Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Rozdział IV ~ Zmiany

- Takata Emi-san jest główną pokojówką, pilnuje, aby reszta należycie spełniała swoje obowiązki - Byakuya zaprezentował dziewczynę, która weszła do pokoju.
- Cześć! Miło mi cię poznać. Mam na imię... - zaczęła wesoło Maja.
- To jest Maja-san - przerwał jej bezceremonialnie mężczyzna. - Od dzisiaj będzie mieszkać w rezydencji. Maja-san nie jest gościem czy pracownikiem, tylko nowym domownikiem i tak też macie ją traktować.
- Hai, Kuchiki-sama - odpowiedziała pokojówka z szacunkiem.
- Takata-san, przynieś nam proszę lekką kolację - zaordynował.
- Hai.
- Gdzie jest Gato-san?
- Pije wieczorną herbatę w otwartym pokoju.
- Możesz odejść - powiedział. Dziewczyna pokłoniła się i pospieszyła wykonać polecenie.

Byakuya powoli odwrócił się w stronę Mai, która z zaciekawieniem rozglądała się po pomieszczeniu.
- Czy wszystkie pokoje są urządzone w stylu japońskim? - spytała.
- Tak, to tradycyjna rezydencja, w nowoczesnym stylu są jedynie łazienki.

- Super! - zachwyciła się dziewczyna.
- Maja-san, słyszałaś, co powiedziałem do Takaty-san. Chciałbym, abyś uznała rezydencję Kuchiki za swój dom i czuła się tutaj swobodnie. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, albo potrzebowała pomocy, nie wahaj się pytać. W przypadku, gdy nie będzie mnie w pobliżu, zwróć się do Gato-san, który zarządza służbą i dba o rezydencję. Później ci go przedstawię.
- O.K., rozumiem, dom, pytać, Gato-san - zakomunikowała z uroczym uśmiechem.
- Usiądź i poczekaj na kolację, a ja w tym czasie wydam dyspozycje, dotyczące przygotowania ci pokoju.

- Może wydaje się niegroźna, ale mam niejasne przeczucie, że muszę mieć ją na oku. Pokój, sąsiadujący z moim, będzie w tym wypadku najrozsądniejszym wyborem - rozmyślał Kuchiki-taichou, zmierzając w stronę salonu dla służby, czyli, wspomnianego wcześniej przez Emi, otwartego pokoju.

- Witaj w domu Byakuya-kun - stary służący i jego żona, która była kucharką w rezydencji, jako jedyni mieli prawo zwracać się do niego tak poufale. Znali go odkąd się urodził i traktował ich jak członków rodziny. - Słyszałem, że mamy nowego domownika.
- Zgadza się. Chcę, aby przygotować jej, sąsiadujący z moim, pokój.
Wyraz zdumienia przemknął przez twarz Gato. - Masz na myśli pokój Hisany-san?
- Tak, uprzątnijcie go i wstawcie tam skrzynię, znalezioną na ostatniej misji - oznajmił, po czym w pośpiechu opuścił pokój.
Gato siedział chwilę zamyślony. Nigdy nie sądził, że Byakuya kiedyś się na to zdecyduje. - Ta dziewczyna przyniosła ze sobą zmiany. Dobre zmiany - powiedział do siebie, szeroko się uśmiechając.

Kuchiki-taichou rozsunął drzwi, wpuszczając do środka świeże powietrze i powrócił do przerwanej lektury. Musiał przygotować wszystko przed misją, na którą wyruszał pojutrze, dlatego po raz kolejny przeglądał wszystkie zgromadzone dane. Liczył, że dzisiejsza sytuacja w żaden sposób nie wpłynie na jego plany. Nie lubił odkładać takich rzeczy na później. Z zadumy wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi.
- Pewnie już skończyła - wymamrotał.
Zaraz po posiłku zaprowadził Maję do pokoju i zostawił samą, aby odpoczęła, ale po chwili usłyszał stukot jej bosych stóp, kierujących się do łazienki, która znajdowała się za jego pokojem.

Jej kroki ponownie zabrzmiały na podeście i już po sekundzie znalazła się przed jego otwartymi drzwiami. W momencie, w którym jego oczy spoczęły na jej sylwetce, jego ciśnienie niebezpiecznie wysoko skoczyło.
- Maja-san, dlaczego paradujesz praktycznie naga - zapytał pozornie spokojnym głosem.
- Nie jestem naga, mam na sobie ręcznik, zasłaniający wszystko, co trzeba.
- Ręcznik to nie ubranie, następnym razem racz coś na siebie nałożyć.
- Kazałeś mi się czuć jak u siebie w domu. U SIEBIE W DOMU, wychodząc z łazienki po kąpieli, mam na sobie ręcznik - zripostowała, kierując się z powrotem do swojego pokoju
Kiedy ruszyła Szarooki zauważył, że znowu lekko utyka. Przyjrzał się jej dokładniej. Na kolanach i ramieniu miała brzydkie siniaki, kolana, dodatkowo, były pozdzierane. Przypomniał sobie jej dzisiejszy upadek. - Pamiętam, że podczas kolacji jakoś dziwnie trzymała łyżkę... Pewnie ręce też ma poranione - pomyślał.

Niewiele się zastanawiając, zabrał apteczkę z łazienki i ze zdecydowanym wyrazem twarzy skierował się do jej pokoju.

- Tak? - odezwała się w odpowiedzi na pukanie.
- Maja-san, wchodzę - usłyszała znajomy głos. - Poraniłaś się, przyniosłem apteczkę, aby opatrzyć twoje rany - stwierdził pochylając się nad kolanami dziewczyny, siedzącej na futonie.
- Co?... Nie, nie trzeba. To nic wielkiego - stwierdziła, przytrzymując ręcznik i nieznacznie się odsuwając.
- Trzeba. Nie mogę pozwolić, żeby wdało się zakażenie - powiedział chwytając zdecydowanie jej dłoń.
Maja doszła do wniosku, że jest zbyt zmęczona, aby znowu się z nim kłócić, dlatego cierpliwie czekała, aż skończy. Po rękach przyszła kolej na kolana.
Kiedy uświadomiła sobie, że oto siedzi pawie naga, pozwalając dotykać się, dopiero co poznanemu mężczyźnie, poczuła ciepło, wpełzające na policzki. Najgorsze było to, że ten dotyk nie był wcale nieprzyjemny, a jego smukłe palce, z zadziwiającą delikatnością, przesuwały się po skórze.

Byakuya bardziej wyczuł niż zobaczył moment, kiedy czerwień zalała jej twarz. Zaczął podejrzewać, że doszła do takich samych wniosków jak on przed kilkoma minutami. - Trzeba było wezwać pokojówkę - pomyślał, zmagając się z typowo męskim odruchem, każącym mu, co chwilę głaskać gładką skórę dziewczyny. Tylko towarzysząca mu, na co dzień powściągliwość, pozwoliła na dokończenie opatrywania z pozornie obojętnym wyrazem twarzy.
- Gotowe - rzekł odsuwając się nieznacznie.
- Dziękuję. Naprawdę nie musiałeś.
- W porządku, to był mój obowiązek. Myślę, że teraz powinnaś położyć się spać. Musisz porządnie wypocząć - powiedział, kierując się do drzwi.
- To było nawet miłe - pomyślała Maja. - Nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktoś, oprócz rodziców, tak się nią zajmował.
- Maja-san, jeszcze jedno.
- Hai?
- Nie opuszczaj jutro rezydencji - rzucona z wściekłością poduszka, uderzyła w miejsce, w którym, jeszcze przed chwilą, znajdowała się głowa Kuchiki-taichou.
- To tyle, jeśli chodzi o miłe zakończenie dnia - wymamrotała wściekła.

Obudziło ją delikatne pukanie.
- Tak?
-Maja-san, śniadanie już na ciebie czeka - stłumiony głos dobiegł zza drzwi.
- Już idę - to bardzo przyjemne uczucie, być tak rozpieszczaną. Mogła się do tego przyzwyczaić.
Takata-san czekała już na nią w jadalni.
- Dzień dobry, Maja-san. Mam nadzieję, że wypoczęłaś - powiedziała dziewczyna pochylając głowę.
- Mam prośbę.
- Hai.
- Może będziemy mówić do siebie po imieniu? Czuję się niezręcznie, słysząc ciągle -san.
- Ależ Maja-san, tak nie wypada.
- E, tam - machnęła lekceważąco ręką. - Przecież to nie zbrodnia. Będzie mi milej, jeśli każdy zacznie mi mówić po imieniu.
- Ale Kuchiki-sama... - zmartwiony wyraz pojawił się na twarzy służącej.
- Dobra, zawrzyjmy umowę. Powiesz wszystkim, żeby zwracali się do mnie po imieniu zawsze wtedy, gdy kapitana nie będzie w pobliżu. Co ty na to?
- Dobrze - zgodziła się z uśmiechem dziewczyna, stawiając tacę z jedzeniem na stole, przy którym siedziała Maja.
- Emi-chan, mam jeszcze jedną prośbę.
- Tak?
- Mogę dostać widelec?
- Oczywiście, że tak - oznajmił Gato-san, wchodząc do pokoju. - Dzień dobry, Maja-san.
- Gato-san, właśnie poprosiłam Emi-chan, żeby zwracać się do mnie po imieniu, więc może i ty? - zapytała uśmiechnięta dziewczyna.
- Niech tak będzie - zgodził się lekko zaskoczony mężczyzna. - Znowu zmiany - pomyślał. - Takata-chan, prosiłbym tylko, żeby wszyscy się pilnowali przy Kuchiki-taichou - przypomniał - A teraz leć już po ten widelec.
- Maja-chan, Byakuya-kun prosił mnie, żeby ci przypomnieć o jego wczorajszym życzeniu, abyś nie opuszczała rezydencji. Może, w zamian, miałabyś ochotę rozejrzeć się po terenie posiadłości. Niedaleko jest jezioro, w którym hodujemy złote ryby koi - zaproponował.
- Zobaczymy - powiedziała w zamyśleniu Maja.

Szybkim krokiem kierowała się w stronę bramy. - Niedoczekanie jego! Co on sobie wyobraża, żeby zabraniać mi wychodzenia z domu. Nie mam pięciu lat. Poza tym muszę się czegoś dowiedzieć - rozmyślała gniewnie. Udało jej się prześliznąć niezauważonej do wyjścia. - Dobra, w którą stronę teraz? - wymamrotała, rozglądając się dookoła. W zasięgu jej wzroku pojawił się ciemnowłosy mężczyzna w białym płaszczu. Rześko ruszyła w jego stronę.
- Przepraszam, w którą stronę jest dom soutaichou?

Abhiraj Mugen szedł w kierunku baraków trzeciej dywizji. Dwie godziny temu wrócił z dwutygodniowej misji. Złożył szybko obowiązkowy raport staruszkowi Yamamoto i wiedział, że Kira-kun przypilnuje, żeby nikt nie zawracał mu głowy, dlatego mógł w końcu iść odpocząć. Rozmyślał właśnie o wieczornym spotkaniu z przyjaciółmi, kiedy usłyszał niespodziewane pytanie. - Przecież wszyscy wiedzą, gdzie to się znajduje - pomyślał zaskoczony, odwracając się powoli. Stała przed nim nieznajoma dziewczyna. Miała uroczo zarumienione policzki, a jej duże oczy wyrażały lekkie zniecierpliwienie.

- Wiesz może? - powtórzyła pytanie.
- Musisz iść prosto, potem skręcić w lewo na pierwszym rozdrożu, kieruj się na baraki czwartego oddziału, kiedy już je miniesz, musisz...
- Cholera, to zbyt skomplikowane - przerwała mu. - Chodź zaprowadzisz mnie - chwyciła go za rękę i pociągnęła we wskazanym na początku kierunku.

- Dzięki za pomoc - uśmiechnęła się, kłaniając się lekko. Takim sposobem Abhiraj, drugi raz tego samego dnia, znalazł się przed budynkiem pierwszego oddziału. Obserwował oddalające się plecy nieznajomej. Tak bardzo go poganiała, że nawet nie zdążył zapytać jej o imię. - Może dowiem się wieczorem - pomyślał. - Teraz pora do łóżka - ruszył przed siebie, głośno pogwizdując.

- Yamamoto-taichou ma pan gościa - oznajmił Sasakibe-fukutaichou, wchodząc do biura.
- O wilku mowa Ginrei-kun. Wprowadź ją Choujirou.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz