Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Rozdział III ~ Zamieszkasz u mnie a nie ze mną

24 lata wcześniej

- Yamamoto-san, prosiłbym cię, abyś zaopiekował się duszą, która właśnie się narodziła.
- Dlaczego?
- Dziewczyna jest wyjątkowa.
- Rozumiem, ale to nie pierwsza taka sytuacja, przecież jest sporo osób z silnym reiatsu i mocami w świecie żywych...
- Pamiętasz pytanie, które mi ostatnio zadałeś? To dotyczące twojego przyjaciela? - zmienił niespodziewanie temat.
- Oczywiście - odpowiedział, zaskoczony soutaichou. - W tej kwestii nic się nie zmieniło. Wiele mu zawdzięczam. Pomimo, że od dawna jest na emeryturze, zawsze mogę na niego liczyć. Uważam, że nadszedł czas, aby się jakoś odwdzięczyć.
- To jest moja odpowiedź: Zajmijcie się dziewczyną.
- Nie rozumiem, co ma wspólnego jedno z drugim - stwierdził zdezorientowany shinigami.
- Może to pomoże ci zrozumieć: Oto przynosząca szczęście. Zamieszka pośród dusz walecznych, równając z nimi swój krok. Poskłada to, co rozbite. Zaleczy to, co cierpiące. Będzie nowym sensem - wyrecytował. - Przyszła na świat wraz z tą przepowiednią.
Kapitan w ciszy spojrzał na swojego gościa. - On ma rację, teraz wszystko nabiera sensu - pomyślał.
- Dobrze, wyświadczę ci tą przysługę, Malachu i zaopiekuje się tą duszą - dumnie stwierdził Yamamoto. - Kiedy możemy się jej spodziewać?
- W swoim czasie, soutaichou. Zorientujesz się, kiedy to nastąpi - stwierdził Malach z nieznacznym uśmiechem na ustach, blaknąc powoli w promieniach poranka.
- Sasakibe!
- Słucham? - powiedział porucznik, wchodząc do gabinetu swojego dowódcy.
- Poślij kogoś szybko po Kuchiki Ginrei-san. Mam mu coś bardzo ważnego do przekazania...

- Kapitanie Kuchiki, mam nadzieję, że rozumiesz zaistniałą sytuację.
- Hai, soutaichou. Spełnię swój obowiązek - stwierdził chłodno Byakuya.
- Moment. Jaka sytuacja? Jaki obowiązek? O czym wy rozmawiacie? - pytała poirytowana Maja.
- Maju, na twoich plecach widnieje symbol klanu kapitana szóstej dywizji, jest to w pewnym sensie deklaracja przynależności, dlatego zamieszkasz w jego rezydencji.
- O.K., może być szósty, mi tam bez różnicy, ale dlaczego mam mieszkać u kogoś w domu? Nie możecie przydzielić mi jakiegoś samodzielnego mieszkania. Nie jestem wybredna, w zupełności zadowolę się niewielkim M1.
- Deklaracja, moja droga. Zapomniałaś o jej drugiej części: "Do Najważniejszego należę" - przypomniał głównodowodzący. - Najważniejszy jest przywódca klanu, który, tak się składa, jest również kapitanem dywizji, dlatego zamieszkasz u niego.
- To się nie liczy, bo ja należę tylko do siebie - zakomunikowała z złością w głosie.
- Rozumiem, Maja-san, jednak nie możemy zignorować tego tatuażu.
- Słuchajcie, ja nie chcę nikomu przysparzać dodatkowych kłopotów. Poradzę sobie sama. Naprawdę - zaciekle tłumaczyła dziewczyna. - Ten kapitan na pewno przyzna mi rację. Kto to w ogóle jest?
- Ja - odezwał się spokojnie Kuchiki-taichou.
Na policzki Mai wpełzły gorące rumieńce złości.
- Nie ma mowy. Nie będę z nim mieszkać - stwierdziła stanowczo, rzucając niezadowolone spojrzenia w kierunku rzeczonego kapitana.
- Nie będziesz mieszkać ze mną tylko u mnie. To po pierwsze. Po drugie, nie masz wyjścia. Nie pozwolę ci przebywać gdzie indziej, w sytuacji, kiedy nosisz symbol mojej rodziny. Po trzecie, to jest polecenie soutaichou, które należy bezwzględnie wykonać. Niesubordynacja jest niedopuszczalna.
- Nie zgadzam się, nie zmusisz mnie!
- Przepraszam - głos Renjiego przebił się przez ogólny rozgardiasz.
- Słucham, Abarai-fukutaichou? - spytał Byakuya, zupełnie ignorując gniewne protesty dziewczyny.
- Kapitanie, czy pamiętasz tą dużą skrzynię wypełnioną ubraniami, którą znaleźliśmy dwa tygodnie temu na misji.
- Poruczniku, to nie jest istotne w tym momencie.
- Ale kapitanie, proszę sobie przypomnieć. Skrzynia miała symbol naszego dywizjonu.
- Pamiętam. Do rzeczy, Abarai.
- Pod kłódką było napisane: "Własność Mai". Wydaje mi się, że to chodzi o nią - stwierdził zaaferowany mężczyzna, wskazując głową na obiekt całego zamieszania.
- Malach, ty szczwany lisie, dobrze się przygotowałeś - wymamrotał do siebie Yamamoto.
- Soutaichou, mówiłeś coś?
- Nic takiego kapitanie Kuchiki- odpowiedział staruszek, nieznacznie się uśmiechając. - Wydaje mi się, że to kolejny znak, mówiący nam, że Maja-san powinna zamieszkać u ciebie.
- Oczywiście kapitanie. Też tak myślę.
- ALE JA TAK NIE MYŚLĘ - stwierdziła Maja, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- To wszystko, możecie się rozejść - zarządził dowódca, kończąc zebranie.
- Ej! A co ze mną?!
- Moja droga, nie denerwuj się. Dowódca podjął najlepszą możliwą decyzję. Kapitan Kuchiki to dobra osoba, na pewno się tobą zajmie - stwierdziła Unohana-taicho, poklepując dziewczynę delikatnie po ramieniu.

Wyraz twarzy Mai dobitnie stwierdzał, że stanowczo wątpi w słowa Czarnowłosej. Jednak zanim otworzyła usta, aby podzielić się swoimi zastrzeżeniami w tej kwestii, Kuchiki-taichou bezceremonialnie przerzucił ją sobie przez ramię i szybkim krokiem wyszedł z sali zebrań.
Maja była wściekła. - Jak on śmiał to zrobić?! Co ten osobnik sobie wyobraża?! - przez jej głowę przebiegały dziesiątki obelg, którymi miała zamiar obrzucić kapitana szóstego oddziału, zaraz po tym jak ten ją postawi. Nie miała się z nim zamiaru kłócić, kiedy biegł. Upadek przy takiej prędkości musi być bardzo bolesny, a nie miała zamiaru ryzykować kolejnych siniaków i zadrapań.

W końcu stanęli i już po chwili stopy Mai twardo dotykały podłoża. Byakuya czekał na kolejną porcję wyrzutów, ale, o dziwo panowała błoga cisza, przerywana jedynie cichym szumem drzew wiśniowych, rosnących na skraju ogrodu. Odwrócił się, aby spojrzeć na dziewczynę, która lekko utykając skierowała się w stronę stawu. Przysiadła na ziemi, zanurzyła dłoń w chłodnej wodzie i zamknęła oczy z błogim uśmiechem na twarzy.
- Jak tu pięknie. Jak ktoś tak arogancki, może mieszkać w tak cudownym miejscu? To niesprawiedliwe... Moment... Przecież, teraz ja też tu mieszkam. Może to faktycznie nie jest taka zła decyzja i nie powinnam za bardzo protestować - pomyślała zdumiona dziewczyna.
Kuchiki obserwował grę emocji, widoczną na jej twarzy. Zachwyt, zaskoczenie, irytacja, zamyślenie i w końcu uśmiech pełen zadowolenia. Zastanawiał się, co znowu roi się w tej jej kłótliwej głowie. Musiał jednak przyznać z niechęcią, że patrzenie na nią sprawiało mu przyjemność. Może był oficjalny i trochę sztywny, ale na pewno umiał docenić widok ładnej dziewczyny.
Przyjemność przyjemnością, ale nie można zapominać o obowiązkach. Kuchiki-taichou ruszył zdecydowany krokiem w stronę Mai. Był teraz za nią odpowiedzialny i miał zamiar dobrze się z tego wywiązywać. Leżenie wczesną wiosną na trawie, do tego w tak skąpym stroju, na pewno nie było zdrowe.
- Maja-san, wstań proszę. Jest za zimno, żeby tak leżeć - nie było żadnej reakcji na jego prośbę. Już miał zamiar udzielić jej reprymendy, lekko poirytowany faktem, że jest najwyraźniej ignorowany, kiedy zorientował się, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie zasnęła.
- Nic dziwnego, to był dla niej długi dzień. Musi być bardzo zmęczona - wymamrotał do siebie, lekko potrząsając jej ramieniem.
- Co?... Co się dzieje? - powiedziała, przecierając oczy.
- Maja-san, chodźmy do środka. Za chwilę dostaniesz coś do jedzenia i każę przygotować ci pokój.
- Niech będzie... i jeszcze kąpiel - zgodziła się bez protestów, powoli wstając. - Wspomniałeś też o jakiejś skrzyni z ubraniami...
- Za chwilę poproszę, żeby ja przynieśli.
- Arigatougozaimasu - powiedziała z uśmiechem.
Zaskoczony Byakuya, zagapił się na nią przez chwilę. To było coś nowego. Zgodziła się na wszystko bez szemrania i do tego podziękowała. Może jednak nie będzie to tak kłopotliwe, jak się spodziewał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz