyny po pokoju.
- Nie mogę z nim być. Nie wytrzymam tak dłużej.
Mężczyzna obserwował pełne złości kroki swojej przyjaciółki oczekując na jej dalsze słowa. Był pewien, że na pewno za chwilę usłyszy wyjaśnienie jej złego humoru.
- Nie pozwala mi nic robić - zatrzymała się na środku pokoju. - Ciągle tylko każe mi odpoczywać. Nie mogę nawet wyjść spotkać się z przyjaciółmi. Wiesz co musiałam zrobić, żeby tu się dostać?! Przełaziłam przez mur jak jakiś złodziej! Pewnie mam jeszcze we włosach liście z tego przeklętego drzewa, na które musiałam się wspiąć - w chwili kiedy skończyła mówić, jakby na potwierdzenie tych słów, na podłogę upadła połamana gałązka.
Zrezygnowana osunęła się na podłogę.
- Widzisz!
- Maju, słonko twój mąż się o ciebie martwi. To normalne w małżeństwie.
- Normalne?! To ON był ranny, nie ja. To ON o mało nie umarł, nie ja.
- Słuchaj...
- Nie. Wystarczy. Nie musisz nic mówić - wyciągnęła przed siebie rękę. - To koniec. Odchodzę od niego.
Brew Abhiraja gwałtownie podjechała do góry. Widząc ironiczny wyraz jego twarzy, Maja ze zrezygnowaniem opuściła głowę.
- Masz rację. Nie mogę tego zrobić. I tak mnie znajdzie i sprowadzi z powrotem.
- Bardzo go kochasz, prawda?
- Nie - padła szybka odpowiedź. Zbyt szybka.
- Wiesz, że mu na tobie zależy. Nie zachowywałby się w ten sposób, gdyby tak nie było. Chodź, siadaj - poklepał miejsce obok siebie. - Jestem pewien, że jak na spokojnie się nad tym zastanowimy, to na pewno uda nam się coś wymyślić.
- Nie chce mi się już nad tym myśleć. I tak nic lepszego już nie wykombinuje.
- Masz jakiś plan? Co zamierzasz zrobić?
- Dziecko.
Po usłyszeniu tej stanowczej deklaracji Abhiraj zaniósł się nerwowym kaszlem.
- Co? Mogłabyś mi to wytłumaczyć - zaczął ostrożnie.
- To proste. On ciągle gada o moich obowiązkach jako żony rodziny Kuchiki. Jeden z nich to urodzenie dziedzica.
- Nie bardzo rozumiem...
- Mój mąż dostanie następcę, a ja dzięki dziecku będę miała kogoś, kto mnie bezwarunkowo pokocha.
- Wiesz, że do tego potrzeba aktywnego udziału mężczyzny... - nagle na jego twarzy pojawiło się przerażenie. - Nie mów mi, że zamierzasz zacząć spotykać się z kimś innym?! - Teraz to kapitan Mungen zaczął nerwowo chodzić po pokoju. - Kuchiki nigdy nie powiedziałby, że dziecko nie jest jego, bo to byłby cios dla jego dumy. Nie wyrzuciłby cię też z domu, bo to jak przyznanie, że żona przyprawiła mu rogi.... Auuuu... - Abhiraj zaczął podskakiwać na jednej nodze trzymając się za kostkę, w którą przed chwilą Maja wymierzyła mu kopniaka.
- Durniu! Co ty wygadujesz? Kto tu mówi o jakimkolwiek zdradzaniu!
- Więc jak...
- Oczywiście, że dziecko będzie mojego męża. Chyba nie wątpisz w jego możliwości w tym zakresie? - jej oczy zwęziły się w szparki.
- Przecież mówiłaś, że masz go dość, dlatego pomyślałem, iż wy nie...
- Boże! Bo zaraz znowu ci trzepnę - ostrzegawczo podniosła pięść.
Po chwili westchnęła i usiadła zrezygnowana.
- Dziecko będzie miało w sobie część Byakuyi. Dzięki temu będę mogła kochać i być kochana przez kogoś, kto jest związany z mężczyzną, którego darzę uczuciem.
- Mówiłaś, że go nie kochasz.... Auuuuuuu!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz