To znowu się działo.
Nie miała już siły uciekać. Gdzie by się nie schowała, ile drzwi by nie zamknęła, oni i tak zawsze się pojawiają.
Tym razem… tym razem powinno być inaczej. Przecież jej obiecał. Pojawił się wczoraj i przyniósł ze sobą nadzieję.
- Posłuchaj Maju. Pomogę ci. Nie będziesz dłużej musiała narażać rodziców na niebezpieczeństwo. Nie będziesz więcej musiała uciekać, ani szukać kryjówek. Obiecuję.
Powiedział, że nazywa się Malach i jest posłańcem, wysłanym specjalnie do niej. Uwierzyła mu. Dlaczego miałaby tego nie zrobić? To nie była pierwsza dziwna rzecz, która ją spotkała.Maja, odkąd pamięta, potrafiła widzieć duchy. To było dla niej coś normalnego. Kiedy była mała dziwiła się i współczuła tym, którzy ich nie widzą.
Większość zjaw była przyjazna - tacy niezbyt wyraźni przyjaciele, których czasem mogła usłyszeć i zamienić z nimi parę słów. Jednak od jakiegoś czasu wszystko się zmieniło. Mary nabrały wyraźnych kształtów, mogła z nimi swobodnie rozmawiać, a nawet dotykać. Nie mogła powiedzieć, że w jakiś sposób jej to przeszkadzało. Dopóki pilnowała się i nie zdradzała swojej umiejętności przy obcych, nie przysparzało jej to żadnych problemów.
Wszystko się zmieniło, kiedy pojawiły się potwory. Z niezrozumiałych powodów zbierały się koło niej. Ogromne, krzyczące, przeraźliwie potwory z białymi maskami zamiast twarzy i dziurami w piersiach. Na szczęście z jakiegoś powodu nie mogły do niej podejść, jakby oddzielała je niewidzialna bariera. Jednak jej rodzice i przyjaciele nie mieli tej ochrony. W dniu, w którym jeden z tych stworów zranił jej mamę, postanowiła, że nie może dłużej nikogo narażać na niebezpieczeństwo. Rodzice, mimo że chcieli ją zatrzymać, zrozumieli dlaczego podjęła taką decyzję.
Od tamtego czasu Maja zaczęła się przeprowadzać z miejsca na miejsce. Nie chciała, żeby ktoś jeszcze ucierpiał, a zbyt długie przebywanie w jej towarzystwie na pewno tym groziło. Co jakiś czas odwiedzała rodziców i właśnie w trakcie takiej jednej wizyty pojawił się Malach. Zgodziła się na jego propozycję, bo przecież nie miała nic do stracenia.
Powiedział, że muszą wyruszyć natychmiast. Dał jej jedynie chwilę na pożegnanie się z rodzicami. Sekundę po wymienieniu ostatnich uścisków znalazła się w obcym mieście. Zabrał ją tak jak stała - w czarnych szortach, t-shircie z zabawnym nadrukiem i kolorowych japonkach.
A teraz znowu była sama i po raz kolejny musiała się schować. Biegła już bardzo długo. Czuła kłujący ból w płucach i miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Wiedziała, że jeśli trochę nie odpocznie to chyba zaraz zemdleje z wyczerpania. Zatrzymała się i pochyliła głowę próbują odzyskać oddech. Kątem oka zauważyła drewnianą skrzynię ustawioną w zaułku koło którego stała. Szybko do niej podeszła i z wdzięcznością opadła na deski kontenera. Jednak wyczerpanie, brak snu i jedzenia w końcu ją dopadły i już po paru minutach leżała nieprzytomna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz