Key szybkim krokiem przemierzał korytarz w instytucie. Na jego twarzy
widniała determinacja, a ręce miał zaciśnięte w pięści. W końcu dojrzał
interesującą go salę. Stanął w drzwiach i objął wzrokiem całe pomieszczenie. Po
sekundzie dojrzał osobę, której szukał.
Siedziała tam. Znowu w tej okropnej czapce i szaro-burych ciuchach,
coś czytając. Wyglądała równie nieciekawie co zawsze. A może coś mi się pomyliło? Cholera, muszę dowiedzieć się prawdy! Wszedł
do sali i zawisł nad dziewczyną – Ty! – rozległ się jego pełen pretensji głos.
Oliwia uniosła na niego zdezorientowane spojrzenie. Kibum widząc jej
nieprzytomny wzrok tylko bardziej się zirytował.
- Chodź za mną.
- Mam zaraz zajęcia – odburknęła i ponownie skupiła
się na książce.
- Masz jeszcze piętnaście minut – wysyczał. –
Możesz wstać i pójść za mną albo możemy tutaj porozmawiać. Mi jest wszystko
jedno.
Oliwia rzuciła mu poirytowane spojrzenie, ale chwyciła torbę i
podążyła za nim. Wyszli z sali odprowadzeni przez zaskoczone spojrzenia. Key
ekspresowym krokiem podążył do siedziby samorządu. Wpuścił ją do środka i
zamknął za nimi drzwi na klucz.
- Może… - zaczął.
- Czego chcesz? – Oliwia weszła mu w słowo.
Chłopaka zatkało, słysząc jej oskarżycielski ton. Popatrzył na nią
skonfundowany. Cholera. Może faktycznie
się pomyliłem. Byłem już trochę podpity. Przecież tak mogło się stać. Zbieżność
imion może być zbiegiem okoliczności. Już zaczął się w tym utwierdzać,
kiedy nagle spojrzał jej w oczy. Te przejrzyste zielone tęczówki, których nie
mógł zapomnieć. Stop. To też jeszcze nic
nie znaczy. W końcu mogło mu się wydawać, że tamta dziewczyna miała podobne
oczy. Zacisnął zdecydowanie usta, postąpił krok do przodu i mocno chwycił
dziewczynę, przytulając ją do siebie.
Jego oczy rozszerzyły się, kiedy poczuł drobne sprężyste ciało, ukryte
pod warstwami ubrań. Z zaskoczeniem zanotował, że dziewczyna miała pod spodem
jeszcze dodatkowe swetry, który sztucznie pogrubiały jej sylwetkę. Jednak nawet
one nie były w stanie ukryć przed nim wyraźnie wyczuwalnego kształtu pełnych
piersi, wtulonych w jego klatkę piersiową i szczupłych bioder, przylegających
do jego ciała.
Spojrzał na jej twarz i zauważył rumienieć powoli rozpalający jej
policzki. Uniósł rękę i jednym szybkim ruchem ściągnął jej z głowy czapkę.
Długie brązowo-rude pukle rozsypały się po ramionach. Ostrożnie wsunął w nie palce
i przeczesał z zadowoleniem. Przez całą imprezę miał ochotę to zrobić.
W tej właśnie chwili dziewczyna ocknęła się z zaskoczenia. Odepchnęła
go i odskoczyła jak oparzona. Rozejrzała się po pokoju i kiedy dojrzała czapkę,
szybko ją podniosła. Wsunęła dłonie we włosy i zaczęła je unosić, żeby z
powrotem schować je pod materiałem.
- Nie rób tego – Key odezwał się zanim zdążył
pomyśleć.
Oliwia rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale chłopak nie dał się jej tak
łatwo zastraszyć. Odchrząknął nieznacznie. – Dlaczego to robisz?
- Co? Co robię? – w jej głosie ciągle rozbrzmiewała
złość.
- Przebierasz się w takie dziwaczne coś – machnął
pogardliwie ręką, wskazując na jej ubrania.
- To moje ubrania. Tak się ubieram.
- Nie – stanowczo zaprzeczył. – Do ciebie pasuje ta
sukienka z soboty, a nie to coś – skrzywił się z niesmakiem.
- A dlaczego cię to w ogóle interesuje? – rzuciła
mu podejrzliwe spojrzenie.
- Bo… - no właśnie,
dlaczego? – Bo… - na jego twarzy widoczne było zdezorientowanie.
Oliwia ostatni raz na niego popatrzyła i odwróciła się do drzwi.
Przekręciła klucz i wyszła, bezszelestnie zamykając za sobą drzwi.
Oliwia wbiegła wściekła do domu. Zdjęła buty, rzuciła torbę na podłogę
i wparowała do niewielkiej pracowni. Chwyciła duży arkusz papieru i przypięła
go do ustawionej pod oknem sztalugi. Rozejrzała się po stole, na którym w
równych szeregach stały najprzeróżniejsze przybory do malowania. Z jednego z pudełek
wyjęła ołówek i zabarwiła blok zdecydowaną linią. Pierwszą z wielu.
Siedziała tak już od kilku godzin, nie zwracając uwagi na to, co się
dzieje naokoło niej. Nie usłyszała nawet jak do pokoju wparował Minho. Chłopak
stanął jak wryty, wpatrując się w dziewczynę ukrytą za sztalugami. Nie mógł
oderwać od niej wzroku. Wciągnął nawet oddech, starając się jej nie
przeszkodzić najmniejszym szmerem. Stał tam po prostu nieruchomo, obserwując
wyraz jej twarzy, kiedy w skupieniu coś szkicowała.
Oliwia przeciągnęła się rozprostowując zdrętwiałe ramiona. Potarła
ręka kark i uniosła głowę, w końcu dostrzegając przyjaciela.
- O! hej. Długo tu stoisz?
- Dwadzieścia minut.
- Trzeba było się odezwać.
- Oliwia. Ty znowu rysujesz.
Dziewczyna zaskoczonym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu,
zatrzymując spojrzenie na trzymanym w ręku ołówku. Zakłopotana wzruszyła
ramionami.
- Chyba tak – popatrzyła na szkic i szybko go
zasłoniła.
- Ale jak…? Co…? Boże, jak się cieszę – Minho
podszedł do niej i zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.
- Minho – rozległ się jej stłumiony głos. – Minho…
dusisz mnie.
- Przepraszam – odsunął się nieznacznie. –
Przepraszam, ale tak bardzo się cieszę.
- Nie ciesz się tak bardzo, bo to może jednorazowe.
- Nie, jak już znowu zaczęłaś, to już nie przestaniesz.
Jestem tego pewien.
- Niech ci będzie, ale ty… - wymierzyła w niego
oskarżycielsko palec. – Tobie należy się lanie.
- Mi? A za co?
- Mówiłam ci, że lepiej było od razu wyjść z tej
imprezy.
- Dlaczego? Przecież świetnie się bawiłaś.
- Może tak – niechętnie przyznała mu rację. – Ale
dzisiaj Key zrobił mi scenę.
- Key? Scenę? Dlaczego? – spojrzał na nią
zdezorientowany.
- Mówiłam ci, że uczę go angielskiego i do tego jest też studentem w moim instytucie.
- No i?
- Wparował dzisiaj do sali, wyciągnął mnie z niej i
zrobił mi scenę – powiedziała kwaśnym tonem.
- Co? Dlaczego?
- A żebym to ja wiedziała – szybko pochyliła głowę,
wyminęła go i wyszła z pokoju.
- Liv, czy ty przypadkiem czegoś przede mną nie
ukrywasz – Minho zapytał podejrzliwie, idąc za nią.
- Niby co? Lepiej powiedz mi, jak ci poszła randka
z tą dziewczyną z imprezy.
- Zmieniasz temat.
- Oczywiście, że nie – powiedziała niewinnym tonem.
– Po prostu leży mi na sercu twoje szczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz