- Dobra mamo – Key skrzywił się nieznacznie,
słysząc słowa dobiegające ze słuchawki.
- Ok – kolejny grymas. – Tak. Jasne. Przecież wiem.
Będę okazem uprzejmości – w poirytowaniu zaczął machać nogą założoną na kolano.
– Mamo! Dobra, pamiętam. Będę w mieszkaniu. Nie martw się. Pa – ze złością
rzucił telefon na kanapę i odchylił głowę na oparcie.
- Co jest? Znowu suszy ci głowę tymi wakacjami? –
Jonghyun na chwilę oderwał wzrok od gry, w którą grał z Taemin’em.
- Nie – machnął lekceważąco ręką. – Z tym już dawno
dała sobie spokój. W końcu zrozumieli, że nie pojadę z nią i ojcem do Włoch.
- To chyba dobrze – odezwał się Taemin.
- Tak, z tym mam już spokój, ale tym razem czepiła
się czego innego.
- O co chodzi? – chłopaki przerwali grę i
popatrzyli zaciekawieni na swojego przyjaciela.
- Angielski – oznajmił kwaśno. – Wiecie, że chcę dostać
ten certyfikat i muszę się porządnie wziąć za naukę. Na uczelniane lektoraty
nie ma co liczyć, więc muszę jakoś sobie poradzić.
- I? – ponaglili go zniecierpliwieni.
- No i matka znalazła mi korepetytorkę, podobno
najlepszą z możliwych. Uczyła córkę jej koleżanki i według jej słów, laska
zdała maturę na 100%.
- To chyba dobrze – Jonghyun popatrzył na niego
zdezorientowany. – Masz problem z głowy. Zresztą, ten certyfikat to twój
pomysł, więc powinieneś się cieszyć.
- Stary, ty niczego nie rozumiesz – Kibum rzucił mu
zniecierpliwione spojrzenie. – Miałem zapisać się do szkoły językowej.
- No ale z prywatnym nauczycielem więcej się
nauczysz – Taemin podniósł dłoń, uciszając chłopaka, kiedy ten otwierał usta w
proteście. – Wiem co mówię. Tylko dzięki temu nauczyłem się w końcu
hiszpańskiego.
- Aaa.. pamiętam – Jonghyun rzucił Taemin’owi
rozbawione spojrzenie. – Nigdy nie sądziłem, że w końcu się tego nauczysz, ale
cóż – roześmiał się krótko. – Miłość nie wybiera. Przypomnij mi, jak miała na
imię ta dziewczyna?
- Blanka, ale doskonale wiesz, że to nie dla niej
uczyłem się hiszpańskiego. Od dawna o tym myślałem.
- Taaaa… jasne. Niech ci będzie.
- Jonghyn, ty kretynie, jak ci zaraz trzepnę –
chłopak ostrzegawczo zacisnął pięść.
- No dawaj – Jong lekko uniósł szczękę do góry i
kilka razy skinął głową. – Ale to i tak nic nie zmieni. Ja tam wiem swoje.
Zresztą, sam bym dla niej podszkolił język – złośliwie się do niego uśmiechnął.
– Jeśli wiesz, co mam na myśli.
- No teraz to ja ci naprawdę…
- Ludzie! Weźcie się uspokójcie. Sorry stary, ale
twoja była nie jest teraz ważna – Key popatrzył przepraszająco na Taemin’a.
- Co? – Jonghyun odwrócił się jego kierunku. – A,
chodzi ci o korepetytorkę. Dalej nie widzę żadnego problemu.
- Boże – wyrzucił ręce do góry. – Czasami
zastanawiam się czy wy tak naprawdę, czy tylko udajecie. Moja mama ją wybrała,
tak?
- No tak – pokiwali w odpowiedzi głowami.
- Dalej nie łapiecie? – popatrzył na nich z nadzieją,
ale przecząco pokręcili głowami. – Cholera, to znaczy, że będzie z nią w
kontakcie. Będzie się pytać, jak mi idzie, jak się zachowuję i takie tam
bzdety. Wiecie jak ona jest. Pamiętacie jaka była wściekła, kiedy ojciec
pozwolił mi przeprowadzić się do mieszkania po dziadkach.
- Cholera – Jong podrapał się w głowę i nieznacznie
skrzywił. – Pamiętasz? – popatrzył na Taemin’a.
- Tego nie da się zapomnieć – chłopak ze
współczucie pokiwał głową. – Najpierw te lamenty – podniósł głos, naśladując
ton głosu matki przyjaciela. - „Jak mój syneczek sobie poradzi? Mój Kibumek
umrze z głodu. Jak się rozchoruje, to nie będzie komu się nim zająć.” A potem
wrzaski, że będziemy urządzać sobie jakieś orgie i że na pewno olejesz studia.
- I na koniec przestała się do ciebie odzywać.
Czekaj, ile to trwało?
- Ponad dwa tygodnie. Nawet nie wiecie jak ciężko
było ją ugłaskać.
- Key nie łam się – Tae poklepał go po ramieniu. –
Może dziewczyna będzie ładna, to przynajmniej będziesz miał przyjemniejsze
lekcje i łatwiej będzie ci ją okręcić sobie dookoła palca.
- Nie mam zamiaru…
- Oczywiście, że masz – przerwał mu Jonghyun. – Na
pewno już zacząłeś kombinować, jak przeciągnąć ją na swoją stronę.
- Zawsze tak robisz i zawsze ci się udaje.
- Mówicie jakbyście robili coś innego – wytknął im
z pretensją.
- Dlatego jesteśmy pewni, że coś planujesz.
- W takim razie lepiej trzymajcie kciuki, żeby
jednak była ładna.
Onew szybkim krokiem przemierzał korytarze, kierując się do swojego
gabinetu.
- Dzień dobry panie doktorze.
- Dzień dobry – uśmiechnął się z przymusem i
jeszcze bardziej przyspieszył kroku.
Dla kogo dobry dla tego dobry. Złapał
się za brzuch, mając wrażenie, że żołądek zaraz przewróci mu się z głodu. Cholera, trzeba było jednak zjeść to
śniadanie. Jakbym wiedział, że nie będę miał nawet chwili, żeby skoczyć po
marną bułkę, to wolałbym się spóźnić, niż teraz cierpieć.
Jinki wyszedł zza rogu i zobaczył kolejkę stojącą przed pokojem. Na
jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, kiedy na końcu ogonka dojrzał niską
dziewczynę. Ubrana była w zdecydowanie za duże ciuchy, które przytłaczały jej
drobną sylwetkę i deformowały figurę. Włosy miała szczelnie przykryte ciemną
czapką, a twarz przesłoniętą nieładnymi okularami, ukrywającymi jej śliczne
oczy.
- Dzień dobry – rozległ się witający go chór
damskich głosów.
- Witam panie – uśmiechnął się uprzejmie. – Mam
nadzieję, że nie czekacie długo?
Kolejny raz rozległy się głosy, tym razem zapewniające, że wszyscy
dopiero co się pojawili.
- Zatem wybaczycie mi jeszcze kilka minut zwłoki?
- Oczywiście panie doktorze.
- W takim razie – posłał wszystkim swój firmowy
uśmiech. – Pani Oliwio, mogę panią prosić?
Dziewczyna z końca kolejki ciężko westchnęła i powoli ruszyła w jego
kierunku. Jinki przepuścił ją przodem, czekając aż przekroczy próg i szybko
zamknął za nimi drzwi. Kiedy tylko klamka cicho szczęknęła, dziewczyna szybko
się odwróciła i skierowała na niego oskarżycielskie spojrzenie.
- No jak mogłeś?!
- No co?
- Chcesz, żeby te dziewczyny jeszcze bardziej mnie
nie lubiły?
- Nie lubiły? Dlaczego?
- Nie wiem, może dlatego, że czekają w kolejce,
żeby mieć swoje pięć minut na powdzięczenie się do ciebie, a ty nie dość, że
każesz im czekać, to jeszcze prosisz mnie do pokoju?
- Olive, Liv, Olive – uśmiechnął się do niej
przymilnie. – Mój żołądek jest ważniejszy niż wdzięczenie się studentek.
- Jestem w szoku! – teatralnym gestem złapała się
za pierś. – Takie rzeczy wychodzące z ust najpopularniejszego wykładowcy w
instytucie?! Co by na to powiedziały twoje fanki?!
- Ha ha, bardzo śmieszne – zadreptał w miejscu. –
Lepiej powiedz mi, czy masz dla mnie obiad? – spojrzał na nią błagalnie i jak
na komendę głośno zaburczało mu w brzuchu.
Oliwia roześmiała się i wyciągnęła z przepastnej torby pudełko z
sałatką. Jinki szybko je chwycił, otworzył wieczko i z lubością wciągnął zapach
potrawy.
- Boże, jak ja cię kocham – wymruczał znad
jedzenia.
- Dobra, dobra – posłała mu kwaśny uśmiech,
przyglądając się jak wyciąga widelec z szuflady i zatapia go w sałatce. – Może
bułeczkę do tego? – wyciągnęła do niego torebkę z pieczywem.
Chwycił bułki, nawet na chwilę nie podnosząc głowy znad jedzenia. –
Dzięki – wymamrotał z pełnymi ustami.
Oliwia pokręciła zrezygnowana głową. – Jakby cię teraz widziały, to
ekspresem by się w tobie odkochały.
- Pyszne. Oliwia, jesteś mistrzynią – rzucił jej
olśniewający uśmiech i z powrotem wrócił do jedzenia.
- Onew, muszę lecieć.
- Hmm?
- Mam zaraz zajęcia.
- Dobra – pokiwał głową. – Dzięki.
- Nie ma sprawy – Oliwia podeszła do drzwi i już
miała nacisnąć klamkę, kiedy zatrzymał ją głos mężczyzny.
- Kotku?
- Tak? – obejrzała się przez ramię.
- Powiedz im, że sam je poproszę.
- Muszę? – poirytowana wydęła usta.
- Oliwia – zaczął ostrzegawczo.
- Dobra, niech ci będzie.
Oliwia ponownie znalazła się na korytarzu. Tak jak podejrzewała, kilka
dziewczyn popatrzyło na nią ze złością. Już miała opuścić głowę, ale
powstrzymał ją odruch, którego nie mogła się pozbyć. Broda zamiast opaść, lekko
się uniosła, a oczy rzuciły pewne siebie spojrzenie.
- Pan doktor powiedział, że za chwilę poprosi pierwszą
osobę.
- Kiedy? – rozległ się cichy głos.
Oliwia już miała go zignorować, ale dojrzała lekko przestraszone i
zdezorientowane spojrzenie. Dziewczyna ewidentnie wyglądała na
pierwszoroczniaka, który wciąż nie bardzo orientuje się w uczelnianym życiu. Zrobiło
jej się jej żal i zamiast ruszyć szybkim krokiem w swoją stronę, posłała jej
zachęcający uśmiech – Pewnie jakieś pięć minut. Nie martw się, doktor jest w
porządku i na pewno cię przyjmie.
- Dzięki – uśmiechnęła się z ulgą.
- Nie ma za co – ostatni raz na nią zerknęła i
szybko odeszła, odprowadzona kilkoma niechętnymi spojrzeniami.
Ooo, ciekawie się zaczyna :D
OdpowiedzUsuńNa razie jest tyle niewiadomych, że to tylko wzbudza moje zainteresowanie ;)
Tak więc czekam na więcej!
O_O eeee *u*
OdpowiedzUsuń