Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

sobota, 9 kwietnia 2011

Rozdział II ~ Tatuażysta amator

- Znalazłeś ją? - brwi kapitan Unohany nieznacznie się podniosły. - To nie jest bezpański kot, poruczniku Abarai. - Jedynym dźwiękiem, zakłócającym ciszę, która zapadła po tych słowach był odgłos cukierków, upuszczonych przez Yachiru-fukutaichou.
Renji stał skamieniały. Nikt nie chce być obiektem gniewu kapitan czwartego oddziału, która zwykle jest pomocna i delikatna, ale przerażająca w chwilach złości.
- No pięknie, gwarantowana kara za spóźnienie i widmo tragicznej śmierci z rąk kapitan Unohany. No, teraz to już nie mogę narzekać na brak nudy - rozmyślał Czerwonowłosy.
- Proszę podejść, Poruczniku - rozkazał Yamamoto-taichou.
- Hai - z wyraźną ulgą w głosie krzyknął Renji. Wdzięczny, że polecenie głównodowodzącego przerwało niebezpieczną rozmowę z Czarnowłosą.
Abarai szybko ruszył przed siebie, zapominając o nieszczęsnych słodkich kuleczkach rozsypanych na podłodze. Kiedy doszedł do połowy sali, jeden złośliwy cukierek niefortunnie zaplątał się pod stopę porucznika. Pomimo desperackich starań, nie udało mu się utrzymać równowagi i wywinął mało eleganckiego koziołka, lądując boleśnie na plecach.

Kiedy podnosił się oszołomiony z podłogi, usłyszał cichy, bolesny jęk. Podążył wzrokiem w kierunku, z którego dobiegał. Ujrzał kapitana Kuchiki, trzymającego na rękach szamoczącą się gniewnie dziewczynę. Po chwili udało jej się wywinąć z uścisku zaskoczonego mężczyzny. Upadła ciężko na podłogę, zostawiając na drewnie krwawe ślady ze zdartych kolan i dłoni.

Wszyscy w skupieniu obserwowali, jak szybkim ruchem odgarnia włosy, które zasłoniły jej widoczność. Kiedy była trzymana przez Abaraia, mogli jedynie zauważyć, że jest niewysoka i ma długie do pasa, błyszczące brązowe włosy. Teraz każdy mógł ją dokładnie obejrzeć. W okrągłej twarzy dominowały duże szaro-zielone oczy, okolone długimi czarnymi rzęsami. Miała lekko zadarty niewielki nos i usta w kształcie serca. Mogła poszczycić się smukłą figurą, zaokrągloną w odpowiednich miejscach. Z pewnością byłaby w stanie zburzyć spokój duszy niejednego mężczyzny.

Dziewczyna rozglądała się zdezorientowana po twarzach zgromadzonych w sali osób.
- Gdzie ja jestem? To mi nie wygląda na Polskę. Co to za ludzie?... Niedobrze prawie sami mężczyźni... duzi mężczyźni... nie mam szans na ucieczkę. Cholera, co tu się dzieje - rozmyślała gorączkowo. - Dobra czas się czegoś dowiedzieć.
Pomimo bólu, poderwała się energicznie na nogi i gniewnie wycelowała palec w pierś najbliżej stojącej osoby.
- Kim jesteś? Dlaczego mnie trzymałeś na rękach? I przede wszystkim, co mi wbiłeś w plecy?! - przemówiła, ku swojemu zdziwieniu, płynnym japońskim.

Byakuya popatrzył poirytowany na tą drobną istotę, która sięgała mu ledwie do ramienia, jednak zanim cokolwiek zdążył odpowiedzieć, odezwał się Yamamoto.
- Kim jesteś dziecko?
- Nie jestem dzieckiem. Mam 24 lata. Nazywam się Maja. I to ja pierwsza zadałam pytanie.
- Yare, yare nie dość, że ładna to jeszcze ma temperament. Robi się ciekawie - wtrącił Kyoraku-taichou.
- Jesteś w Soul Society, Maju - powiedział głównodowodzący, ignorując komentarz kapitana ósmej dywizji. - Porucznik Abarai znalazł cię podczas swojej misji w świecie żywych. Poruczniku, może powiesz coś więcej na ten temat?
- Rozprawiliśmy się z dość duża grupą pustych. Chcieliśmy się dowiedzieć, co ich przyciągnęło i znaleźliśmy cię nieprzytomną w uliczce. Soutaichou, wydaje mi się, że to jej reiatsu ich zwabiło.
- Chyba masz rację, jest dość znaczne.
- Próbowałem cię obudzić, ale nie reagowałaś, więc przyniosłem cię tutaj.
- Dobra decyzja, poruczniku Abarai. Pojawiliby się nowi puści, zwabieni jej energią duchową.
- Co to za puści?
- To udręczone dusze, które z jakiegoś powodu zostały na ziemi. Kiedy tracą swój łańcuch zmieniają się w niebezpieczne stworzenia z maską zamiast twarzy i dziurą w piersi.
- Aaaa... masz na myśli te stwory. Dobra, już wiem jak się tu znalazłam. Przepraszam za kłopot. Byłam bardzo zmęczona i już nie dałam rady się przed nimi schować. Zazwyczaj się udaje, ale byłam w obcym mieście i nie wiedziałam gdzie pójść.
- Taka sytuacja miała miejsce już wcześniej? - zapytał głównodowodzący.
- Co? A, tak. Od jakiegoś czasu tak jest. Nie ważne. Powiedzcie tylko, co, ten tu ponurak, wbił mi w plecy i pójdę sobie - powiedziała, wskazując palcem na Kuchiki-taichou.
- Maju obawiam się, że będziesz musiała z nami zostać - powiedział uprzejmie Yamamoto. - Wiem, że nie masz powodu, aby wierzyć nieznajomemu, ale daję ci moje słowo, że nic złego ci się nie stanie. Zaopiekujemy się tobą i co najważniejsze, uwolnisz się od ścigających cię pustych. Zaufaj mi, proszę.

Ta informacja zabrzmiała dla Mai bardzo interesująco. Miała już serdecznie dość, przenoszenia się z miejsca na miejsce i ciągłego niepokoju o ludzi naokoło. Postanowiła zaryzykować. Staruszek wyglądał na uczciwego i z jakichś niezrozumiałych powodów czuła, że może mu uwierzyć.
- Może mogłabym przystać na tą uprzejmą propozycję. Faktycznie, potrzebuję odrobinę odpoczynku - powiedziała z rozmysłem.
- A więc załatwione. Teraz tylko musimy zastanowić się, gdzie cię umieścić.
- Soutaichou, mamy wolny pokój w barakach ósmego oddziału i chętnie zaopiekujemy się Mają-san - zareagował błyskawicznie Kyoraku.
- Moment! Jeszcze to ukłucie - przypomniała Maja.
- Niczym cię nie ukłułem. Złapałem cię tylko, kiedy porucznik Abarai się pośliznął. Powinnaś być mi wdzięczna, że ocaliłem cię od upadku - powiedział beznamiętnie Byakuya.
- Jak to nie?! Popatrz, na pewno mam czerwone plecy - stwierdziła zirytowana, po czym odwróciła się lekko unosząc t-shirt.
- Co?! Niemożliwe! Abarai-fukutaichou, czy ta dziewczyna miała to wcześniej na plecach? - spytał zdenerwowany arystokrata, wskazując gniewnie na Maję.
- Z całą pewnością nie, kapitanie Kuchiki. Jestem pewien, że kiedy ją znaleźliśmy, nie miała żadnego tatuażu. Leżała odwrócona do nas plecami, z lekko podsuniętą bluzką. Bez wątpienia bym go zauważył - stwierdził zszokowany Renji.
- Co?! Co wy do cholery mówicie?! Ja nie mam żadnego tatuażu. Coś wam się pomieszało.
- Niech ktoś przyniesie lustro - zarządziła kapitan Unohana.
Po chwili, Maja oglądała w zwierciadle swoje plecy. Właściwie, przyglądała się świeżemu tatuażowi, widniejącemu dokładnie pośrodku dolnej ich części. Był to fantazyjny wzór, wpisany w sześciokąt.
Pod symbolem umieszczono napis: "Do Najważniejszego należę."

- No nie to chyba jakieś żarty. Co ty, jakiś artysta amator tatuujący nieświadomych ludzi w jakiś magiczny sposób, jesteś?! - wykrzyknęła wściekła dziewczyna, piorunując wzrokiem Kuchiki- taichou.
- Kapitanie Kyoraku, obawiam się, że Maja-san zamieszka gdzie indziej - stwierdził spokojnie uśmiechnięty kapitan głównodowodzący.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz