Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

środa, 20 kwietnia 2011

Rozdział V ~ Fochy


Kuchiki Ginrei był w drodze do domu, kiedy postanowił odwiedzić Yamamoto-taichou. Uznał, że dobrze mu zrobi filiżanka herbaty, wypita w towarzystwie przyjaciela.

Odkąd pamiętają zawsze służyli sobie nawzajem radą i wsparciem. Nikt w Seretei nie zdawał sobie spray, że oficjalni i obowiązkowi na co dzień mężczyźni, w swoim towarzystwie pozwalają sobie na dużą swobodę, wynikającą z wieloletniej przyjaźni i znacznej ilości wspólnie wypitego sake.

- Jak udał się pobyt w rezydencji Shihouin? - zapytał souitachou.
- W porządku... jak zwykle - stwierdził z roztargnieniem Kuchiki.
- Ginrei-kun, mam wrażenie, że sprowadziła cię tu konkretna sprawa - zauważył głównodowodzący.
- Martwię się o niego, Genryu-kun - stwierdził. - Czasami myślę, że wolałbym, żeby wrócił do impulsywnego zachowania z młodości... Może wtedy przestałby wycofywać się z życia. Nie chodzi tutaj tylko o fakt, że klan potrzebuje dziedzica, chociaż nie ukrywam, że jest to dla mnie istotna sprawa. Chcę, żeby mój wnuk był szczęśliwy - wyrzucił z siebie w pośpiechu.
Yamamoto przyglądał się przez chwilę zmartwionemu przyjacielowi. Ucieszył się, że może przekazać mu w końcu dobrą wiadomość.
- Ginrei-kun, pamiętasz naszą rozmowę o przepowiedni sprzed 24 lat?
- Pamiętam, ale to było dawno. Nie mogę dłużej czekać aż się spełni. Muszę coś zrobić już teraz - powiedział z mocą.
- Nie musimy dłużej czekać - zakomunikował uradowany. - Wczoraj pojawiła się dziewczyna. Ma wytatuowany znak waszego klanu i deklarację przynależności do Byakuyi.
- Gdzie ona teraz jest? - zapytał podekscytowany.
- Twój wnuk zabrał ją do rezydencji. Pewnie dzisiaj ją poznasz - stwierdził. - Wczoraj, pierwszy raz od długiego czasu, widziałem tyle zainteresowania ze strony Byakuyi.
- Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić - stwierdził z powątpiewaniem Kuchiki.
- Przyjacielu, szkoda, że tego nie widziałeś. Dziewczyna była dosyć zirytowana zaistniałą sytuacją i głośno wyrażała dezaprobatę, którą Kuchiki-taichou zupełnie zignorował. Przerzucił ją sobie przez ramię i wyszedł z sali - oznajmił rozemocjonowany mężczyzna.
- Teraz na pewno wiem, że to niemożliwe. Mój beznamiętny wnuk nigdy by tak nie zrobił, on... - przerwał, widząc, podlatującego piekielnego motyla. - Przepraszam, to wieści od Gato - powiedział, wysłuchując wiadomości.
- Oddaję ci honor, przyjacielu. Właśnie się dowiedziałem, że dziewczyna mieszka w pokoju Hisany-san - zakomunikował zaszokowany.

Rozmowę przerwało energiczne pukanie do drzwi.
- Yamamoto-taichou ma pan gościa - oznajmił Sasakibe-fukutaichou, wchodząc do biura.
- O wilku mowa Ginrei-kun. Wprowadź ją Choujirou.
- O-ha-you - wykrzyknęła radośnie dziewczyna. - Potrzebuję kilku informacji i stwierdziłam, że najlepiej przyjść tutaj.
- Dzień dobry - odpowiedzieli mężczyźni równocześnie.
- Yyyy... widzę, że masz gościa, może jednak poczekam albo przyjdę kiedy indziej - powiedziała zakłopotana.
- Nie ma potrzeby Maja-san. Pozwól, że ci przedstawię. To jest Kuchiki Ginrei, dziadek...
- Tego osobnika - przerwała mu Zielonooka. - Bardzo przepraszam Kuchiki-sama, ale zachowanie twojego wnuka jest niestety oburzające - powiedziała, kłaniając się Ginreiowi z szacunkiem.
- Co masz na myśli młoda damo? - spytał zaskoczony.
- Zabronił mi wychodzić z domu jak jakiemuś pięcioletniemu dziecku - rumieniec złości nadał jej policzkom intensywnie czerwonej barwy. - Nie mówiąc już o jego innych fochach.
- Byakuya Kuchiki i fochy?! - obaj mężczyźni wybuchnęli śmiechem, niepomni na fakt, że nie są sami.
- Nie śmialibyście się tak, gdybyście byli na moim miejscu - stwierdziła naburmuszona. - Nie chcę już o tym rozmawiać - zakomunikowała w odpowiedzi na pytające spojrzenia. - Lepiej powiedzcie mi, o co chodzi z tymi oddziałami, czemu nosicie miecze i w ogóle, czym się zajmujecie?

- Maja-chan! Maja-chan! - rudowłosa kobieta, obecna na wczorajszym zebraniu, próbowała zwrócić jej uwagę.
- Nie ma haori, więc jest porucznikiem - pomyślała. Przed chwilą wyszła z budynku pierwszego oddziału, gdzie Yamamoto-sama i Kuchiki-sama zorganizowali jej szybki kurs: "Soul Society i Gotei 13 - wszytko co powinieneś wiedzieć i jeszcze trochę", dlatego mogła połączyć pewne fakty.
- Maja-chan, może masz ochotę wyjść z nami do baru na parę kieliszków sake?
- Z przyjemnością... - zawiesiła głos.
- Matsumoto Rangiku - przedstawiła się, podając rękę.
- Z przyjemnością, Matsumoto-san.
- Wystarczy Rangiku - powiedziała Rudowłosa, ciągnąc ją w bliżej nieznanym kierunku.

Byakuya zakończył wszystkie sprawy, związane z przygotowaniami do misji, dlatego postanowił wrócić do domu. Chciał położyć się wcześniej spać, aby nazajutrz być wypoczętym. Przynajmniej tak sobie wmawiał. Do samego końca oszukiwał się, że nowa lokatorka rezydencji nie miała żadnego wpływu na jego niezwykle pospieszny powrót.

- Gato-san, czy mój dziadek wrócił?
- Tak, jest w salonie.
- Pójdę po niego, a ty w tym czasie możesz polecić, aby zaczęto podawać kolację.
- Hai, Byakuya-kun.
- Poproś też Maję-san, aby do nas dołączyła.
- Obawiam się, że to niemożliwe.
- Dlaczego? - zapytał Kuchiki-taichu starannie kontrolowanym głosem.
- Maja-san gdzieś wyszła - oznajmił służący.
- Przecież kazałem jej zostać w domu - powiedział zirytowany.
- Zdaję sobie sprawę, nie chcieliśmy zawracać ci głowy, dlatego wysłałem kilka osób na poszukiwania. Na pewno niebawem się znajdzie. Nie zna okolicy, więc nie mogła daleko zajść - uspokajał go Gato. - Zobacz, to piekielny motyl, pewnie ktoś z naszych ludzi już ją zauważył.
Byakuya odwrócił się we wskazanym przez niego kierunku, wystawiając jednocześnie dłoń, aby motyl mógł przekazać wiadomość.

"Jeśli szukasz swojej podopiecznej, to pije właśnie sake z Matsumoto i resztą. Ten sam bar co zawsze"

- Gato-san możesz odwołać ludzi. To była wiadomość od Hitsugayi-taichou. Sam ją przyprowadzę - oznajmił zdecydowanie, po czym błyskawicznie zniknął.

Byakuya wszedł do baru karaoke, wypełnionego rozbawionymi shinigami, w różnym stopniu upojenia alkoholowego.
- Witamy kapitanie Kuchiki! Dołączysz się do nas? - dobiegł go energiczny głos Abhiraja Mugen, kapitana trzeciego oddziału.
- Muszę odmówić, ale dziękuję za zaproszenie - odpowiedział, rozglądając się w poszukiwaniu Mai.
- Jeśli szukasz Mai-chan, to śpiewa razem z Matsumoto - Byakuyi nie umknął poufały sposób, w jaki Abhiraj nazwał jego podopieczną. Postanowił, że później z nim o tym porozmawia, ma teraz ważniejsze rzeczy do załatwienia. Spojrzał we wskazanym kierunku i ujrzał Maję i Matsumoto wijące się w takt muzyki, ku uciesze zgromadzonych osób. Śpiewały jakąś nieznaną mu, zapewne pochodzącą ze świata ludzi piosenkę:

"Kiss me, ki-ki-kiss me
Infect me with your love and
Fill me with your poison

Take me, ta-ta-take me
Wanna be your victim
Ready for abduction"

Kiedy dotarło do niego znaczenie jej słów, zazgrzytał ze złości zębami. Jak tylko skończyły śpiewać, ruszył gniewnie w ich stronę.

- Kuchiki-taichou! Nie wiedziałam, że tutaj jesteś. Jak ci się podobał nasz występ? Świętujemy pojawienie się Mai-chan, może się z nami napijesz? - Matsumoto wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu.

Byakuya zdecydował, że nie będzie im teraz robił awantury za zachowanie na scenie. Przyszedł tu, żeby zabrać Maję do domu i miał zamiar to zrobić najszybciej jak się da.
- Matsumoto-fukutaichou, wyruszam jutro z samego rana na misję, więc nie mogę sobie pozwolić na nieprzespaną noc - odpowiedział powściągliwe.
- Misję? Co to za misja? Jak długo cię nie będzie? - spytała z nadzieją w głosie Maja.
- Od pewnego "incydentu" dwa lata temu wysyłamy co jakiś czas oddział do Hueco Mundo. Kontrolujemy sytuację, eksterminując Vasto Lordów. Tym razem padło na szósty oddział - wyjaśniła entuzjastycznie porucznik oddziału dziesiątego.
- To nie jest w tym momencie istotne - stwierdził chłodno Szarooki. - Maja- san, wydaje mi się, że to już czas na ciebie.
- Ja tak nie uważam. Świetnie się bawię i mam zamiar jeszcze chwilę zostać. Nie musisz się o mnie martwić, kapitan Mugen zaproponował, że mnie odprowadzi, więc możesz już wracać - odpowiedziała ze zdecydowanym wyrazem twarzy.
- Maja-san, czy mogę cię prosić na słowo? W cztery oczy - powiedział chwytając ją za ramię i ciągnąc w stronę drzwi.
- Dobra, streszczaj się, bo chcę wracać do środka - powiedziała zirytowana dziewczyna, kiedy znaleźli się na zewnątrz.
Mężczyzna zamiast odpowiedzieć, chwycił ją w pasie i shunpował się w stronę posiadłości.

- Już drugi raz to zrobiłeś! - krzyczała gniewnie Maja. - Umiem chodzić, nie musisz mnie nosić. Poza tym, wyraźnie powiedziałam, że nigdzie nie idę.
- Kazałem ci zostać w domu.
- Nie jestem jakimś dzieckiem, któremu możesz dawać szlaban na wyjścia - syknęła przez zęby.
- Mogę, kiedy zachowujesz się tak jak w barze. Co to była za piosenka?! Nie mówiąc już o tańcu!
- To nie twój interes. Idę spać - weszła do pokoju, żałując, że nie może okazać swojego niezadowolenia trzaskając donośnie drzwiami, jednak w przypadku przesuwanych drzwi jest to po prostu bardzo trudne.

Byakuya przygotowywał się do snu, rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami. Cieszył się na jutrzejszą misję. Potrzebował ochłonąć, a walka z pustymi była najlepszym sposobem na wyładowanie złości. Nagle jego rozmyślania zostały przerwane przez stłumiony krzyk. Wbiegł zaniepokojony do sąsiedniego pokoju, a jego oczom ukazał się niezwykle malowniczy obrazek.

Pośród porozrzucanych poduszek na brzuchu leżała Maja. Brązowe loki okrywały nagie ramiona a jedna smukła noga wystawała spod kołdry. Kuchiki odczuwał nieodpartą chęć dotknięcia jej białej łydki. Chciał sprawdzić czy jej skóra jest tak miękka jak zapamiętał. Z transu wyrwało go dopiero ciche westchnięcie, które wydobyło się z jej ust.
- Tak... dobrze, że jutro wyruszam - powiedział, po czym pospiesznie wrócił do swojego pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz