Dzisiaj był ostatni
dzień jego misji w świecie żywych. Miejscowy shinigami miał problem z wyjątkowo
złośliwym pustym, więc centrala postanowiła wysłać kogoś wyższego rangą na
pomoc. Abarai był już zmęczony ziejącą zewsząd nudą, więc postanowił się
rozerwać i zamiast zlecić misję komuś ze swojego oddziału, postanowił sam się
na nią udać. Jednak hollow wykazał się wyjątkową przebiegłością i minął tydzień
zanim udało mu się go dopaść.
- To już siedem dni - powtarzał zaniepokojony porucznik. Czuł w kościach, że nieźle mu się oberwie od kapitana Kuchiki za tak długą nieobecność.
Biegnący obok Shinigami, pokiwał ze współczuciem głową.
- Poruczniku Abarai, jestem niezmiernie wdzięczny za twoją pomoc. Sam bym sobie nie poradził. Mam nadzieję, że kapitan szóstego oddziału nie będzie dla ciebie zbyt surowy.
- Cholera pewnie znowu oddeleguje mnie do Akademii - wymamrotał Czerwonowłosy.
Szósty oddział pomagał szkolić adeptów Akademii Shinigami w walce. Kapitan wysyłał tam zazwyczaj szeregowych członków dywizji, dla których była to dodatkowa okazja do treningu. Renji czuł niepokojącą pewność, że tym razem to on zostanie do tego oddelegowany. Oczywiście Kuchiki-taicho nie nazwie tego karą, tylko bardzo istotnym elementem szkolenia kandydatów na żniwiarzy. Jednak, gdy Abarai był wyznaczany do tego "zaszczytnego" zadania, zawsze działo się to po jakiejś jego wpadce i przydzielano mu szkolenie pierwszych i drugich roczników - świeżaków, którzy nawet nie umieli trzymać poprawnie miecza. Według Renjiego to była kara i do tego jedna z dotkliwszych. Koniec i kropka.
- Dobra, rozprawimy się tylko z tymi pustymi i wracam do Soul Society - stwierdził zrezygnowany porucznik.
Dobiegli w końcu do miejsca, gdzie wyczuli pustych. Przystanęli z wyrazem zdziwienia na twarzach. W wąskiej uliczce tłoczyło się około piętnastu przepychających się hollowów. Porucznik Abarai nie miał więcej czasu na zwłokę, dlatego od razu zaatakowali. Początkowo nie było większych problemów. Hollowy, skupione na czymś, nawet nie zauważyły przybycia shinigami. Jednak ta chwila przewagi szybko się skończyła i już po chwili dwaj żniwiarze zostali otoczni przez kilku wściekłych pustych.
- Patrzcie, kogo tu mamy, dwóch malutkich shinigami. I co teraz zrobicie? Pogrozicie nam swoimi scyzorykami? Śmiało, trochę rozrywki nam się przyda.
- Tak, pokażcie na co was stać. Nie oddamy wam jej.
Wypowiadając te słowa, nie zdawali sobie sprawy, że przez głowę Renjiego przemknął właśnie obraz twarzy Kuchiki-taicho, wymyślającego jakąś sadystyczną karę dla swojego porucznika, jeśli ten spóźni się o jeszcze choćby pięć minut. Zimny dreszcz przebiegł po plecach Czerwonowłosego. Puści nie mieli żadnych szans.
- Poruczniku Abarai, co oni mieli na myśli, mówiąc, że nam jej nie oddadzą.
- Coś ci się musiało przesłyszeć.
- Nie, słyszałem wyraźnie... i co oni obserwowali, jak przyszliśmy?
Zirytowany Renji postanowił to jak najszybciej zakończyć. Ruszył żwawo w stronę zaułka i po chwili przystaną zszokowany.
Na skrzyni leżała dziewczyna. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że właśnie poczuł jej niezwykle silne reiatsu, zagłuszone wcześniej przez pustych. Był pewien, że to jej siła duchowa ich przyciągnęła.
- Ona ma reiatsu jak shinigami. Znasz ją?
- Nie, panie poruczniku. Pierwszy raz widzę ją na oczy.
- Nie można jej tu tak zostawić, bo pojawi się więcej pustych - stwierdził Renji. - Ej, wstawaj! Obudź się. Dziewczyno! - krzyczał potrząsając ramieniem nieznajomej.
- Cholera, nie budzi się! Same dzisiaj problemy. Nie mam chyba wyjścia - powiedział Abarai, drapiąc się po głowie - muszę ją zabrać ze sobą.
- Sądzisz, że to dobry pomysł?
- Nie, ale podejrzewam, że będzie gorzej, jeśli ją tutaj zostawię - stwierdził zrezygnowany.
Wziął nieprzytomną dziewczynę na ręce i ruszył w stronę bramy senkai.
Abarai kierował się szybkim krokiem w stronę sali zebrań. Dopiero co wrócił i od razu został wezwany na zebranie. Nie było wyjścia i tak miał już przechlapane, nie stawienie się na rozkaz, byłoby tylko gwoździem do trumny. Nie ma sensu bardziej ryzykować.
Zdecydowany ruchem otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Witamy z powrotem poruczniku Abarai - powitał go Głównodowodzący. - Zakładam, że misja zakończyła się sukcesem.
- Hai, zajęło to dłużej niż się spodziewałem, ale w końcu się udało - Renji zerknął w kierunku swojego kapitana. Ujrzał jak zwykle skupioną twarz, nie wyrażającą żadnych emocji. - Koniec, mogę spodziewać się najgorszego - pomyślał. Zatopiony we własnych rozważaniach nie usłyszał, że Kapitan Unohana zadała mu pytanie.
- Hmmmm... Poruczniku Abarai... - powiedziała po raz kolejny, uśmiechając się nieznacznie.
- Hai, Unohana-taichou? - odpowiedział delikatnie czerwieniąc się z zażenowania.
- Poruczniku Abarai, co nam przyniosłeś? - spytała zaciekawiona shinnigami, zerkając na Czerwonowłosego.
Jeśli przed chwilą twarz Renjiego była delikatnie zarumieniona, to w momencie, kiedy przypomniał sobie, że ciągle trzyma na rękach tajemniczą dziewczynę, przybrała barwę soczystego pomidora.
Przełkną nerwowo ślinę, próbując odzyskać głos, który nagle odmówił mu posłuszeństwa.
- Hmmm... a więc.. tak się złożyło... bo to było tak, że... krótko mówiąc... ja... ją... znalazłem...
- To już siedem dni - powtarzał zaniepokojony porucznik. Czuł w kościach, że nieźle mu się oberwie od kapitana Kuchiki za tak długą nieobecność.
Biegnący obok Shinigami, pokiwał ze współczuciem głową.
- Poruczniku Abarai, jestem niezmiernie wdzięczny za twoją pomoc. Sam bym sobie nie poradził. Mam nadzieję, że kapitan szóstego oddziału nie będzie dla ciebie zbyt surowy.
- Cholera pewnie znowu oddeleguje mnie do Akademii - wymamrotał Czerwonowłosy.
Szósty oddział pomagał szkolić adeptów Akademii Shinigami w walce. Kapitan wysyłał tam zazwyczaj szeregowych członków dywizji, dla których była to dodatkowa okazja do treningu. Renji czuł niepokojącą pewność, że tym razem to on zostanie do tego oddelegowany. Oczywiście Kuchiki-taicho nie nazwie tego karą, tylko bardzo istotnym elementem szkolenia kandydatów na żniwiarzy. Jednak, gdy Abarai był wyznaczany do tego "zaszczytnego" zadania, zawsze działo się to po jakiejś jego wpadce i przydzielano mu szkolenie pierwszych i drugich roczników - świeżaków, którzy nawet nie umieli trzymać poprawnie miecza. Według Renjiego to była kara i do tego jedna z dotkliwszych. Koniec i kropka.
- Dobra, rozprawimy się tylko z tymi pustymi i wracam do Soul Society - stwierdził zrezygnowany porucznik.
Dobiegli w końcu do miejsca, gdzie wyczuli pustych. Przystanęli z wyrazem zdziwienia na twarzach. W wąskiej uliczce tłoczyło się około piętnastu przepychających się hollowów. Porucznik Abarai nie miał więcej czasu na zwłokę, dlatego od razu zaatakowali. Początkowo nie było większych problemów. Hollowy, skupione na czymś, nawet nie zauważyły przybycia shinigami. Jednak ta chwila przewagi szybko się skończyła i już po chwili dwaj żniwiarze zostali otoczni przez kilku wściekłych pustych.
- Patrzcie, kogo tu mamy, dwóch malutkich shinigami. I co teraz zrobicie? Pogrozicie nam swoimi scyzorykami? Śmiało, trochę rozrywki nam się przyda.
- Tak, pokażcie na co was stać. Nie oddamy wam jej.
Wypowiadając te słowa, nie zdawali sobie sprawy, że przez głowę Renjiego przemknął właśnie obraz twarzy Kuchiki-taicho, wymyślającego jakąś sadystyczną karę dla swojego porucznika, jeśli ten spóźni się o jeszcze choćby pięć minut. Zimny dreszcz przebiegł po plecach Czerwonowłosego. Puści nie mieli żadnych szans.
- Poruczniku Abarai, co oni mieli na myśli, mówiąc, że nam jej nie oddadzą.
- Coś ci się musiało przesłyszeć.
- Nie, słyszałem wyraźnie... i co oni obserwowali, jak przyszliśmy?
Zirytowany Renji postanowił to jak najszybciej zakończyć. Ruszył żwawo w stronę zaułka i po chwili przystaną zszokowany.
Na skrzyni leżała dziewczyna. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że właśnie poczuł jej niezwykle silne reiatsu, zagłuszone wcześniej przez pustych. Był pewien, że to jej siła duchowa ich przyciągnęła.
- Ona ma reiatsu jak shinigami. Znasz ją?
- Nie, panie poruczniku. Pierwszy raz widzę ją na oczy.
- Nie można jej tu tak zostawić, bo pojawi się więcej pustych - stwierdził Renji. - Ej, wstawaj! Obudź się. Dziewczyno! - krzyczał potrząsając ramieniem nieznajomej.
- Cholera, nie budzi się! Same dzisiaj problemy. Nie mam chyba wyjścia - powiedział Abarai, drapiąc się po głowie - muszę ją zabrać ze sobą.
- Sądzisz, że to dobry pomysł?
- Nie, ale podejrzewam, że będzie gorzej, jeśli ją tutaj zostawię - stwierdził zrezygnowany.
Wziął nieprzytomną dziewczynę na ręce i ruszył w stronę bramy senkai.
Abarai kierował się szybkim krokiem w stronę sali zebrań. Dopiero co wrócił i od razu został wezwany na zebranie. Nie było wyjścia i tak miał już przechlapane, nie stawienie się na rozkaz, byłoby tylko gwoździem do trumny. Nie ma sensu bardziej ryzykować.
Zdecydowany ruchem otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Witamy z powrotem poruczniku Abarai - powitał go Głównodowodzący. - Zakładam, że misja zakończyła się sukcesem.
- Hai, zajęło to dłużej niż się spodziewałem, ale w końcu się udało - Renji zerknął w kierunku swojego kapitana. Ujrzał jak zwykle skupioną twarz, nie wyrażającą żadnych emocji. - Koniec, mogę spodziewać się najgorszego - pomyślał. Zatopiony we własnych rozważaniach nie usłyszał, że Kapitan Unohana zadała mu pytanie.
- Hmmmm... Poruczniku Abarai... - powiedziała po raz kolejny, uśmiechając się nieznacznie.
- Hai, Unohana-taichou? - odpowiedział delikatnie czerwieniąc się z zażenowania.
- Poruczniku Abarai, co nam przyniosłeś? - spytała zaciekawiona shinnigami, zerkając na Czerwonowłosego.
Jeśli przed chwilą twarz Renjiego była delikatnie zarumieniona, to w momencie, kiedy przypomniał sobie, że ciągle trzyma na rękach tajemniczą dziewczynę, przybrała barwę soczystego pomidora.
Przełkną nerwowo ślinę, próbując odzyskać głos, który nagle odmówił mu posłuszeństwa.
- Hmmm... a więc.. tak się złożyło... bo to było tak, że... krótko mówiąc... ja... ją... znalazłem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz