Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

wtorek, 3 maja 2011

Rozdział X ~ Próba porwania

Od ślubu minęło już kilka dni. Maja na początku nie ruszała się z domu, w obawie, że Byakuya będzie miał jakieś pretensje. Całą swoją energię skupiła na obowiązkach domowych. Przynajmniej tak było do przedwczoraj, kiedy to Gato-san stanowczo oznajmił, że teraz jest panią Kuchiki i musi przestać wyręczać służbę w ich zadaniach. Postanowiła wtedy, że ma dosyć tej dobrowolnej izolacji i poszła odwiedzić przyjaciół. Wybrali się do ich stałego baru, a kiedy, pomimo późnego powrotu, nie usłyszała żadnej reprymendy, uznała, że nie ma się czym przejmować i wróciła do stałego rozkładu zajęć. Szła właśnie na pierwszy od ślubu trening. Było to też jej pierwsze spotkanie z mężem. Przez ostatnie kilka dni, miał dużo pracy w związku z jakimiś napadami i wychodził, kiedy jeszcze spała, a wracał, kiedy już była w łóżku.
- Witaj żono – przywitał ją kapitan szóstego oddziału.
- Witaj mężu – natychmiast odpowiedziała.
- Postanowiłem, że dzisiaj zacznę cię uczyć, jak posługiwać się mieczem – powiedział, podając jej drewnianą katanę.
- Super! – podskoczyła z radości. Nie spodziewała się, że coś takiego może się zdarzyć. Podejrzewała raczej, że każe jej trenować shunpo, albo powtarzać niezliczoną ilość razy ciosy, które i tak sama codziennie ćwiczy. Jednak, to było coś zupełnie nowego, dlatego z zapałem zabrała się do nowego zajęcia.

Maja od dłuższego czasu miała bardzo dobry humor. Dokładnie od dnia, kiedy Byakuya zaczął ją uczyć walki mieczem. Czuła, że jest w tym naprawdę dobra. Zyskała co do tego pewność, kiedy usłyszała pochwałę od swojego męża. Wiedziała, że bardzo rzadko zdarzało się, by kogoś pochwalił, więc tym bardziej była z siebie dumna. Był tylko jeden drobny szczegół, który mącił tą radość. Ostatnio miała niepokojące wrażenie, że ktoś za nią chodzi. To uczucie towarzyszyło jej za każdym razem, kiedy wychodziła za próg rezydencji. Miała tylko nadzieję, że to nie jest to sprawka kapitana Kuchiki. Jeśli tak, to może być pewny, że będzie miał duży problem.

Siedziała właśnie w gabinecie kapitana dziesiątego oddziału, patrząc na Rangiku, która dzielnie unikała papierkowej pracy, kiedy przyszedł jej do głowy pewien pomysł.
- Ne… Rangiku-chan, może poszłybyśmy do świata ludzi na zakupy? – zapytała z uśmiechem. – Czuję, że zasłużyłam na nagrodę.
- Za postępy na treningach? – spytała zaciekawiona Matsumoto.
- Nieeee… za to, że wytrzymuję humory mojego męża.
- Maja-chan, wiesz, że jesteś jedyną osobą, która mówi coś takiego o Kuchiki-taichou. Nikt nie uważa, że on jest humorzasty. Powiedziałabym, że jest wręcz przeciwnie.
- To tylko taka przykrywka, po prostu nie zdajecie sobie z tego sprawy – oznajmiła z pewnością w głosie. - Czuję, że muszę koniecznie nabyć nową sukienkę, aby mieć siły na przetrwanie kolejnych dni. Widzisz, jaka jestem blada ze zmartwienia – teatralnym gestem przyłożyła rękę do czoła i zamknęła oczy jak heroina na granicy omdlenia. Uniosła jedną powiekę, sprawdzając czy jej przedstawienie, zadziałało na przyjaciółkę.
- Dobra, idziemy – zgodziła się roześmiana pani porucznik.
- Musimy tylko skoczyć na chwilę do rezydencji, żebym wzięła torebkę.
Kapitan szóstego oddziału postanowił zostawić resztę pracy swojemu porucznikowi, a sam udał się wcześniej do domu. Uznał, iż nadszedł czas na rozmowę z żoną. Czuł, że w końcu się rozchoruje, jeśli dłużej będzie torturował się lodowatym prysznicami. Chociaż, może wcześniej oszaleje, z powodu tłumionej żądzy i będzie musiał udać się na przymusowy odpoczynek do baraków czwartego oddziału. O konieczności tej rozmowy, świadczyło również przemęczenie jego podwładnych po tym, jak, któryś dzień z kolei, zafundował im morderczy trening, po którym ledwie mogli ustać.
- Dzień dobry dziadku. Widziałeś może moją żonę? Chcę z nią porozmawiać.
- Obawiam się, że się spóźniłeś. Właśnie udała się z Matsumoto-san do świta żywych. Mówiły coś o zakupach.
- Dlaczego poszła bez mojego pozwolenia? Mówiłem jej na ostatnim treningu, żeby informowała mnie o takich rzeczach – żyłka na jego czole zaczęła niebezpiecznie szybko pulsować.
- Obawiam się, że twoja żona jest bardzo samodzielną istotą – Ginrei spokojnie przyglądał się, jak jego, zwykle beznamiętny i oficjalny, wnuk powoli zaczyna tracić nad sobą panowanie. Wciąż nie mógł się uwierzyć, że Maja miała na niego tak duży wpływ. Chociaż Byakuya uparcie twierdził, że kieruje nim tylko i wyłącznie obowiązek, miał przeczucie, że dwudziestej ósmej głowie klanu Kuchiki zależało na żonie bardziej, niż był skłony przyznać.
Byakuya przeszedł przez seikamon, wszedł w gigai i ruszył według wskazówek Takaty-san. Miał nadzieję, że znalezienie żony nie zajmie mu dużo czasu. Nie podobała mu się ta samowolka. Przecież wiedziała, że jej energia duchowa przyciąga pustych i pomimo to, wybrała się na wycieczkę. Powinna poprosić go, aby jej towarzyszył. Należy teraz do rodu Kuchiki i nie może pozwolić sobie na takie lekkomyślne zachowanie. To prawda, że odkąd zaczęła trenować, jej siła znacznie wzrosła, jednak Kuchiki nie mógł pozbyć się z głowy wspomnienia o tym jak została zaatakowana. Kiedy dowiedział się, że wyruszyła do świata ludzi tylko z Matsumoto-fukutaichou, od razu przypomniały mu się ostatnie wydarzenia i ten bezczelny opryszek, który odważył się ją dotknąć. Krew w żyłach zagotowała mu się ze złości. Gwałtownie przyspieszył krok i mimowolnie przybrał groźny wyraz twarzy. Przechodnie starali się go wyminąć jak najszybciej. Nawet dziewczęta, które, do tej pory, wodziły za nim rozmarzonym spojrzeniem, odruchowo się cofnęły. 

W końcu w jednym ze sklepów dojrzał porucznik dziesiątego oddziału.
- Matsumoto-fukutaichou, gdzie jest moja żona?
- Dzień dobry kapitanie, co cię sprowadza do… - Rangiku urwała w chwili, gdy spojrzała na twarz mężczyzny. Można było zamarznąć od samego patrzenia w jego oczy. Pani porucznik pomyślała, że woli wrócić do domu i zmierzyć się z lodem kapitana Hitsugayi, niż zostać i narażać się na furię kapitana szóstego oddziału. – Jest w przymierzalni – wskazała palcem kierunek. – Przepraszam Maja-chan – wyszeptała, po czym ulotniła się ze sklepu.

Byakuya otworzył z impetem drzwi do kabiny, wskazanej mu przez Matsumoto. Przed dużym lustrem stała jego żona ubrana w piękną, krwiście czerwoną sukienkę. Jej krój idealnie podkreślał krągłości dziewczyny, a kolor sprawił, że skóra przypominała gładką, śnieżnobiałą porcelanę. Mężczyzna zagapił się na zdumioną twarz, widoczną w zwierciadle. Kiedy na jej policzki zaczął wypływać rumieniec zakłopotania, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Chyba potrzebujesz pomocy przy rozpięciu suwaka – oznajmił, przytrzymując dłoń, która mocowała się z malutkim guzikiem na górze sukienki. Szybko go rozpiął, po czym chwycił za ekler suwaka.
- Kuchiki-san – wyszeptała dziewczyna.
- Jesteś moją żoną, powinnaś zacząć mówić do mnie po imieniu – powiedział, rozsuwając powoli zamek, jednocześnie gładząc smukłymi palcami gładką skórę na plecach dziewczyny. Podczas tej czynności, nawet na chwilę, nie odrywał wzroku od jej oczu, odbitych w zwierciadle. Powolna pieszczota sprawiła, że jej usta się rozchyliły a oddech przyspieszył. Kiedy skończył, wsunął palce pod ramiączka i zaczął zsuwać materiał, obnażając dziewczynę do pasa. Jego spojrzenie powędrowało do piersi, okrytych na półprzezroczystą koronką. Jego dłonie delikatnie zamknęły się na kremowych wzgórzach, a ciepłych oddech owiał szyję. Sutki wyprężyły się w odpowiedzi na ten intymny kontakt. Całe jej ciało wręcz krzyczało, że to, co robi, bardzo jej się podoba. Byakuya powoli rozciągnął usta w leniwym uśmiechu. Jednak, kiedy już pochylał się, aby złożyć pocałunek na jej ramieniu, usłyszał jak ktoś wchodzi do kabiny obok. Z rozczarowaniem cofnął się o krok.
- Przebierz się, a ja poczekam na zewnątrz – oznajmił, po czym błyskawicznie wyszedł na chodnik przed sklepem.

Maja oparła się policzkiem o zimne lustro. Musiała poczekać, aż jej oddech się uspokoi. Nie mogła zrozumieć, jak do tego doszło. W mgnieniu oka wprowadził ją w zmysłowy trans, po którym nogi do tej pory jej się trzęsły. Zupełnie zapomniała, gdzie się znajduje, liczył się tylko jej mąż i jego dłonie wędrujące po jej ciele. Na samo wspomnienie jej oczy zaczęły ponownie zachodzić mgłą.
- Uspokój się - Kilka razy uderzyła się po twarzy, aby powrócić do rzeczywistości. Szybko się przebrała i poszła do kasy zapłacić. Wyszła na zewnątrz, gdzie czekał na nią Kuchiki-taichou.

- Kupiłaś tą sukienkę?
- Tak.
- To dobrze. Pasuje ci – oznajmił, wodząc oczami po jej ciele. Lekki rumieniec powrócił na jej policzki.
- Gdzie jest Rangiku-chan? – zapytała, zmieniając temat.
- Prawdopodobnie wróciła do Soul Society.
- CO?! Zostawiła mnie tu samą?
- Nie jesteś sama, przecież ja tu jestem.
- I to sprowadza nas do kolejnego pytania: dlaczego tutaj jesteś? – spytała, poszturchując go palcem w pierś, odzianą w nieskazitelnie białą koszulę.
- Poszłaś na ziemię bez mojego pozwolenia.
- Od kiedy potrzebuje twojego zgody, żeby gdzieś pójść?
- Jesteś moją żoną – oznajmił arogancko, jakby to stwierdzenie było odpowiedzią na wszystkie pytania.
- Tylko na papierze, poza tym robię to, na co mam ochotę.
- Zapomniałaś, że twoje reiatsu przyciąga pustych?
- Może nie zauważyłeś, ale potrafię je ukryć. Abhiraj mnie tego nauczył, więc nie ma problemu – oznajmiła gniewnie. – Skoro wypełniłeś już swój obowiązek, to możesz wracać do domu, a ja skończę zakupy – po tym oświadczeniu ominęła mężczyznę i skręciła w następny zaułek.

Kuchiki obserwował gniewny krok Mai. Westchnął zrezygnowany. Znowu go poniosło. Zawsze sobie obiecuje, że będzie spokojny i nie podniesie na nią głosu. Chciał z nią porozmawiać i poprosić, żeby informowała go, jeśli ma zamiar udać się gdzieś dalej, ale wyszło jak zwykle. Jedynym pocieszeniem była scena w przebieralni. Maja tak silnie zareagowała na jego pieszczoty, że nie miał wątpliwości, że pragnie go równie mocno jak on jej. Postanowił, że tym razem tego tak nie zostawi i podążył za nią ze zdecydowanym wyrazem twarzy. Kiedy był w połowie drogi, dobiegł go odgłos uderzenia. Zaniepokojony przyspieszył kroku i prawie biegiem wpadł do uliczki.

- To ty mnie śledziłeś od kilku dni? – Maja zapytała mężczyznę, z którego uchwytu przed chwilą się wywinęła. Po sprzeczce z mężem przeszła jej ochota na zakupy, dlatego postanowiła poczekać w zaułku, aż ten wróci do domu. Nie zdążyła jednak zrobić nawet dwóch kroków, kiedy ktoś pochwycił ją od tyłu. Wykręciła rękę napastnika, odmawiając po cichu dziękczynne modły dla umiejętności trenerskich kapitana szóstego oddziału.

Stał przed nią mężczyzna ubrany w kombinezon, który od stroju członków drugiego oddziału, różnił się tylko kolorem, nie był czarny, a ciemnofioletowy. Spod maski rozległ się szyderczy śmiech.
- Nie sądziłem, że Kuchiki nauczy cię kilku chwytów. Jednak niewiele ci to pomoże i tak cię mu zabiorę. Nie będzie nawet wiedział, skąd nadszedł cios, a zanim go oświecę, dostarczysz mi odrobinę rozrywki. Chociaż może nie tylko odrobinę – oznajmił po chwili zastanowienia. – Planuję, że będziesz mnie zabawiać przez dłuższy czas – stwierdził bezczelnie mierząc jej sylwetkę.
- Chyba coś ci się pomyliło – powiedziała, wycofując się w stronę głównej ulicy.
- O nie, nie myśl, że uda ci się uciec – błyskawicznie zagrodził jej drogę, jednocześnie zmuszając ją do cofnięcia się w głąb uliczki – Długo czekałem na moment, kiedy nie będzie się koło ciebie kręciło tylu shinigami. – Skoczył w jej kierunku, próbując ją złapać. Maja odruchowo go zablokowała, wyprowadzając jednocześnie cios. Kiedy upadał, na jego twarzy pojawił się wyraz zdumienia.
- To jest ciekawsze niż myślałem, ale nie mam teraz czasu na zabawę z tobą, więc pozwolisz – zaśmiał się, wyciągając swój miecz.

W tym momencie do zaułka wbiegł Byakuya.
- Cholera, co ty tu robisz. Była z nią tylko ta rudowłosa porucznik, która zmyła się jakiś czas temu – powiedział zirytowany. - Chyba wybaczysz mi, że nie zostanę dłużej – oznajmił, kierując się w stronę dziewczyny.
Kuchiki był niezwykle szybki, ale nawet on potrzebował kilku sekund, aby opuścić gigai, dodatkowo musiał pilnować, żeby nie zrobić tego za blisko ulicy, bo ktoś mógł coś zauważyć. Musiała coś szybko wymyślić.

- Potrzebuję miecza, albo czegoś, co może go zastąpić – wymamrotała, rozglądając się gorączkowo. W tej samej sekundzie, w której pomyślała o mieczu, wokół jej dłoni zaczęły wirować białe pióra ze złotym połyskiem. Po chwili połączyły się, przybierając kształt smukłego białego ostrza z misternie rzeźbioną rękojeścią, które połyskiwało złoto przy każdym ruchu. Napastnik szybko otrząsną się z szoku i zamachnął się na nią swoim mieczem. Maja błyskawicznie sparowała cios. Mężczyzna cofnął się, o milimetry unikając zranienia przez Senbonzakurę, po tym jak Byakuya zaatakował go z drugiej strony.

- Kuchiki, bądź pewien, że to nie koniec – oznajmił, patrząc na coś za plecami kapitana. Wskoczył na mur, wypowiedział zaklęcie osłaniające i zniknął w obłokach dymu.

Byakuya podszedł do dziewczyny i dotknął jej ramion, sprawdzając, czy nic jej się nie stało.
- Ktoś tam stoi – powiedział dziewczyna, wskazując głową w stronę wyjścia z zaułka.
Shinigami odwrócił się, spoglądając przez chwilę na nowo przybyłych.
- Zechciejcie chwilę poczekać – oznajmił beznamiętnie, wracając do przerwanej czynności.
- Nic mi nie jest – powiedziała Maja do męża, kiedy ten zaczął odwijać z szyi swój seledynowy szalik.
- Warga znowu ci krwawi – oznajmił, ocierając jej usta.
- Udało mi się zablokować jego cios, ale zdążył uderzyć mnie dłonią. Szybko zniknie, tak jak ostatnim razem – czekała, aż skończy wycierać jej twarz. – Już? Muszę zniknąć miecz - podniosła dłoń, w której trzymała katanę i puściła ją. Ostrze zawisło na chwilę w powietrzu, po czym rozproszyło się, zmieniając się w pióra i znikło.
- Zniknąć? Później o tym porozmawiamy – powiedział zrezygnowany.
- Yyyy… ni-sama… - rozległ się niepewny głos.
- Byakuya, co tu się stało? – zawtórował mu drugi.
- Dla ciebie Kuchiki-taichou, Kurosaki – powiedział, skupiając swoją uwagę na dwójce nowoprzybyłych shinigami.
- To twoja siostra i Ichigo?! – usta Mai ułożyły się w olśniewający uśmiech. – Cześć, jestem…
- Później się tym zajmiemy. Proponuję, żebyśmy się gdzieś przenieśli – oznajmił Byakuya, wchodząc na powrót w gigai.
- Dom Ichigo jest niedaleko. Możemy… - przerwała Rukia, obserwując jak nieznajoma, wyciera kurz z garnituru, który miał na sobie jej brat.
- Świetnie w takim razie chodźmy. Prowadźcie – popędził, pogrążona w zaskoczeniu parę.

- Dlaczego to zawsze musi być mój pokój – narzekał Ichigo, wracając z kuchni z herbatą.

Po paru minutach cała czwórka znalazła się w domu Kurosakiego. Rukia kazała rudowłosemu przynieść coś do picia, a sama poprowadziła gości do jego pokoju. Ichigo wszedł do pokoju w momencie, kiedy Kon, odpowiednio zdeptany przez jego współlokatorkę, zauważył towarzyszącą jej dziewczynę. Chłopak doskonale wiedział, co się teraz stanie. Już w zaułku zdążył się przyjrzeć nieznajomej. Dziewczyna była niewiele wyższa od Ruki, ale na tym podobieństwa się kończyły. Miała długie brązowe włosy, duże oczy i obdarzona była miłymi dla oka okrągłościami. Przychodziło mu na myśl tylko jedno słowo: piękna. Oczywiście, to nie znaczyło, że Rukia nie była ładna, bo była, ale nie mógł zaprzeczyć, że towarzyszka Byakuyi przyciągała spojrzenie jak magnes. Magnes, który błyskawicznie przyciągnął Kona. Pluszak rzucił się na nią z przeciągłym „one-san”, chcąc wtulić się w jej biust. Reakcja kapitana szóstego oddziału była natychmiastowa. Niezauważalnym ruchem powalił go na ziemię i przygniótł stopą.

- Co robisz? To tylko urocza maskotka – dziewczyna odsunęła jego nogę, chcąc podnieść sprawcę zamieszania. Rukia i Ichigo zamarli zaskoczeni. Najpierw to dziwne zachowanie po ataku, a teraz nieznajoma poucza Kuchikiego, jakby był nieznośnym dzieckiem. Co więcej, kapitan nie rzucił jej lodowatego spojrzenia i nie wypowiedział ostrzeżenia, jak to miał w zwyczaju, kiedyś ktoś dopuścił się takiej impertynencji.

Zanim zdążyła podnieść maskotkę, chłopak otrząsną się z szoku.
- Lepiej tego nie rób. Zapewniam cię, że on nie jest uroczy. To zmodyfikowana dusza, która jest największym zboczeńcem, jakiego znam – Ichigo odrzucił Kona w drugi koniec pokoju.
- Ichigo, jak możesz coś takiego mówić!
- Bo zamknę cię w szafie – to ostrzeżenie natychmiast uciszyło, awanturującego się pluszaka.
- Skoro wszyscy już się rozgościli, może przejdziemy do tematu – przypomniała Rukia.
- Mogę się w końcu przedstawić? – spytała Maja, patrząc pytająco na Byakuyę.
- Pozwól, że ja to zrobię. To jest Maja i… - jego wypowiedź przerwało pukanie do okna.
- Co znowu? – Ichigo odsłonił kotarę i otworzył okno, pod którym, jak się okazało, stał Renji.
- Cześć – wszedł do pokoju, przywitał się i od razu skierował się w stronę swojego kapitana.
- Kapitanie, prosiłeś, żeby natychmiast cię informować, jeśli znowu pojawią się te odczyty – popatrzył oczekująco na Kuchiki-taichou.
- Proszę kontynuować poruczniku.
- Kilka minut temu, po raz pierwszy odebraliśmy sygnał ze świata żywych. Miało to miejsce parę przecznic stąd. Według naszych danych mieści się tam dzielnica handlowa.
- Zdaje się, że przed chwilą spotkałem naszego nieuchwytnego napastnika – oznajmił Szarooki, błyskawicznie kojarząc fakty. – Porozmawiamy o tym po powrocie do Seretei – zakończył temat.
- Dobrze – Renji rozejrzał się po pokoju. – Maja-chan, a co ty tutaj robisz?
- Wybrałyśmy się z Rangiku na zakupy.
- A gdzie jest Matsumoto?
- Mam wrażenie, że Byakuya-kun ją wystraszył.
- Czy ktoś może nam w końcu to wyjaśnić? – odezwał się zirytowany Ichigo.
- Ni-sama? – zawtórowała mu Rukia.
Pierwszy odezwał się Renji.
- Faktycznie, przecież wy nic nie wiecie. Maja-chan mieszka w Seretei od jakiegoś czasu.
- Abarai-fukutaichou, myślę, że to pytanie było skierowane do mnie – rozległ się chłodny głos.
- Przepraszam kapitanie – porucznik natychmiast zamilkł.

Wszyscy popatrzyli wyczekująco na Kuchiki-taichou.
- Jak porucznik Abarai już wspomniał, Maja mieszka w Seretei, a od niecałego miesiąca jest moją żoną. Nie było czasu zawiadomić cię o ślubie, a później znowu wyjechaliście na jakąś wycieczkę i nie miałem jak cię poinformować – zwrócił się do siostry, która z otwartą buzią, wpatrywała się w Maję.
- Może wpadniecie za parę dni do rezydencji? – nowa pani Kuchiki uśmiechnęła się do swojej szwagierki.
- Oj… Rukia… ocknij się – Renji potrząsnął ramionami dziewczyny.
- Ślub… ni-sama… odwiedzić – mamrotała przez chwilę. – Tak, za parę dni przyjdziemy.
- To świetnie, nie mogę się już doczekać. Przepraszam, że to tak wyszło. Jak przyjdziecie to wszystko ci opowiem - zapewniła Maja.
- Pożegnaj się żono, musimy już wracać – zaordynował Kuchiki.
- Do zobaczenia – pomachała im z uśmiechem. Byakuya chwycił ją na ręce i wyskoczył przez okno, Renji ruszył ich ślady. Otworzyli bramę i wrócili do Soul Society, zostawiając Ichigo i Rukię w stanie głębokiego szoku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz