Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

sobota, 23 kwietnia 2011

Rozdział VI ~ Alkohol to żadna wymówka

Dwa miesiące później

Był ciepły letni wieczór. Maja właśnie wracała od Zarakiego i Yachiru do domu. Dziewczynka bardzo polubiła europejskie bajki i Maja od czasu do czasu opowiadała jej jedną na dobranoc. Dzisiaj zajęło to dłużej niż zwykle, ponieważ rezolutna porucznik jedenastego oddziału zażyczyła sobie dwóch opowieści. Takim sposobem, zamiast jak zwykle o tej porze wylegiwać się w wannie, przemierzała kręte uliczki Seretei.

Yachiru i Zaraki nie byli jedynymi shinigami, z którymi się zaprzyjaźniła. Sama była zaskoczona, że udało jej się dopasować w tak krótkim czasie. Nawet w rezydencji, po początkowych protestach, zaakceptowali fakt, że chce pomagać w pracach domowych. Duży wpływ miał na to dziadek Kuchiki, który jednym zdaniem zakończył dyskusję na temat tego, co jej wypada, a co nie.



- Pozwólcie dziewczynie robić, co chce - oznajmił, wprawiając służbę w osłupienie.
Spytała się go później, dlaczego wywołało to takie zdziwienie. Wyjaśnił jej, że od czasu, kiedy o mało nie stracił wnuczki, z powodu bezwzględnego trzymania się zasad, postanowił sobie, że czas na pewne zmiany, a to była pierwsza sytuacja, kiedy się do tego zastosował.

Nie mogła też narzekać na brak rozrywek. Wizyty w barze karaoke, kąpiele w gorących źródłach, poznawanie Soul Society i jej mieszkańców. Dodatkowo, po tym, jak dowiedziała się, że przysługuje jej pewna suma na własne wydatki, udało jej się nawet wyskoczyć na zakupy do świata żywych z Matsumoto. Wprawdzie nie udało jej się poznać Ruki Kuchiki, ponieważ pojechała z przyjaciółmi na wycieczkę, ale i tak świetnie się bawiła. 

Najwięcej czasu spędzała z Abhirajem. Pomimo wątpliwości ze strony innych, stali się bliskimi przyjaciółmi. Nie miała pretensji do tych, którzy wątpili w szczerości ich relacji. Gdyby nie znała prawdy, samej ciężko byłoby jej w to uwierzyć. W końcu kapitan trzeciego oddziału znany był z posiadania licznych "przyjaciółek". Jednak uczucie pomiędzy nimi było czysto platoniczne i nie mieli zamiaru tego zmieniać.

Wszystko byłoby idealne, gdyby nie to, że co jakiś czas jej myśli wędrowały w stronę nieznośnego kapitan szóstego oddziału. Chociaż nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą, martwiła ją jego długa nieobecność. Miała wyrzuty sumienia z powodu ostatniej kłótni. Sądziła, że nie powinna reagować tak gwałtownie, w końcu robił to, co uznał za konieczne.

Pogrążona w myślach, dotarła w końcu do domu.
- Dlaczego wracasz tak późno? - usłyszała znajomy głos.
- Chyba mogę sobie darować to poczucie winy - pomyślała. - Witaj w domu Byakuya-san! Też miło mi cię widzieć. Jak minęła ci misja? Mówisz, że dobrze i pytasz co u mnie? Cieszę się i też nie mam na co narzekać. DO TEJ PORY świetnie się bawiłam - powiedziała zirytowana. - Teraz wybacz, ale jestem zmęczona i idę spać - wyminęła go zanim zdążył cokolwiek z siebie wydusić i zniknęła w środku.

Kuchiki-taichou wracał do domu po całym dniu ciężkiej pracy. Podczas dwumiesięcznej nieobecności nazbierało się sporo spraw, którymi należało się zająć. Chociaż musiał przyznać, że Renji świetnie sobie ze wszystkim poradził. Z ulgą stwierdził, iż nie ma potrzeby martwić się o kondycję członków dywizji. Inaczej się miały sprawy w domu. Postanowił jak najszybciej rozmówić się z tą hałaśliwą dziewczyną. Zdecydowanie nie podobały mu się plotki, łączące jej imię z tym nałogowym podrywaczem Mugenem. Uważał, że jest zbyt naiwna, żeby się z nim zadawać, a on jako jej opiekun, ma obowiązek jej to uświadomić.

- Ginrei-san, Byakuya-kun właśnie wrócił do domu - nerwowo stwierdził Gato.
- Rozumiem, dziękuję, możesz już wracać do swoich obowiązków.
- Ale Ginrei-san, Maja-chan i ognisko - przypomniał szybko.
- Faktycznie, zapomniałem o przyjęciu Stowarzyszenia Kobiet. Nie musisz się martwić, wszystkim się zajmę - stwierdził, po czym szybko ruszył w kierunku tylnego ogrodu. - Mój wnuk już pewnie usłyszał hałasy. Muszę zdążyć, zanim znowu się pokłócą i popsuje jej imprezę - rozmyślał, wspominając opowieść Mai o wczorajszej wymianie zdań z Byakuyą.

Po chwili znalazł wnuka, który, tak jak to przewidział, kierował się zdecydowanym krokiem w stronę ogrodu.
- Już wróciłeś Byakuya? Dobrze się składa. Poświęć dziadkowi trochę czasu i opowiedz mi o przebiegu misji.
Kuchiki-taichou nie mógł zignorować tak wypowiedzianej prośby i niechętnie ruszył za swoim dziadkiem. Jednak Ginrei mógł ujrzeć, jak ze zdeterminowaną miną spogląda w stronę drzwi.
- Cóż, nie można mieć wszystkiego - pomyślał zrezygnowany. - Przynajmniej kupiłem jej kilka godzin.

Nie sądził, że spotkanie z dziadkiem, potrwa aż tyle czasu. Zrobiło się za późno, żeby wezwać dziewczynę na rozmowę, ale postanowił, że nie pozwoli, aby jutro też się jej upiekło. Kierował się w stronę swojego pokoju, kiedy usłyszał jakiś łomot, dochodzący z ogrodu. Błyskawicznie pojawił się w miejscu, skąd dobiegał dźwięk. Przyczyną hałasu okazała się być Maja. Klnąc, na czym świat stoi, próbowała podnieść się do pozycji siedzącej.
- Co się stało Maja-san? - zapytał ostrożnie.
- Ooooo Byakuya-kun, świetnie, że jesteś! - wykrzyknęła podejrzanie radosnym głosem. - Nie wiem, co się stało. Pamiętam, że odprowadziłam Rangiku-chan do bramy i chciałam pójść do pokoju... ale w pewnej chwili ziemia zrobiła mi na złość i łup, wylądowałam na trawie - stwierdziła z niezwykle skupionym wyrazem twarzy. - Czy w Soul Society są trzęsienia ziemi?

Kuchiki przyglądał się w niemym zdumieniu dziewczynie i jej chwiejnym próbom powrotu do pionowej pozycji.
- Byakuya-kun?
- Tak?
- Czy byłbyś tak miły i mi pomógł? Z jakiś niezrozumiałych przyczyn moje nogi nie chcą chwilowo ze mną współpracować - stwierdziła Maja z zatroskanym wyrazem twarzy.
Chwycił ją w pasie ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. - Maja-san, co tutaj się działo? Dlaczego jesteś w takim stanie?
- Żałuj, że cię nie było... chociaż nie, bo to była babska impreza. Zrobiłyśmy ognisko w tylnym ogrodzie - powiedziała z zadowolonym uśmiechem. - Skończyłyśmy pół godziny temu, Matsumoto pomogła mi w sprzątaniu, więc kapitanie, nie musisz się martwić bałaganem - oznajmiła salutując. Gwałtowny ruch ręką niebezpiecznie zachwiał jej i tak już niestabilną sylwetką. Mężczyzna, chciał uchronić ja od ponownego upadku, dlatego złapał ją, unosząc parę centymetrów nad ziemię i przytulając się do niej całym ciałem.

- Masz bardzo ładne oczy i takie długie rzęsy - powiedziała, wpatrując się w jego tęczówki, po czym delikatnie pocałowała go w policzek. Po chwili wysunęła się z jego objęć i chwiejnym krokiem skierowała się w stronę pokoju.

Oszołomiony Byakuya stał, wpatrując się, w powoli oddalającą się dziewczynę. Nie tego się po niej spodziewał. Nie to, żeby miał coś przeciwko. W trakcie pobytu w Hueco Mundo, przed oczami niejednokrotnie pojawiał mu się widok śpiącej Mai. Jej smukłej łydki, miękkich ust i ogromnych oczu okolonych czarnymi jak smoła rzęsami. Obrazy na nowo zaczęły napływać do jego głowy. Zacisnął usta w  poirytowaniu i próbując pozbyć się niepokojących obrazów, pojawiających się w jego myślach, powoli skierował się do siebie.
  

Od incydentu w ogrodzie minęły już prawie dwa tygodnie. Maja starała się jak mogła, aby unikać Byakuyi, zachowując się jak złodziej we własnym domu. Nie mogła przestać wyrzucać sobie, swojego bezmyślnego zachowania.

- Jak mogłam mu powiedzieć, że ma ładne oczy - żaliła się kolejny raz Abhirajowi. - Chociaż faktycznie są bardzo ładne - dodała po krótkim namyśle, nie przerywając jednak nerwowego spaceru po pokoju.
- Maja-chan, nie musisz się tym zadręczać. Kuchiki-taichou jest całkiem popularny wśród dziewcząt, na pewno słyszał już mnóstwo komplementów - uspokajał zdenerwowaną dziewczynę.
- To nie ma nic do rzeczy i dobrze o tym wiesz! - krzyknęła. - Ja go pocałowałam!
- Byłaś pijana. Poza tym, to tylko niewinny całus w policzek i pewnie już o tym nawet nie pamięta.
- Alkohol to żadne wytłumaczenie. Sam mi to niejednokrotnie powtarzałeś - stwierdziła, chwytając się za głowę. - Jak mogłam się tak zachować?!
- Słonko, nie zadręczaj się tak. To nie koniec świata. Rozejdzie się po kościach.
- Cholera, lepiej żebyś miał rację.
- Wiesz, że ja zawsze mam rację, bo jestem fantastyczny - stwierdził, szczerząc się bezczelnie.
- Co fantastyczność ma wspólnego z racją?
- Powinnaś teraz pisnąć z zachwytu i powiedzieć: Uwielbiam cię Abhiraj, tylko ty mi umiesz doradzić, jesteś świetny! - stwierdził naburmuszony mężczyzna.
- Nie ze mną te numery, misiu - stwierdziła, śmiejąc się serdecznie Maja. - Może twoje dziewczyny się na to nabierają, ale twój chłopięcy urok na mnie nie działa.
- Krwawię kobieto! Widzisz? Zraniłaś mnie do żywego - powiedział, przykładając dramatycznym gestem rękę do piersi, czym wywołał nową salwę śmiechu u dziewczyny.
- Dzięki Mugen, jesteś świetny. Już mi lepiej.
- Zawsze do usług milady - pochylił się w żartobliwym ukłonie.
- Bardzo mi pomogłeś. Naprawdę. Dziękuję - uścisnęła, uśmiechniętego kapitana. - Twój rękaw jest już wystarczająco mokry od ocierania moich łez. To znak, że na mnie już pora. Pójdę się przejść. Pa - wybiegła z mieszkania, przesyłając mu całusa na pożegnanie.

Kuchiki-taichou spieszył się do domu, na umówiony z dziadkiem obiad. Po drodze rozmyślał o ostatnich raportach na temat południowego lasu. Niepokoiły go doniesienia mieszkańców o ostatnich atakach rozbójników. Musiał jak najszybciej wyznaczyć jednostkę poszukiwawczą, nie można pozwolić, żeby ktokolwiek jeszcze ucierpiał.
- Byakuya. Dobrze, że już jesteś, Takata-san właśnie kończy podawać obiad. Gato-san - zwrócił się do wchodzącego właśnie kamerdynera - możesz poprosić Maję-chan, aby do nas dołączyła.
- Maja-san właśnie dzwoniła, że zje później. Postanowiła pójść na spacer do lasu.
- Do którego lasu? - spytał nagle zaniepokojony Byakuya.
- Niech się zastanowię - stwierdził, drapiąc się w zamyśleniu po głowie. - Chyba południowy... a może północy.
- Przypomnij sobie Gato-san, to bardzo ważne - powiedział z naciskiem.
- Hmmmm... wspomniała o tej łące z pojedynczym drzewem na środku, czyli chodzi o południowy las... tak, jestem pewien, że mówiła o południowym lesie.
- Dziadku, przepraszam, ale muszę natychmiast wyjść - poderwał się szybko na nogi.
- O co chodzi Byakuya-kun? - spytał zaniepokojony Ginrei.
- Rozbójnicy. Dzisiaj dostałem raport - powiedział, po czym zniknął.

- Chłopaki, patrzcie, co tu mamy - zarechotał opryszek, oblizując usta.
- Jaka śliczna dziewuszka.
- Może się do nas przyłączysz panienko?
- Niestety muszę odmówić. Czekają na mnie w domu. Pewnie zaraz ktoś pójdzie mnie szukać, a wtedy dostanę burę, że długo mnie nie było - mówiła, powoli odsuwając się od rozbójników. Starała się realnie ocenić swoje szanse. Stało przed nią pięciu mężczyzn, może była silna, ale nie poradzi sobie z tyloma na raz. Z trzema może tak, ale nie pięcioma. Jedyną szansą była ucieczka.
- No chodź. Na pewno nie pożałujesz. My jesteśmy z tych, co umieją zadbać o kobietę - dwóch z nich zaczęło kierować się w jej stronę. Byli już niebezpiecznie blisko.
- Teraz albo nigdy - pomyślała. Kopnęła pierwszego z całej siły w krocze. Kiedy drugi próbował ją chwycić, uderzyła go w nos i rzuciła się do ucieczki. Niestety nie zauważyła trzeciego, który niespodziewanie się przed nią pojawił. Chwycił ją za rękę, a gdy próbowała uderzyć go w oczy, podbiegło dwóch pozostałych i skutecznie ją unieruchomili.
- Całkiem jesteś waleczna, jak na tak drobna istotę - powiedział ten, który zagrodził jej drogę. Najwyraźniej był hersztem tej bandy.
- Zaraz urządzę ją tak samo jak ona mnie - zamachnął się opryszek ze złamanym nosem, uderzając ją po twarzy. Z rozbitej wargi popłynęła krew.
- Uspokój się! – kiedy chciał uderzyć drugi raz, powstrzymał go szef bandy. - Nie możemy zeszpecić tej ślicznej buźki. Jeszcze nam się przyda - pogładził ją po policzku.
- Szefie! Zobacz, co mi zrobiła - poskarżył się.
- Nie martw się. Zaraz się jej odpłacisz - przygwoździł ją do ziemi, ściskając jednocześnie jej pierś.
- Nie dotykaj mnie świnio - próbowała podrapać go po twarzy.
- Przytrzymajcie jej ręce i nogi, bo za bardzo się rzuca - zakomenderował. - Lepiej zacznij być milsza, bo inaczej się zdenerwuje - stwierdził, rozdzierając jej bluzkę. - Patrzcie chłopaki, jakie cudeńko nam się trafiło. Chyba zabierzemy cię do domu. Nie można pozwolić, żeby taka dziewczyna się zmarnowała - powiedział, pochylając się nad nią.

Maja z całych sił próbowała się uwolnić. Czuła jego śmierdzący sake oddech, kiedy próbował ją pocałować, a jego ręka obmacywała jej pierś. Zaczęła mocniej się wyrywać.
- Albo się uspokoisz, albo pożałujesz - zamachnął się na nią.

Przerażona dziewczyna zamknęła oczy, oczekując na cios, który jednak nie padł. Co więcej, nagle jakaś siła uwolniła ją od ciężaru rozbójnika. Rozejrzała się zdezorientowana i zobaczyła Byakuyę, który pojedynczym ciosem uniósł właśnie jednego z bandytów na dobre kilka centymetrów nad ziemię.

- Cholera, to kapitan, uciekamy! - krzyknął herszt.
- Śmieci się sprząta - powiedział zimno Kuchiki-taichou. - Rozprosz się Senbonzakura - Lawina ostrzy spadła, na uciekających w przerażeniu rozbójników. Spod różowych płatków słychać było pełne bólu krzyki. Kiedy ucichły, kapitan szóstego oddziału zapieczętował swój miecz i podszedł do pokonanych złoczyńców.
- Dotknęliście niewłaściwej dziewczyny - stwierdził z beznamiętnym wyrazem twarzy. - Dopilnuję osobiście, żebyście już nigdy więcej nie ujrzeli światła dziennego - obiecał, wzywając swojego porucznika przez piekielnego motyla.
W rzeczywistości ciężko było mu utrzymać obojętny wyraz twarzy. - Jak mogła pójść sama? Przecież prawie ja zgwałcili - myślał roztrzęsiony, odwracając się do dziewczyny. - Gdybym spóźnił się chociaż o kilka minut, byłoby za późno. 
Nie chciał sobie tego nawet wyobrażać. Otwierał właśnie usta, żeby udzielić jej reprymendy, ale cała złość opuściła go w momencie, kiedy na nią spojrzał.

Maja siedziała skulona, gorączkowo próbując zasłonić się rozdartą bluzką. Jej ogromne oczy były pełne łez, a usta lekko drżały. Podszedł do niej i klęknął dokładnie naprzeciwko.
- Przepraszam Bykuya-kun - zaszlochała. - Poradziłabym sobie z trzema. Dwóch udało mi się nawet poranić, ale otoczyli mnie. Było ich za dużo. Przepraszam.
Szarooki owinął wokół niej swoje haori. - Już w porządku. Jesteś bezpieczna - zdjął z szyi szalik i zaczął ocierać jej usta z krwi.
- Nie, bo go pobrudzisz, krew jest ciężko zmyć - odsunęła jego rękę.
- Nic się nie stało. Twoja warga jest ważniejsza niż skrawek jedwabiu - powiedział, powracając do przerwanej czynności.

W tej właśnie chwili na polanę wbiegł Abarai-fukutaichou i dwóch, towarzyszących mu shinigami. Przystanął zaskoczony. Kapitan Kuchiki ścierający swoim szalikiem krew z dziewczęcych ust to niecodziennych widok.
- Poruczniku Abarai.
- Hai, taichou - Renji natychmiast się wyprostował, gotowy na spełnienie rozkazów.
- Zabierzcie tych opryszków do więzienia i dopilnujcie, żeby dostali cele bez okien.
- Hai - natychmiast zabrał się do wykonywania polecenia.
Byakuya po tym jak skończył, podniósł delikatnie Maję z ziemi.
- Tym razem chyba nie będę się buntować - dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
- Widziałem, że złamałaś jednemu z nich nos. Dobra robota - rumieniec pojawił się na jej policzkach. - Maja-san?
- Hai?
- Od przyszłego tygodnia zacznę cię uczyć jak walczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz