24 lata wcześniej
- Yamamoto-san, prosiłbym cię, abyś zaopiekował się duszą, która właśnie się narodziła.
- Dlaczego?
- Dziewczyna jest wyjątkowa.
- Rozumiem, ale to nie pierwsza taka sytuacja, przecież jest sporo osób z silnym reiatsu i mocami w świecie żywych...
- Pamiętasz pytanie, które mi ostatnio zadałeś? To dotyczące twojego przyjaciela? - zmienił niespodziewanie temat.
- Oczywiście - odpowiedział, zaskoczony soutaichou. - W tej kwestii nic się nie zmieniło. Wiele mu zawdzięczam. Pomimo, że od dawna jest na emeryturze, zawsze mogę na niego liczyć. Uważam, że nadszedł czas, aby się jakoś odwdzięczyć.
- To jest moja odpowiedź: Zajmijcie się dziewczyną.
- Nie rozumiem, co ma wspólnego jedno z drugim - stwierdził zdezorientowany shinigami.
- Może to pomoże ci zrozumieć: Oto przynosząca szczęście. Zamieszka pośród dusz walecznych, równając z nimi swój krok. Poskłada to, co rozbite. Zaleczy to, co cierpiące. Będzie nowym sensem - wyrecytował. - Przyszła na świat wraz z tą przepowiednią.
Kapitan w ciszy spojrzał na swojego gościa. - On ma rację, teraz wszystko nabiera sensu - pomyślał.
- Dobrze, wyświadczę ci tą przysługę, Malachu i zaopiekuje się tą duszą - dumnie stwierdził Yamamoto. - Kiedy możemy się jej spodziewać?
- W swoim czasie, soutaichou. Zorientujesz się, kiedy to nastąpi - stwierdził Malach z nieznacznym uśmiechem na ustach, blaknąc powoli w promieniach poranka.
- Sasakibe!
- Słucham? - powiedział porucznik, wchodząc do gabinetu swojego dowódcy.
- Poślij kogoś szybko po Kuchiki Ginrei-san. Mam mu coś bardzo ważnego do przekazania...
- Kapitanie Kuchiki, mam nadzieję, że rozumiesz zaistniałą sytuację.
- Hai, soutaichou. Spełnię swój obowiązek - stwierdził chłodno Byakuya.
- Moment. Jaka sytuacja? Jaki obowiązek? O czym wy rozmawiacie? - pytała poirytowana Maja.
- Maju, na twoich plecach widnieje symbol klanu kapitana szóstej dywizji, jest to w pewnym sensie deklaracja przynależności, dlatego zamieszkasz w jego rezydencji.
- O.K., może być szósty, mi tam bez różnicy, ale dlaczego mam mieszkać u kogoś w domu? Nie możecie przydzielić mi jakiegoś samodzielnego mieszkania. Nie jestem wybredna, w zupełności zadowolę się niewielkim M1.
- Deklaracja, moja droga. Zapomniałaś o jej drugiej części: "Do Najważniejszego należę" - przypomniał głównodowodzący. - Najważniejszy jest przywódca klanu, który, tak się składa, jest również kapitanem dywizji, dlatego zamieszkasz u niego.
- To się nie liczy, bo ja należę tylko do siebie - zakomunikowała z złością w głosie.
- Rozumiem, Maja-san, jednak nie możemy zignorować tego tatuażu.
- Słuchajcie, ja nie chcę nikomu przysparzać dodatkowych kłopotów. Poradzę sobie sama. Naprawdę - zaciekle tłumaczyła dziewczyna. - Ten kapitan na pewno przyzna mi rację. Kto to w ogóle jest?
- Ja - odezwał się spokojnie Kuchiki-taichou.
Na policzki Mai wpełzły gorące rumieńce złości.
- Nie ma mowy. Nie będę z nim mieszkać - stwierdziła stanowczo, rzucając niezadowolone spojrzenia w kierunku rzeczonego kapitana.
- Nie będziesz mieszkać ze mną tylko u mnie. To po pierwsze. Po drugie, nie masz wyjścia. Nie pozwolę ci przebywać gdzie indziej, w sytuacji, kiedy nosisz symbol mojej rodziny. Po trzecie, to jest polecenie soutaichou, które należy bezwzględnie wykonać. Niesubordynacja jest niedopuszczalna.
- Nie zgadzam się, nie zmusisz mnie!
- Przepraszam - głos Renjiego przebił się przez ogólny rozgardiasz.
- Słucham, Abarai-fukutaichou? - spytał Byakuya, zupełnie ignorując gniewne protesty dziewczyny.
- Kapitanie, czy pamiętasz tą dużą skrzynię wypełnioną ubraniami, którą znaleźliśmy dwa tygodnie temu na misji.
- Poruczniku, to nie jest istotne w tym momencie.
- Ale kapitanie, proszę sobie przypomnieć. Skrzynia miała symbol naszego dywizjonu.
- Pamiętam. Do rzeczy, Abarai.
- Pod kłódką było napisane: "Własność Mai". Wydaje mi się, że to chodzi o nią - stwierdził zaaferowany mężczyzna, wskazując głową na obiekt całego zamieszania.
- Malach, ty szczwany lisie, dobrze się przygotowałeś - wymamrotał do siebie Yamamoto.
- Soutaichou, mówiłeś coś?
- Nic takiego kapitanie Kuchiki- odpowiedział staruszek, nieznacznie się uśmiechając. - Wydaje mi się, że to kolejny znak, mówiący nam, że Maja-san powinna zamieszkać u ciebie.
- Oczywiście kapitanie. Też tak myślę.
- ALE JA TAK NIE MYŚLĘ - stwierdziła Maja, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- To wszystko, możecie się rozejść - zarządził dowódca, kończąc zebranie.
- Ej! A co ze mną?!
- Moja droga, nie denerwuj się. Dowódca podjął najlepszą możliwą decyzję. Kapitan Kuchiki to dobra osoba, na pewno się tobą zajmie - stwierdziła Unohana-taicho, poklepując dziewczynę delikatnie po ramieniu.
Wyraz twarzy Mai dobitnie stwierdzał, że stanowczo wątpi w słowa Czarnowłosej. Jednak zanim otworzyła usta, aby podzielić się swoimi zastrzeżeniami w tej kwestii, Kuchiki-taichou bezceremonialnie przerzucił ją sobie przez ramię i szybkim krokiem wyszedł z sali zebrań.
Maja była wściekła. - Jak on śmiał to zrobić?! Co ten osobnik sobie wyobraża?! - przez jej głowę przebiegały dziesiątki obelg, którymi miała zamiar obrzucić kapitana szóstego oddziału, zaraz po tym jak ten ją postawi. Nie miała się z nim zamiaru kłócić, kiedy biegł. Upadek przy takiej prędkości musi być bardzo bolesny, a nie miała zamiaru ryzykować kolejnych siniaków i zadrapań.
W końcu stanęli i już po chwili stopy Mai twardo dotykały podłoża. Byakuya czekał na kolejną porcję wyrzutów, ale, o dziwo panowała błoga cisza, przerywana jedynie cichym szumem drzew wiśniowych, rosnących na skraju ogrodu. Odwrócił się, aby spojrzeć na dziewczynę, która lekko utykając skierowała się w stronę stawu. Przysiadła na ziemi, zanurzyła dłoń w chłodnej wodzie i zamknęła oczy z błogim uśmiechem na twarzy.
- Jak tu pięknie. Jak ktoś tak arogancki, może mieszkać w tak cudownym miejscu? To niesprawiedliwe... Moment... Przecież, teraz ja też tu mieszkam. Może to faktycznie nie jest taka zła decyzja i nie powinnam za bardzo protestować - pomyślała zdumiona dziewczyna.
Kuchiki obserwował grę emocji, widoczną na jej twarzy. Zachwyt, zaskoczenie, irytacja, zamyślenie i w końcu uśmiech pełen zadowolenia. Zastanawiał się, co znowu roi się w tej jej kłótliwej głowie. Musiał jednak przyznać z niechęcią, że patrzenie na nią sprawiało mu przyjemność. Może był oficjalny i trochę sztywny, ale na pewno umiał docenić widok ładnej dziewczyny.
Przyjemność przyjemnością, ale nie można zapominać o obowiązkach. Kuchiki-taichou ruszył zdecydowany krokiem w stronę Mai. Był teraz za nią odpowiedzialny i miał zamiar dobrze się z tego wywiązywać. Leżenie wczesną wiosną na trawie, do tego w tak skąpym stroju, na pewno nie było zdrowe.
- Maja-san, wstań proszę. Jest za zimno, żeby tak leżeć - nie było żadnej reakcji na jego prośbę. Już miał zamiar udzielić jej reprymendy, lekko poirytowany faktem, że jest najwyraźniej ignorowany, kiedy zorientował się, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie zasnęła.
- Nic dziwnego, to był dla niej długi dzień. Musi być bardzo zmęczona - wymamrotał do siebie, lekko potrząsając jej ramieniem.
- Co?... Co się dzieje? - powiedziała, przecierając oczy.
- Maja-san, chodźmy do środka. Za chwilę dostaniesz coś do jedzenia i każę przygotować ci pokój.
- Niech będzie... i jeszcze kąpiel - zgodziła się bez protestów, powoli wstając. - Wspomniałeś też o jakiejś skrzyni z ubraniami...
- Za chwilę poproszę, żeby ja przynieśli.
- Arigatougozaimasu - powiedziała z uśmiechem.
Zaskoczony Byakuya, zagapił się na nią przez chwilę. To było coś nowego. Zgodziła się na wszystko bez szemrania i do tego podziękowała. Może jednak nie będzie to tak kłopotliwe, jak się spodziewał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz