Key podszedł szybkim krokiem do drzwi. Dzisiaj były jego pierwsze
korepetycje. Spędził mnóstwo czasu, przygotowując się do tego spotkania. Chyba
ze trzy razy się przebierał, zanim wreszcie
zdecydował, że dobrze wygląda. W końcu nie mógł sobie pozwolić na
fuszerkę. Miał plan do wykonania i nie miał zamiaru zawalić.
Klepnął się lekko w policzki. – Pamiętaj, pozytywne nastawienie! Do
dzieła! – wyczarował na twarzy szeroki uśmiech, zamaszystym gestem otworzył
drzwi i… - Kurwa – nagle mu się wyrwało.
Szybko się opanował, kiedy jedna z brwi dziewczyny powędrowała wysoko
do góry. Odchrząknął i ponownie się uśmiechnął. – Ty pewnie jesteś moją
korepetytorką? – cholera, cholera, cholera!
Nie jest ładna. Dlaczego ona nie jest ładna? Opanuj się. No dalej, szerzej się
uśmiechnij.
- Cześć.
Jestem Oliwia. Twoja mama umówiła spotkanie. – przynajmniej jest młoda. Są jakieś plusy. Nie jest tak źle.
- Tak. Jestem Kibum, ale wszyscy mówią mi Key.
- Wiem – padła krótka odpowiedź.
- Wiesz? – spojrzał zaskoczony.
- Wpuścisz mnie? – zmieniła temat.
- A tak, przepraszam. Proszę, wejdź – odsunął się i
wpuścił ją do środka, kierując się do salonu. – Napijesz się czegoś?
- Na razie dziękuję.
Dziewczyna od razu klęknęła przy niewielkim stole i rozłożyła na nim
książki, wyciągnięte z przepastnej torby.
- Więc Oliwio… - Key rozparł się na kanapie. – Może
powiesz mi coś o sobie? – uśmiechnął się do niej uwodzicielsko.
W końcu miał do wykonania plan. Nie pozwoli, żeby drobne niedogodności
stanęły mu na drodze.
Jednak jego uśmiech nie odniósł spodziewanego efektu, bo dziewczyna
ciągle skupiona na książkach, nie zaszczyciła go nawet jednym spojrzeniem.
Zazgrzytał ze złości zębami i głęboko wciągnął powietrze, próbując się
uspokoić. Z wysiłkiem złagodził rysy twarzy, bo z doświadczenia wiedział, że
grymasy wpływają też na tembr głosu. Otworzył usta, chcąc znowu do niej
zagadać, ale dziewczyna nagle podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. Dlaczego zasłania tymi paskudnymi okularami
takie ładne oczy? Mają taki intensywny odcień zieleni i są otoczone długimi i
czarnymi jak smoła rzęsami. Ciekawe jakiego koloru ma włosy? Mogłaby zdjąć tą
czapkę.
- Zaczniemy od podstaw, bo muszę się zorientować,
co już umiesz – oznajmiła rzeczowym tonem.
- Umiem? – zapytał zdezorientowany.
- Angielski? Pamiętasz? Po to tu jestem.
- Ale może najpierw porozmawiamy – użył swojego
uwodzicielskiego tonu, działającego na nawet najbardziej oporne dziewczyny.
- Słuchaj – Oliwia rzuciła mu twarde spojrzenie. –
Twoja mama płaci mi naprawdę ciężkie pieniądze za te korepetycje i mam zamiar
na nie zapracować. Odciąganie nie ma żadnego sensu. Jeśli nie chcesz, to po
prostu jej to powiedz i nie marnuj mojego czasu. Przez to, że mamy spotykać sie
przynajmniej dwa razy w tygodniu musiałam odmówić innej osobie, której w
przeciwieństwie do ciebie, naprawdę zależało na tych zajęciach, więc się po
prostu skup.
Key oniemiały wpatrywał się w dziewczynę. Pierwszy raz coś takiego go
spotkało. Czuł, jak zaczyna narastać w nim złość. Jak ona mogła mi tak powiedzieć? Cholera, zignorowała mnie! To
niemożliwe, mój urok nie zadziałał?!
- To, co? Mogę liczyć na twoją współpracę?
- A skąd mam wiedzieć, że się do tego nadajesz? Że
jesteś tak dobra jak twierdzisz? – powiedział opryskliwie.
- O, to proste. Jestem dwujęzyczna. Podstawówkę i
gimnazjum uczyłam się w Wielkiej Brytanii. Ostatnio zrobiłam tam też
certyfikat. Najwyższy poziom. Jak chcesz, to mogę ci go przynieść na następne
spotkanie – popatrzyła się na niego z pytaniem w oczach.
- Nie ma takiej potrzeby – powiedział zirytowany.
- W takim razie, czy możemy zaczynać? – pytająco
uniosła brew.
- Taa, jasne – machnął lekceważąco ręką.
- To odmień czasownik to be przez osoby.
- Co?!
- I co ci kazała zrobić? – Taemin zapytał
rozbawionym głosem.
- To be –
kwaśno się na niego popatrzył. – Przez osoby.
Chłopaki przez chwilę patrzyli na niego, z całej siły próbując
powstrzymać śmiech. I udało im się. Przez całe pięć minut. Po czym z ich gardeł
wydobył się niekontrolowany chichot. Śmiali się tak mocno, że aż pociekły im
łzy.
Key siedział poirytowany na kanapie z założonymi rękami i naburmuszoną
miną. Kiedy atak histerycznego śmiechu zaczął im w końcu przechodzić, rzucił im
zezłoszczone spojrzenie. – Skończyliście już?
Jonghyun klepnął go lekko w ramię. – Sorry stary, ale no wiesz,
musiała sprawdzić ten.. no… poziom
twojej wiedzy.
- Ha. Ha. Dobijaj mnie jeszcze bardziej.
- Kibum, nie przejmuj się. Na pewno będzie dobrze –
Taemin uśmiechnął się do niego z otuchą. – To jak? Co zrobiłeś? Rzuciłeś jej
spojrzenie „wiesz, że mnie pragniesz i jak będziesz grzeczna, to może
dostaniesz kawałek”?
- Nawet nie zwróciła na mnie uwagi – zrezygnowany
zsunął się na kanapie, wyciągając nogi przed siebie.
- Nie łam się. To dopiero początek. Przecież żadna
ci się nie oprze. No – Jonghyun wygodnie się wyciągnął. – Chyba, że mnie
spotka. Wtedy pozamiatane. Ej, a może po prostu nie jesteś w jej typie? Może
następnym razem wpadniemy z Tae i urobimy ją dla ciebie? Ładna jest?
- Jest… młoda.
- Młoda? Tylko tyle? – Jong ciągnął go za język.
- Zero makijażu, włosy całkowicie schowane pod
czapką, prawie cała twarz zasłonięta szpetnymi okularami i ciuchy! – wzniósł
ręce do nieba. – Jakieś szaro-bure bezkształtne worki!
- Aż tak źle? – Tae popatrzył na niego rozbawiony.
Wszyscy wiedzieli, że główną słabością Key jest moda. Zawsze był
świetnie ubrany i lubił dziewczyny, które miały do tego zmysł. A tym, czego
najbardziej nie cierpiał, były właśnie szaro-bure ciuchy.
Kibum przez chwilę mocno się nad czymś zastanawiał. Założył ręce za
głowę i zagryzł wargi, patrząc bezmyślnie w przestrzeń. Po chwili zaczął mówić
jakby sam do siebie. – Oczy. Z tego co udało mi się dojrzeć za tymi szkłami,
miała bardzo ładne oczy. Zielone jak mech.
- Ty – Jognhyun szturchnął go w brzuch. – Od kiedy
ty używasz takich poetyckich określeń? Zielone
jak mech – podniósł głos, przedrzeźniając przyjaciela.
Key szybko się wyprostował, przymierzając się do trzepnięcia Jong’a w
tył głowy, ale przerwał mu dźwięk dzwonka. Chwycił leżący obok telefon i
spojrzał kto dzwoni. Kiedy tylko dojrzał imię rozmówcy, jego twarzy wykrzywiła
się w grymasie.
- Cześć mamo. Co tam?
- Kibum, co ty jej zrobiłeś? – kobieta mówiła tak
głośno, że wszyscy słyszeli ją, jakby była na głośniku.
- Jak to co? Nic jej nie zrobiłem.
- Jak to nic?! – Key odsunął telefon od ucha. –
Mówiłam ci, że masz się przyzwoicie zachowywać.
- Mamo, słowo, że nic nie zrobiłem. Przecież mnie
znasz.
- No właśnie znam, dlatego…
- Co takiego ci powiedziała, że wątpisz w to, co
mówię? – wpadł jej w słowo.
- No właśnie nic – w jej głosie wyraźnie było
słychać poirytowanie.
- Nic? – Key rzucił chłopakom zdezorientowane
spojrzenie.
- Nic. Powiedziała, że sporo wiesz i nie przewiduje
większych trudności, bo szybko się uczysz.
- No to dlaczego na mnie krzyczysz? Przecież to
chyba dobrze.
- Powiedziała też, że następnym razem masz się z
nią sam umówić. Przyznaj się, nagadałeś jej czegoś i chce zrezygnować z zajęć z
tobą albo – jej głos znowu zaczął się niebezpiecznie wysoko podnosić. – To ty
kazałeś jej tak powiedzieć, bo sam chcesz zrezygnować!
- Mamo, uspokój się. Nic takiego jej nie kazałem
robić. Pewnie tak powiedziała, bo… – jego mózg zaczął pracować na najwyższych
obrotach, próbując coś wymyśleć. – Będzie nam się wygodniej bezpośrednio
umówić.
- Ale… - kobieta zaczęła zawiedziona.
- Mamo, to na pewno o to chodzi – powiedział
uspokajającym tonem. – Tak będzie nam wygodniej.
- Ale…
- Mamo, ktoś dzwoni do drzwi. Muszę kończyć. Pa –
rozłączył się, zanim zdążyła zaprotestować i powiódł zdezorientowanym
spojrzeniem po przyjaciołach.
- Czy…? – zaczął Taemin. – Czy ja to dobrze
zrozumiałem? Czy twoja korepetytorka w uprzejmy sposób spławiła twoją matkę?
- Cholera! Chyba na to wychodzi – Jong rzucił mu
niedowierzające spojrzenie.
- Może jednak nie będzie tak źle – twarz Key
rozciągnęła się w pełnym nadziei uśmiechu.
Jestem ciekawa co dalej...
OdpowiedzUsuńI ogólnie, to z przyjemnością poczytałabym coś o Taeminie.