Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

niedziela, 1 maja 2011

Rozdział IX ~ To, że muszę słuchać twoich poleceń, nie znaczy, iż będę się do nich stosować

Obudziło ją energiczne pukanie do drzwi.
- Maja-chan, mogę wejść?
- Tak, jasne. Spóźniłam się na śniadanie? – spytała, kiedy Emi weszła do pokoju.
- Obawiam się, że nie tylko na śniadanie. Niedawno był obiad.
- Co?! Musiałam wypić więcej niż mi się wydawało – podrapała się z zakłopotaniem w głowę.
- Może pójdziesz wziąć szybki prysznic, a ja w tym czasie przyniosę ci coś do jedzenia do pokoju?
- Świetny pomysł. Daj mi dziesięć minut – oznajmiła, podnosząc się energicznie z futonu.
- Maja-chan, po południu jest uroczystość, więc pomyślałam, że może pójdziemy teraz do gorących źródeł i wrócimy przed samym rozpoczęciem, aby zdążyć się przygotować.
- Jaka uroczystość? – zapytała zaskoczona dziewczyna.

- Yyyy… myślałam, że wszystko ustaliliście z Kuchiki-sama – odpowiedziała zmieszana pokojówka.

Maja zaczęła się intensywnie zastanawiać. Próbowała sobie przypomnieć, czy coś jej wczoraj mówił. Wydawało jej się, że nic takiego nie miało miejsca, ale nie była tego pewna. Postanowiła, że później się z nim rozmówi, a teraz na wszelki wypadek będzie udawać, że świetnie się orientuje w temacie.
- Aaaa... tak, faktycznie. Teraz pamiętam - uśmiechnęła się z przymusem. - W takim razie, idę wziąć prysznic. Po wczorajszym gorące źródła dobrze mi zrobią, więc możemy pójść, jak tylko coś zjem.

- Jaki piękne kimono! Mam je założyć? – Maja z zachwytem wodziła ręką po miękkim materiale.
Niedawno wróciły z gorących źródeł i od razu zaczęły się przygotowania. W pokoju czekało na nią cudowne, śnieżnobiałe kimono z czerwonymi wykończeniami. Na początku, pomyślała, że to jakaś pomyłka, ale, sądząc po minie Emi, wszystko było zgodnie z planem. Nie chciała się zdradzić ze swoją niewiedzą, dlatego postanowiła poszukać Kuchiki-taichou i dowiedzieć się, o co chodzi, ale pokojówka nie pozwalała jej wyjść, twierdząc, że muszą się pospieszyć.
- Maja-chan, białe kimono to ostatnia warstwa. Proszę poczekać, sama sobie nie poradzisz. Muszę cię jeszcze uczesać, więc należy się pospieszyć, bo nie zdążymy – popędzała dziewczynę pokojówka.
- O.K., już się nie ruszam. Mam nadzieję, że się nie zbłaźnię. Nigdy nie brałam udziału w japońskich uroczystościach – Maja siedziała nieruchomo, czekając aż Emi skończy upinać jej długie loki.
- Nie martw się. Zdaj się na starostów, oni wiedzą, co robić. Kuchiki-sama nie pozwoli na żadną wpadkę, dlatego możesz być spokojna.
- Skoro tak mówisz – stwierdziła zamyślona, ciągle zastanawiając się, o co chodzi.
- Skończone. Musimy wychodzić – oznajmiła, sprawdzając, czy fantazyjne nakrycie głowy dobrze się trzyma.

Kobiety skierowały się dostojnym krokiem do wyjścia. Maja pierwszy raz miała na sobie uroczyste kimono, dlatego szła bardzo powoli, pilnując, aby go nie zabrudzić.
- Dlaczego musi być białe? Przecież, to tak, jakby krzyczało do mnie: zaraz się przewrócisz i mnie wybrudzisz – mamrotała zirytowana, drobiąc kroki bardziej niż to było konieczne.
Weszły na ścieżkę, wiodącą do świątyni.
- Emi-chan, może my już jesteśmy spóźnione? Zobacz, nikogo tutaj nie ma. Wydaje mi się, że powinnam wrócić do pokoju. Przecież to nieładnie wchodzić w połowie uroczystości – stwierdziła zmartwiona, oglądając się na pokojówkę.
- Maja-chan, ale… - Takata przyglądała się dziewczynie zszokowana.

- Dziękuję Takata-san. Dalej pójdziemy sami – nagłe pojawienie się kapitan Kuchiki, przerwało rozmowę.
Maja odprowadziła wzrokiem szybko umykającą pokojówkę.
- Dobrze, że cię widzę. Co to za uroczystość, o której słyszę odkąd wstałam? – zapytała zdezorientowana. – Nie zrozum mnie źle. Ubranie jest świetne, ta biel jest piękna, do tego, Emi ładnie mnie uczesała, ale dalej nie wiem, co tu się dzieje. Nie chcę się zbłaźnić, więc mam nadzieję, że nie będę musiała nic robić – przyglądała się z niepokojem Szarookiemu.
- Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale nie musisz się martwić. Starości wszystkim się zajmą. Oprócz nich, w świątyni przebywać będzie tylko rodzina, czyli mój dzidek i Yamamoto-soutaichou, który zastąpi twojego ojca. Ty musisz tylko wypić sake i powtórzyć słowa przysięgi. Potem pójdziemy na przyjęcie, zorganizowane w ogrodzie, gdzie odbierzemy od gości gratulacje – tłumaczył jej cierpliwie.

Można było prawie zauważyć trybiki, przesuwające się w głowie dziewczyny. Jakiś czas temu czytała o japońskich tradycjach i wszystko zaczęło układać się w całość. Starości, ojciec, sake, przysięga, goście, gratulacje. Jej twarz nagle pobladła.
- To jest ślub! – wykrzyknęła ze zgrozą w głosie.
- Tak, a ściślej mówiąc nasz ślub. A teraz chodźmy, bo wszyscy czekają – powiedział, ciągnąc ją za ramię.
- Moment – zaparła się z całej siły piętami. – NIE WYRAŻAŁAM ŻADNEJ ZGODY NA ŻADEN ŚLUB! – krzyknęła.
- Maja-san, to jest najlepsze wyjście. Taka sytuacja nie może wiecznie trwać. Mieszkamy pod jednym dachem, tak nie wypada.
- Wyprowadzam się – próbowała się wyrwać z jego uścisku.
- To nic nie da. Pamiętaj o tatuażu. Mam się tobą opiekować. Podjąłem się tego i nie mam zamiaru pozwolić ci na wyprowadzkę – tłumaczył jej jak małemu dziecku. Na jego twarzy widoczne były oznaki zniecierpliwienia.
- Nikt nie kazał ci się ze mną żenić! – krzyknęła z desperacją.
- Nie ma innego wyjścia. Ty nie masz innego wyjścia. Mój dziadek się zgodził. Tak samo Yamamoto-san. Twoi przyjaciele o wszystkim wiedzą i czekają na nas, więc bądź łaskawa pójść ze mną.
- A gdzie oświadczyny?! Gdzie kwiaty, randki, gładkie słówka? – wyrzucała z siebie pytania z prędkością karabinu. – Nie możesz sam o wszystkim decydować, jakby mnie to nie dotyczyło. Ślub to nie jest coś, o czym możesz decydować od tak. To zobowiązanie na całe życie. Przecież, my nawet nic do siebie… nie czujemy – nieznacznie się zawahała przy ostatnim zdaniu. Prawdą było, że odkąd ją uratował, myślała o nim o wiele więcej niż powinna. Właściwie, to jego obecność niepokoiła ją od samego początku i może, dlatego tak bardzo wzbraniała się przed zamieszkaniem w rezydencji. Musiała przyznać, że nie była obojętna na jego obecność, a wręcz przeciwnie, wzbudzał w niej wiele gwałtownych emocji. Jednak, to nie wystarczy, w sytuacji, kiedy Byakuya traktował ją tylko jak jakąś niedogodność w swoim życiu.

- Uznałem, że takie zachowanie jest zbędne – stwierdził, niebezpiecznie blisko się do niej zbliżając. – Jednak, jeśli chodzi o emocje, to musisz się ze mną zgodzić, że istnieje pomiędzy nami pewne napięcie.
- Nic takiego nie ma miejsca – natychmiast zaprzeczyła. Odpowiedź padła zdecydowanie zbyt szybko.
Byakuya postąpił kolejny krok do przodu. Dziewczyna chciała się cofnąć, ale nie pozwolił jej na to, obejmując ją prawym ramieniem w pasie i pochylając się nad jej drobną postacią. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Jego skupione, oczekujące spojrzenie spotkało się z jej zaskoczonymi i lekko przestraszonymi oczami. Na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz determinacji, kiedy zaczął powoli pochylać się w jej stronę. Oddech Mai gwałtownie przyspieszył. Miała wrażenie, że Byakuya jest w stanie usłyszeć jej gwałtownie bijące serce. Kiedy myślała, ze już dłużej nie wytrzyma tego napięcia, potarł delikatnie nosem o jej policzek i zaczął szeptać do ucha.
- Maja-san, teraz pójdziemy do świątyni, dobrze? – ciepły oddech owiał jej szyję.
- Ale… - jej słowa się urwały, kiedy uniósł ją kilka centymetrów nad ziemię. Nawet przez kilka warstw materiału, mogła wyczuć, jak przyciska ją do swojego silnego ciała. Maja uświadomiła sobie, że została pokonana. Nie miała już siły żeby mu się sprzeciwić.
- Pozwól, że zapytam jeszcze raz. Pójdziesz ze mną do świątyni?
- Pójdę – wymamrotała.
Odstawił ją powoli na ziemię i przytrzymał chwilę dopóki nie odzyskała utraconej równowagi, po czym ruszył przed siebie. Maja popatrzyła na jego twarz, która znowu przybrała beznamiętny wyraz. Nie podobało jej się, że dała się tak łatwo pokonać. Kiedy jej oddech wrócił już do normalności i czuła, że może ponownie zaufać swojemu głosowi, krzyknęła za nim. Zatrzymał się i spojrzał w jej kierunku
- Pójdę, ale jeszcze tego pożałujesz – powiedziała zimnym głosem i pomaszerowała z wysoko uniesioną głową w stronę świątyni.

Byakuya nie mógł się skupić na rozmowie z Ukitake i Kyoraku. Ciągle rozmyślał nad zachowaniem swojej nowo poślubionej żony. Spodziewał się, że będzie miała do niego pewne pretensje, biorąc pod uwagę jej charakter, byłby zaniepokojony, gdyby tak się nie stało. Jednak, nie sądził, że będzie się musiał tak napracować, żeby ją przekonać. Chociaż, z drugiej strony, jeśli o to chodzi, też nie mógł zbytnio narzekać. Wciąż pamiętał uczucie triumfu, które go garnęło, gdy poczuł szaleńczy rytm jej serca. Na samo wspomnienie ucisku jej miękkiego ciała, miał ochotę znowu ją przytulić. To małżeństwo miało zdecydowanie swoje plusy. Zaczął rozglądać się po ogrodzie w poszukiwaniu Mai. Przed chwilą, stała z Matsumoto-fukutaichou przy stołach z jedzeniem. Zauważył porucznik dziesiątego oddziału, która właśnie wysłuchiwała reprymendy od swojego kapitana, za zbyt dużą ilość wypitego sake, ale jego żony z nią nie było. Po chwili jego wzrok padł na postać, opierającą się o drzewo w rogu ogrodu. Widać Maja wybrała sobie ten moment, aby porozmawiać z kimże innym, jak nie z kapitanem Mugenem. Z twarzy kapitana Kuchiki wyzierała źle skrywana złość.
- Ukitake-taichou, Kyoraku-taichou, proszę mi wybaczyć – oznajmił, po czym spiesznie opuścił, zdumionych mężczyzn.

- Chyba mu przyłożę! Nie – podniosła ostrzegawczo rękę. - Powstrzymaj się od komentarza. Wiem, że to nic nie rozwiąże, ale jaką sprawi mi ulgę – Maja w złości zaciskała drobne pięści.
- Złotko, wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale przemoc w rodzinie nie jest wyjściem – uspokajająco poklepał ją po ramieniu.
- Rodzinie?! Jakiej rodzinie – rumieńce złości pojawiły się na jej policzkach.
- Ty i Kuchiki. Teraz jesteście rodziną. Musisz to przyjąć do wiadomości.
- Niedoczekanie jego!
- Maju, muszę ci przypomnieć, że sama się na to zgodziłaś.
- Oszukał mnie perfidnie!
- Jak cię oszukał? – zapytał z wielkim zainteresowaniem Abhiraj.
- On… on… Nie ważne – jej twarz, przybrała kolor dorodnej truskawki.
- Słonko, teraz to mnie dopiero zaciekawiłaś. Sądząc po kolorze twojej twarzy, nie protestowałaś zbyt energicznie przeciwko temu oszukiwaniu.
Abhiraj obserwował, jak rumieniec na jej policzkach jeszcze bardziej ciemnieje i zaczyna rozlewać się na szyi.
- Żono, źle się czujesz? Może powinnaś się położyć? Jest późno, a goście i tak już się rozchodzą, więc sądzę, że możemy udać się do pokoi – Byakuya wyrósł przed nimi jakby spod ziemi.
- A owszem, udam się. Sama – po tym oświadczeniu, odmaszerowała gniewnie, zostawiając mężczyzn samych.
- Będziesz miał z nią dużo roboty Kuchiki. Nie zazdroszczę ci – stwierdził, odprowadzając wzrokiem dziewczynę.
- Zdaje sobie z tego sprawę – odpowiedział zbolałym głosem.
Na tą krótką chwilę, pomiędzy shinigami, zapanowało milczące porozumienie. Pierwszy otrząsnął się Byakuya.
- Kapitanie Mugen, powinieneś pamiętać, że Maja jest teraz mężatką.
- Kuchiki-taichou, pragnę cię gorąco zapewnić, że pomiędzy mną a twoją żoną jest tylko przyjaźń, która nigdy nie zmieni się w żadne głębsze uczucie, więc nie musisz się martwić.
- Niemniej, mam nadzieję, że mogę w tej kwestii zaufać twojemu honorowi.
- Nawet gdybym zmienił zdanie, to mogę cię zapewnić, że Maja-chan nie potraktowałaby mnie poważnie. Nigdy nie widziała we mnie mężczyzny – oświadczył z udawaną żałością w głosie.
Byakuya w skupieniu przyglądał się twarzy kapitana trzeciego oddziału. Wyglądał, jakby zastanawiał się, na ile może mu zaufać. Chyba dojrzał to, czego szukał, ponieważ oświadczył:
- Dobrze, tylko postaraj się nie odwiedzać nas za często – oznajmił, po czym zostawił go samego. Kiedy wchodził na podest, dotarł do niego głośny śmiech Abhiraja.

Byakuya podnosił właśnie rękę, żeby zapukać do pokoju, kiedy zauważył jak Maja wychodzi z łazienki. Wciąż miała na sobie kimono, ale zdążyła już pozbyć się nakrycia głowy i rozpuścić włosy. Uwielbiał jej włosy. Były takie długie i błyszczące. Niejednokrotnie miał ochotę wpleść palce pomiędzy brązowe pukle. Zagapił się na jeden kosmyk, który spłynął jej na policzek. Był na tyle długi, że sięgał piersi, którą delikatnie muskał, jakby zapraszając Byakuyę, aby zrobił to samo.
Dziewczyna wyminęła go i bez słowa otworzyła drzwi. Przypomniał sobie, dlaczego znalazł się pod jej drzwiami.
- Maja-san, uważam, że powinniśmy porozmawiać.
- Nie sądzę – lekko zmrużyła oczy.
- Jestem twoim mężem i powinnaś mnie słuchać.
- Może i masz rację, ale to, że muszę słuchać twoich poleceń, nie znaczy, że będę się do nich stosować – oświadczyła, po czym z furią przesunęła drzwi, omijając o milimetry nos Kuchiki-taichou.

Kapitan szóstego oddziału niespokojnie kręcił się na futonie. Z Hisaną, nigdy nie miał takich problemów. Pierwsza żona zawsze słuchała jego poleceń. Nigdy nie zdarzyło się, aby mu odpowiedziała w ten sposób. Nigdy się z nią nie spierał. Nawet, gdy udawała się na poszukiwania do Rukongai, które bardzo mu się nie podobały, nie zdarzyło się, aby się pokłócili. Przez chwilę zanurzył się w wspomnieniach o swojej pierwszej miłości. Zanim zdecydował się na ślub, długo zastanawiał się, co by na to powiedziała. Podświadomie czuł, że nie miałaby do niego żadnych pretensji. Zawsze będzie ją kochał, ale od jakiegoś czasu wiedział, że nadszedł czas, aby zostawić żałobę za sobą i zacząć żyć od nowa.
Przed oczami stanął mu obraz Mai w ślubnym kimonie. Wyglądała pięknie, chociaż, przed chwilą, z rozpuszczonymi włosami, było o wiele lepiej. Nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Nigdy nie był wystawiony na tak wielką pokusę. Nawet, kiedy się zawzięcie kłócili, nie mógł przestać myśleć o tym jak uroczo wyglądała z zarumienionymi ze złości policzkami. Myślał, że po ślubie coś się zmieni, ale okazało się, że jego gdybanie był całkowicie błędne. Chociaż, z drugiej strony, już przyzwyczaił się do temperamentu dziewczyny. Nie chciałby, żeby za bardzo się zmieniła. Podobała mu się ta nieokiełznana radość, którą okazywała na treningach, po opanowaniu jakiegoś trudnego ciosu. Oczy jej wtedy błyszczały, a usta układały się do zadziornego uśmiechu. Wyglądała wtedy tak pociągająco.
- Do licha, to przecież moja noc poślubna – uderzył ze złością w podłogę. Głowę wypełniały mu niepokojące wspomnienia. Biała łydka wystająca spod kołdry, delikatny całus w policzek, wypukłości jej ciała przyciśnięte do jego piersi. Wstał i z rezygnacją udał się do łazienki. Musiał wziąć prysznic. Bardzo zimny prysznic. Przeczuwał, że czeka go jeszcze wiele zimnych kąpieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz