Nie mogła uwierzyć w to, gdzie się znajdowała. Od kilku godzin, ciągle się szczypała, próbując potwierdzić, że to nie są jakieś zwidy i naprawdę właśnie przekraczała próg ryokan*. Kiedy Byakuya poinformował ją o wyprawie, na początku pomyślała, że sobie żartuje, ale żarty przecież nie były w jego stylu. Nie wie, czym się kierował i możliwe, że pożałuje swojej decyzji, ale postanowiła zaryzykować i skorzystać z propozycji. Nikt nie powiedział, że nie może go dalej ignorować. W tych okolicznościach, będzie to wprawdzie bardziej kłopotliwe, ale ciągle możliwe. W przypadku jakiś komplikacji, zawsze mogła wrócić do domu. Za bardzo cieszyła się na tą wycieczkę, żeby zatrzymały ją drobne niedogodności.
Jak tylko zjedli szybki obiad, udała się do łaźni, gdzie, zgodnie ze swoim mocnym postanowieniem, miała spędzić resztę popołudnia. Wprawdzie, już po godzinie, miała wrażenie, że ciało zaczyna jej odmakać od kości, ale uparcie trwała w swoim zamierzeniu, nie ruszając się nawet o metr.
- Tyle czasu spędzonego w wodzie, to chyba nie był dobry pomysł. Chyba zaraz się rozpuszczę – podniosła się z wysiłkiem.
Wysuszona i ubrana w yukatę, kierowała się w stronę pokoju, kiedy dobiegł ją znajomy głos.
- Jak już mówiłem, nie skorzystam z propozycji.
- No nie bądź taki sztywny.
- To nie przystoi, żeby taki przystojny mężczyzna tak się zachowywał.
Wyjrzała zza ściany i zobaczyła swojego męża stojącego na środku wspólnego salonu. Koło Byakuyi stały dwie, krzykliwie wyglądające kobiety. Sądząc po minie, jego cierpliwość była już na granicy wyczerpania. Maja obserwowała z ukrycia ich zachowanie, a, z każdym usłyszanym zdaniem, na jej twarzy pogłębiał się wyraz irytacji.
- Kotku, na pewno nie pożałujesz, gwarantuję ci to – jedna kobieta wydęła prowokująco usta, podczas gdy jej koleżanka taksowała z zadowolonym uśmiechem sylwetkę kapitana Kuchiki.
Dziewczyna poczuła, jak jej policzki czerwienieją ze złości. – Co te „panie” sobie wyobrażają?! – pomyślała, po czym gniewnie ruszyła w ich kierunku.
- Dobry wieczór – powiedziała lodowato, gdy już się do nich zbliżyła.
Kobiety zupełnie ją zignorowały i odwróciły się do niej plecami. Hamując się ostatkiem sił, aby im nie przyłożyć, dziewczyna stanęła blisko męża. Poczuła, jak drgnął zaskoczony.
- Może panie nie dosłyszały, ale powiedziałam „dobry wieczór” – oznajmiła z szyderczym uśmiechem.
- Nie mamy w zwyczaju rozmawiać z nieznajomymi – padła złośliwa odpowiedź.
- Czyżby?
- Tak, dlatego proszę nam wybaczyć, ale właśnie wybieraliśmy się na prywatne przyjęcie – chwyciła Byakuyę za ramię.
- Mówicie, zatem, że nigdy nie rozmawiacie z obcymi, a już na pewno, nie zaprosiłybyście ich do pokoju?
- Oczywiście, że nie – stwierdziły za złością, próbując pociągnąć mężczyznę za sobą.
Byakuya strząsnął z siebie rękę nieznajomej, skupiając się całkowicie na swojej żonie. Patrzył zafascynowany, jak z wściekłości drga jej powieka. Bez wątpienia i z całą pewnością mógł stwierdzić, że była o niego zazdrosna. W duszy gratulował sobie, decyzji o wyjeździe do pensjonatu.
- W takim razie – odwróciła się w jego stronę. – Kochanie, może przedstawiłbyś mi swoje znajome? Z ich słów wynika, że musicie dobrze się znać. Przecież, tak porządne kobiety nie zaczepiałyby zupełnie nieznanego mężczyzny, zapraszając go na przyjęcie.
- Obawiam się żono, że zostałaś wprowadzona w błąd.
Kobiety poczerwieniały na twarzy.
- Żono?! – wykrzyknęły równocześnie.
Maja uśmiechnęła się z satysfakcją, obserwując ich reakcję. Jednak jej przewaga nie trwała długo. Już po krótkiej chwili nieznajome otrząsnęły się z zaskoczenia.
- Żona czy nie, to nieważne – powiedziała jedna, patrząc na Maję z bezczelnym uśmiechem. – Sądzę, że on i tak woli pójść z nami – wskazała palcem na kapitana. – Przynajmniej trochę się zabawi. Założę się, że to przez ciebie jest taki spięty.
Kuchiki z lekkim zdenerwowaniem obserwował, jak oczy jego żony przybierają morderczy wyraz. Zbliżyła się do nich i zaczęła cedzić przez zęby.
- Ostrzegam was. Lepiej uważajcie na to, co mówicie.
- Bo co nam zrobisz? Może pobijesz? – zaśmiały się szyderczo. – Lepiej dobrze się przyjrzyj. Jesteś od nas mniejsza i do tego jest nas dwie.
- Koniec. Doigrałyście się – w tej samej sekundzie, w której to wypowiedziała, w jej dłoni pojawił się miecz.
Reakcja Byakuyi była błyskawiczna. Przytulił się do jej pleców i unieruchomił prawą rękę. Szyderstwo, widoczne na twarzach kobiet, zmieniło się w zaskoczenie, a później w strach.
- Możesz mnie puścić. Nic im nie zrobię – Maja odezwała się lekko poirytowanym głosem.
- Jak panie widzą, mojej żonie, podobnie jak mi, nie odpowiada wasze towarzystwo, dlatego pozwolicie, że zabiorę ją na spacer. Chyba, że chcecie dalej ją prowokować – odsunął się na krok od Mai, czekając na ich reakcję.
Nieznajome odwróciły się na pięcie i uciekły bez słowa pożegnania. Kuchiki chwycił zagniewaną dziewczynę i wyprowadził ją na zewnątrz. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
- Maja-chan, ciągle trzymasz Golden Hope – znacząco popatrzył się na miecz, znajdujący się w jej dłoni.
- Przepraszam – zaczerwieniła się lekko. – Gdzie właściwie jesteśmy? – rozejrzała się po polanie.
- To lasy, przylegające do hotelu. Przecież powiedziałem, że idziemy na spacer.
- Nie sądziłam, że mówisz to na serio – stwierdziła zdezorientowana. – Możesz już wracać do pokoju. Nie bój się, nic więcej nie zrobię – oznajmiła, widząc jego wątpiąca minę. – Przepraszam, wiem, że trochę mnie poniosło.
- Takie zachowanie nie przystoi żonie rodu Kuchiki.
- Przecież przeprosiłam.
- Tym razem ci wybaczę, ale życzyłbym sobie, aby to się więcej nie powtórzyło.
- Zobaczymy – wymamrotała i szybkim krokiem skierowała się na polanę widoczną zza drzew.
Byakuya stał, obserwując gniewny marsz Mai. W jego sercu na nowo zaświtała nadzieja. Skoro tak się zdenerwowała przez te dwie kobiety, to jej obojętność musi być udawana. Może zacznie znowu normalnie z nim rozmawiać. Miał już serdecznie dość jej zachowania „idealnej żony’, jak to określiła kilka dni temu.
Leżała na kocu w ogrodzie, czytając jakąś książkę. Byakuya usiadł na ustawionej obok ławce.
- Słucham? – zapytała.
- Chciałbym porozmawiać na temat twojego zachowania.
- Co znowu źle zrobiłam?
- Wszystko jest w porządku – zmilkł na sekundę. - Chcę tylko znać przyczyny twojej obojętności. Zgadzasz się z moim wszystkimi decyzjami, co nie jest w twoim stylu i zaczynam się niepokoić, że może coś ci dolega.
- Dobrze się czuję, wiec nie musisz się dłużej martwić.
- W takim razie, dlaczego, poza sypialną, zachowujesz się jakbyśmy byli sobie obcy.
- Wypełniam swoje obowiązki. Chciałeś posłuszną ci żonę, dziedzica i żadnych kłopotów, czyż nie tak? – uniosła głowę, wpatrując się w jego oczy.
- Zgadza się, jednak, twoje zachowanie jest zupełnie różne od tego na początku, kiedyś byłaś bardziej… emocjonalna – zawahał się przy ostatnim słowie.
- Żona nie musi być emocjonalna. Robię wszystko, czego ode mnie oczekujesz, więc nie widzę powodu, aby coś zmieniać – podniosła się i odwróciła do niego plecami. – Pamiętaj, że dostajesz ode mnie to, czego chciałeś. Obowiązek. Nic więcej – po tych słowach, ruszyła w stronę domu.
Rozmyślania przerwało mu uderzenie silnego reiatsu. Natychmiast je rozpoznał – należało do poszukiwanego przez nich mężczyzny. Dochodziło z kierunku, gdzie poszła Maja. Kuchiki-taichou shunpował się na polanę. Ujrzał, identycznie jak poprzednio zamaskowanego osobnika, stojącego naprzeciw niej.
- Witamy kapitanie Kuchiki. Czekaliśmy już tylko na ciebie – powiedział szyderczo.
- Żono, odsuń się – zaordynował, obserwując uważnie przeciwnika. Maja błyskawicznie się przesunęła, stając na linii drzew, za plecami męża.
- To na nic i tak będzie moja. Najpierw ona, a później wszystko, co do ciebie należy.
- Kim jesteś? – oczy Byakuyi niebezpiecznie się zwęziły.
- Kim jestem? Pewnie chciałbyś wiedzieć, co?! – zaśmiał się złośliwie. – Niech będzie. Wyświadczę ostatnią przysługę, człowiekowi, który za chwilę umrze.
- Nie bądź bezczelny. Chyba nie wiesz, z kim masz do czynienia – powiedział ze stalową nutą w głosie.
- Doskonale wiem, kim jesteś – z jego głosu pobijała wrogość. – Jesteś prawnukiem człowieka, który sprawił, że straciłem całe swoje dziedzictwo.
Oczy Byakuyi zwęziły się niebezpiecznie.
- Czyżby ten starzec, twój dziadek nie wspominał ci, że jego ojciec miał starszego brata?
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Został zabity przez pustego, kiedy mój pradziadek był jeszcze chłopcem. Nie widzę powodu, dlaczego miałbyś mi przypominać historię mojej rodziny.
- Tu się mylisz. On nie zginą, tylko został wygnany przez swojego ojca.
- Brednie.
- Muszę ci uświadomić, że historia, którą znasz nie jest prawdziwa – złośliwość biła z jego słów. – Musisz czuć się teraz jak głupiec – powiedział, obserwując uważnie reakcję kapitana. – Dowiedzieć się, że byłeś okłamywany. Ty, wielki kapitan Kuchiki, 28 głowa klanu!
- Zechcesz przejść do rzeczy – odpowiedział lodowatym głosem.
Napastnik zdjął maskę. W jego twarzy wyróżniały się szare oczy, które były niepokojąco podobne do oczu Byakuyi.
- Widzisz, on nie zginął i tak się składa, że jestem jego potomkiem, prawnukiem, uściślając. Nazywam się Aoia Kazehaya.
- Niemożliwe.
- Zapewniam cię, że jak najbardziej możliwe. To wszystko prawda. Jak i to, że jego własny ojciec pozbawił go dziedzictwa. I przez co?! Przez głupią chłopkę i tego honorowego głupca! – każde kolejne słowo wyzwalało w nim coraz większą złość. – Zaatakował ich Hollow, ale nie byli jeszcze dość silni, aby go pokonać, więc zaczęli uciekać. Wszystko byłoby dobrze gdyby ta idiotka się nie przewróciła. Tylko mojemu dziadkowi udało się uciec, bo ten jego pseudo przyjaciel postanowił jej pomóc. Gdyby tego nie zrobił, nic by się nie stało. Kto by się przejmował jakąś nędzarką?! Nikt, ale nie, tamten musiał zgrywać bohatera i dać się zabić. Wszyscy się o tym dowiedzieli i ojciec kazał mu się wynosić.
- Twój pradziadek postąpił jak tchórz – cała sylwetka Byakuyi wyrażała pogardę dla takiego postępowania.
- Nie był tchórzem! Nie był dość silny, aby odebrać, co do niego zależy, ale ja jestem inny – krzyknął z wściekłością i zaatakował Kuchiki-taichou.
Rozpoczęła się zacięta walka. Co chwilę było słychać szczęk, uderzających o siebie mieczy i formuły demonicznych zaklęć. Mimo że kapitan uwolnił Senbonzakurę, walka była ciągle wyrównana. Przeciwnik używał techniki, która wyglądała jakby tworzył swoje klony. Każdy emanował tym samym reiatsu i nie można było rozpoznać prawdziwego. Obaj byli poranieni, ściekali krwią i szybko oddychali. Byakuya postanowił, że czas skończyć tą zabawę. Wyczuł, że napastnik ma zbyt słabą energię duchową, aby poradzić sobie z jego formą bankai, dlatego postanowił dłużej nie zwlekać. Wyciągnął przed siebie miecz i wpuścił go.
- Ban… - zaczął.
Kazehaya tylko na to czekał. Kuchiki dojrzał kątem oka, jak jedna z postaci Kazehayi, rusza w stronę Mai i bez zastanowienia rzucił się na ratunek. Jego biegłość w shunpo, sprawiła, że bez problemu wyprzedził napastnika, jednak, zainicjowanie bankai, sprawiło, że nie miał czasu, aby odwołać miecz, dlatego stał się bezbronny. Kiedy Kazehaya miał zadać cios, Kuchiki zablokował go, osłaniając dziewczynę własnym ciałem.
- Nieee! – rozległ się rozpaczliwy krzyk.
Poczuł, jak ostrze przeszyło go na wylot, a z rany trysnęła krew. Osunął się bezładnie prosto w ramiona żony. Maja położyła go delikatnie na ziemi i odsunęła brzeg munduru, odsłaniając ranę. Bezskutecznie próbowała ukryć przerażenie, które było widoczne na jej twarzy.
- Uciekaj! Natychmiast! – rozkazał, ale nie zwracała na niego uwagi.
Oderwała pas materiału ze swojej yukaty i przyłożyła do rany.
- Nic ci nie będzie! Słyszysz?! Masz mnie nie zostawiać. Zabraniam ci! – wyrzucała z siebie słowa jedno po drugim, starając się zatamować krew.
- Nic mi nie będzie – wycharczał. – Masz natychmiast uciekać.
- Już ci kiedyś mówiłam, że nie mam zamiaru wypełniać twoich bezsensownych poleceń! – powiedziała ocierając łzy, które zasłaniały jej widoczność.
Byakuya nagle zakaszlał, a z jego ust pociekł strumień świeżej krwi.
- Nie! Nie pozwalam ci umrzeć. Nie rób mi tego! Kocham cię, słyszysz?! Kocham!
Popatrzył zaskoczony na Maję. Podniósł dłoń, aby dotknąć jej policzka, ale zanim jej dosięgnął, dobiegł ich szyderczy głos.
- Wzruszyłem się – napastnik kpiarsko złapał się za pierś. – Nie bój się, jeszcze nie zginiesz. Przypilnuję, żebyś patrzył, jak będę się zabawiał z twoją żona. W końcu, to ja jestem prawowitą głową klanu, więc to do mnie powinna należeć – jego lubieżne spojrzenie spoczęło na pochylonej sylwetce dziewczyny.
* tradycyjny japoński hotel, oferujący kąpiele w gorących źródłach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz