Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

piątek, 13 maja 2011

Rozdział XII ~ Przeklęte obowiązki

Maja wstała znaczne później niż zwykle. Zazwyczaj, jeśli nie pojawiła się na śniadaniu, Emi-chan przychodziła ją zbudzić, ale dzisiaj nic takiego nie miało miejsca. Rano słyszała tylko, jak jej mąż, po złożeniu całusa na jej ustach, opuszcza pokój. Podejrzewała, że brak pobudki to jego sprawka, prawdopodobnie zakazał komukolwiek jej przeszkadzać.

Odkąd się obudziła, rozpierała ją energia, dlatego kiedy pojawił się Abhiraj, namówiła go na ćwiczenie walki mieczem.

- Czekaj. Przerwa. Muszę zdjąć bluzę – skierowała się w stronę podestu.
- Mówiłem ci, żebyś zaczęła ćwiczyć w kimonie – powiedział z wyrzutem.


- Przecież wiesz, że nie noszę go na co dzień jak wy, dlatego nie jestem do niego przyzwyczajona i przeszkadzałoby mi, więc zakładanie go teraz jest bezcelowe – zaczęła ściągać zbędny kawałek garderoby. – Ale zastanowię się nad tym.
- Kotkuuuu – powiedział przeciągle.
- Co? – spytała, przez materiał zasłaniający jej twarz.
- Tatuaż.
- Przecież już go widziałeś – odwróciła się w jego stronę.
Abhiraj kilkoma krokami pokonał dzielącą ich odległość.
- Nie o to chodzi. Jest większy.
- Jak to większy?
- Jeśli w końcu przestaniesz się kręcić i dasz mi spojrzeć, to powiem ci, co się zmieniło – unieruchomił dziewczynę i w skupieniu zaczął studiować jej plecy. – Doszły trzy znaki kanji. Masz teraz napisane: „Do Najważniejszego należę ciałem, duszą i sercem”.
- Żarty sobie ze mnie stroisz – powiedziała naburmuszona.
- Nie, naprawdę jest tak napisane – zapewnił, oglądając dokładnie napis. Nagle się wyprostował. – Czekaj, jeśli pierwszy pojawił się po tym, jak Kuchiki cię dotknął, to… - domyślny uśmieszek pojawił się na jego ustach. – Złotko, co się wczoraj wydarzyło? – Z uwagą obserwował jej twarz.
Na policzki dziewczyny wystąpiły gorące rumieńce.
- Mugen, jeśli ci życie miłe, lepiej powściągnij swoją wyobraźnię! – uderzyła go w ramię.
- Ała! To bolało – zanosił się ze śmiechu
- Masz o tym nikomu nie mówić, słyszysz?!
- Jasne – zapewnił, wycierając ostatnie łzy. – Masz moje słowo.

- Żono, źle się czujesz? Jesteś czerwona na twarzy – pojawienie się Byakuyi, przerwało rozmowę.
Maja drgnęła zaskoczona, a jej policzki przybrały jeszcze intensywniejszą barwę.
- Wszystko w porządku. Zgrzałam się trochę, bo długo już trenujemy – szybko zaprzeczyła, kątem oka obserwując, jak usta Abhiraja układają się w słowo „kłamczucha”.
- To dobrze.

Kapitan trzeciego oddział, obserwował jak Kuchiki ostatni raz muska policzki żony, sprawdzając, czy na pewno nic jej nie jest. Jeśli nic się wczoraj nie stało, to on jest gotów dobrowolnie zgłosić się na królika doświadczalnego dla kapitana dwunastego oddziału.
- Dobrze, że już jesteś Mugen-taichou. Mam do ciebie prośbę – z zamyślenia wyrwał go wyniosły głos.
- Zamieniam się w słuch kapitanie Kuchiki.
- Uzyskaliśmy informacje o możliwej kryjówce poszukiwanego. Wydają się być pewne, dlatego dołączę do grupy poszukiwawczej i w związku z tym nie będzie mnie kilka dni. Prosiłbym cię, abyś zaopiekował się Mają-chan podczas mojej nieobecności.
- Zajmę się nią, jakby była moją własną żoną – powiedział przewrotnie.
- To nie będzie potrzebne – padła zimna odpowiedź. – Wystarczy, że będziesz jej towarzyszył, gdziekolwiek się wybierze. To mało prawdopodobne, ale należy wziąć pod uwagę możliwość, że to pułapka, mająca na celu odciągnięcie mnie od Mai.
- Zgadzam się z tobą – oznajmił Abhiraj, poważniejąc. – Nie musisz się martwić. Maja to moja przyjaciółka i nawet, gdybyś mnie o to nie poprosił, to bym jej pilnował.
- Zatem ustalone – odwrócił się do żony. – Muszę przygotować parę rzeczy, dlatego zobaczymy się wieczorem. Do tego czasu zostawiam cię w rękach kapitana Mugen – oznajmił, po czym shunpował się w kierunku baraków szóstego oddziału.

Mai znudziło się czekanie, dlatego zdecydowała, że najwyższa pora, aby iść spać. Przygotowała posłanie i poszła do łazienki, wziąć odprężającą kąpiel. Z wody wyszła dopiero, kiedy stała się zimna. Przechodziła właśnie koło pokoju Byakuyi, gdy nagle zza drzwi wysunęła się ręka, która błyskawicznie wciągnęła ją do pomieszczenia. Po chwili stała przyparta do ściany, a jej mąż pochylał się nad nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Z ustami oddalonymi o milimetry od jej twarzy wyszeptał: - Jednak, to chodzenie w samym ręczniku, ma swoje zalety – po czym, zaczął ją namiętnie całować.
Maja wiedziała, że nie wiadomo, kiedy znowu zobaczy Byakuyę, dlatego postanowiła zjeść z nim śniadanie. Kilka minut po tym, jak wyszedł z pokoju, zerwała się z futonu i poszła do siebie, aby się ubrać. Uśmiechnięta, pokonywała korytarze, kierując się do jadalni. Już miała otworzyć drzwi, kiedy usłyszała swoje imię. Nie chciała podsłuchiwać, ale było jej niezręcznie teraz wchodzić, dlatego postanowiła się wycofać i wrócić za chwilę. W ostatniej chwili zatrzymało ją zdanie, dobiegające zza drzwi.

- Patrząc na was, odnoszę wrażenie, że wszystko zaczyna się układać.
- Tak.
- Cieszę się, że żona nie jest ci obojętna.
- Tak, doskonale się sprawdza jako pani Kuchiki. Jednak, nie zapominaj dziadku, że opieka nad nią to mój obowiązek. Poza tym, dobrze wiesz, że potrzebuję dziedzica. To było najlepsze wyjście z sytuacji…
Maja dłońmi zakryła uszy. Nie mogła dłużej tego słuchać. Bolesne słowa tłukły się po jej głowie: „sprawdza się”, „obowiązek”, „najlepsze wyjście” Była oszołomiona jak po silnym ciosie. Myślała, że mu na niej zależy. Nie musiał jej od razu kochać, ale powinna być dla niego czymś więcej niż tylko obowiązkiem. Jakże nienawidziła tego słowa. Czuła, jak jej serce powoli rozpada się na kawałeczki. Ostatkiem woli powstrzymała płacz i szybko wróciła do pokoju. Szczelnie zamknęła za sobą drzwi i oparła się o ścianę. Nagle, jakby pod jakimś ogromnym ciężarem, osunęła się na podłogę. Objęła się ramionami i dopiero wtedy pozwoliła, aby łzy pociekły jej po policzkach.

- Dziadku, wyprowadzam się.
- Co?! Dziecko, dlaczego? – wykrztusił wstrząśnięty Ginrei.
- Muszę – przyglądał się jej podkrążonym, zaczerwienionym oczom. Wyglądała, jakby ostatnie kilka godzin spędziła na nieustannym płaczu.
- Proszę, wyjaśnij mi, o co chodzi. Czy coś się stało? Ktoś ci coś zrobił? – pytał, próbując domyślić się przyczyny jej zachowania.
- Ja… nie, nic się nie stało. Po prostu, doszłam do wniosku, że nie będę dłużej przykrym obowiązkiem – z bólem zamknęła oczy.
Ginrei doznał nagle olśnienia. Przypomniał sobie hałas, który usłyszeli rano za drzwiami. Był pewien, że to przechodził jakiś służący. Teraz bardzo chciał, żeby to była prawda.
- Dzisiaj rano. Słyszałaś moją rozmowę ze swoim mężem? – pomimo jej milczenia, domyślił się prawdy. Wyraz twarzy dziewczyny wszystko mu zdradził. Zrezygnowany, opuścił ręce. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odezwała się jego wnuczka.
- Przepraszam, ale nie ważne, co powiesz, nie zmienię swojego zdania. Proszę, nic nikomu nie mów. Nie chcę, żeby Byakuya miał jakieś kłopoty z mojego powodu. – Podeszła do niego i objęła za szyję. – Dziadku, Bardzo cię kocham i będę za tobą tęsknić – odsunęła się i pochyliła z szacunkiem głowę.
Mężczyzna patrzył, jak słone łzy rozbijają się o dywan. Podniosła się po chwili i bezszelestnie opuściła pokój.
Miał nadzieję, że jego bezużyteczny wnuk odkręci tą całą sytuację. Lepiej, żeby to zrobił, pomyślał gniewnie.

Głośne pukanie do drzwi, obudziło Abhiraja.
- Cholera, kto się dobija tak rano – mamrotał, nie bacząc na fakt, że ranek minął kilka godzin temu. – Kira, jeśli to ty, to za karę wypożyczę cię Matsumoto. Będziesz musiał jej pomagać w… - zamilkł, kiedy po otworzeniu drzwi, spojrzał na swojego gościa. Przesunął się, wpuszczając ją do środka.
- Słonko, ja żartowałem z tą opieką jak nad własną żoną – dowcipkował, obserwując, jak wciąga za sobą dużą walizkę.
- Wiem. Zatrzymam się w twoim pokoju gościnnym, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – skierowała się prosto do wspomnianego pomieszczenia, nie zwalniając nawet na sekundę.
Mugen podążył za nią zdumiony. Energicznie rzuciła walizkę na łóżko i zabrała się za rozpakowywanie. Mężczyzna chwycił ją za ręce i odwrócił twarzą do siebie.
- Popatrz na mnie – zażądał.
- Po co?
- Maja – powiedział ostrzegawczo. Dziewczyna, bez dalszych protestów, uniosła głowę. Spojrzał na jej mokre policzki i spuchnięte oczy pełne łez.
- Co się stało?
- Nic – padła natychmiastowa odpowiedź.
- Nie próbuj wciskać mi kitu! Zbyt dobrze cię znam, żeby ci się to udało – spojrzał na nią wyczekująco.
- Obowiązek. Przeklęty obowiązek… – rozszlochała się na dobre.
Kapitan trzeciego oddziału poświęcił dużo czasu, zanim w końcu udało mu się wycisnąć z niej, co się stało. Westchnął bezradnie.
- Powinnaś z nim porozmawiać.
- Nie ma go. Poza tym, nie mam na to ochoty – wstrząsały nią ostatnie łkania. – Proszę cię, pozwól mi tu zostać.
- Nie podoba mi się to – oznajmił gniewnie. – Musisz mu powiedzieć, co czujesz. Nie możesz tego załatwiać za pomocą ucieczki.
- Wiem – skruszona, pochyliła głowę.
- Co się stało z twoją wojowniczą naturą? To nie jest Maja, jaką znam.
- Abhiraj, to boli – wyszeptała po chwili. – Tak bardzo, że nie mogę oddychać, kiedy o tym myślę.
Mugen westchnął z rezygnacją, przyglądając się na swoją skuloną przyjaciółkę. Posadził ją sobie na kolanach i zaczął gładzić po włosach.
- Dobrze, zostajesz, ale kiedy Kuchiki po ciebie przyjdzie, bo wiesz, że na pewno to zrobi, nie będę go zatrzymywał.
Dwa długie tygodnie. Tyle przebywał poza domem. Kiedy w końcu dotarli do miejsca, gdzie miał przebywać napastnik, okazało się, że udało mu się już uciec. Od razu podążyli jego tropem, ale mężczyzna był sprytny i ciągle wyprzedzał ich o kilka kroków. Kiedy kolejny raz się spóźnili, zniechęcony Byakuya zarządził powrót do domu. Takie gonienie po omacku nie miało sensu. Tracili tylko czas. Poza tym nie podobało mu się, że tak długo przebywał poza domem. Wiedział, że nie musi się martwić o to, że jego żonie coś grozi. Jednak, to nie jej bezpieczeństwo miał na uwadze, kiedy rozmyślał o niej przed zaśnięciem.
Wziął szybki prysznic i poszedł do jadalni na obiad.
- Takata-san, poinformuj mnie, jak moja żona wróci do domu.
Na twarzy pokojówki pojawiło się przerażenie.
- Kuchiki-sama, Mai-chan tutaj nie ma.
- Domyśliłem się tego, dlatego poprosiłem cię, żebyś mnie poinformowała, jak już będzie – powiedział zirytowany.
Dziewczyna głośno przełknęła ślinę.
- Miałam na myśli, że ona nie wróci dzisiaj do rezydencji.
- Wybrała się gdzieś z Matsumoto-fukutaichou? W takim razie, kiedy mogę się jej spodziewać – zapytał coraz bardziej zniecierpliwiony.
- Źle mnie pan zrozumiał. Ona w ogóle nie przyjdzie do rezydencji. Nie ma jej od prawie dwóch tygodni.
Byakuya poderwał się na nogi i pobiegł do pokoju żony. Wszedł do środka i rozejrzał się po dziwnie pustym pomieszczeniu. Na półkach zalegał kurz, a pufa, na której zwykle leżało kilka ubrań, była pusta. Otworzył szafki. Brakowało połowy rzeczy.

Kuchiki udał się do pierwszego miejsca, które przyszło mu na myśl. Zapukał energicznie do drzwi.
- Gdzie ona jest? – zapytał, kiedy się otworzyły.
- Jeśli to Rangiku, to powiedz jej, że nigdzie się nie ruszam – dobiegł go stłumiony głos dziewczyny. Wszedł do korytarza.
- Słonko, chodź tutaj – zawołał ją Mugen.
- Mówiłam już tyle razy, że nie wracam. Dajcie mi w końcu… - stanęła w przejściu. Kiedy zauważyła, kim jest niezapowiedziany gość, gwałtownie się odwróciła i pobiegła do pokoju. Kuchiki szybko za nią podążył. Wszedł do pomieszczenia, zanim udało jej się zamknąć drzwi. Przez chwilę, mierzył spojrzeniem jej przestraszoną twarz. Jego szczęki zacisnęły się ze złości. Podszedł do niej, chwycił jej dłoń i pociągnął za sobą. Jednak, dziewczyna zaparła się piętami, całą swoją mocą utrudniając każdy kolejny krok. Obejrzał się poirytowany. Jego żona patrzyła się w podłogę, z całej siły przygryzając wargi. Bardziej się do niej zbliżył i bez zbędnych komentarzy, chwycił na ręce.
- Jeszcze dzisiaj przyślę kogoś po rzeczy – powiedział, mijając Abhiraja w korytarzu, po czym shunpował się do domu.

Postawił ją na środku jej pokoju i wyszedł na chwilę. Kiedy wrócił, stała dokładnie w tym samym miejscu, gdzie ją zostawił. Miała opuszczone ramiona i wzrok wpatrzony w podłogę. Chwycił jej brodę i delikatnie uniósł do góry. Przyniesioną gazą, zaczął wycierać krew, ściekającą z pogryzionych warg. Gdy skończył, nie mógł się powstrzymać i lekko przejechał po nich kciukiem. Jej oczy lekko się rozszerzyły, w odpowiedzi na tą pieszczotę.
- Sprawiło jej to przyjemność. Przynajmniej w tej kwestii, nic się nie zmieniło – pomyślał.
Bez słowa rozłożył futon i wyszedł się przebrać do siebie. Wrócił po paru minutach, zastając dziewczynę, wciąż w ubraniu, skuloną na posłaniu. Podszedł do niej z westchnieniem, po czym, kilkoma szybkimi ruchami, rozebrał ją do bielizny. Położył się, przyciągając żonę do siebie i przykrył ich kołdrą. Początkowo, dziewczyna leżała bardzo spięta. W końcu, zaczęła się rozluźniać, a jej oddech uspokoił się i zwolnił. Po kilku sekundach, usłyszał ciche westchnienie. Nareszcie zasnęła.

Byakuya przyglądał się na śpiącą Maję i zastanawiał się, co roi się w tej jej upartej głowie. Postanowił, że nie będzie jej naciskał. W końcu sama mu powie. Zawsze głośno informowała go o swoim niezadowoleniu. Tym razem będzie tak samo. Jedno było pewne. Nigdy więcej nie pozwoli, aby, choćby na chwilę, go opuściła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz