Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

poniedziałek, 17 września 2012

~L like player?~ Rozdział 1


Rozdział 1

Puk puk!
- Wejść.
- Annyeonghaseyo.
- Ach, Hana, dobrze, że już jesteś. Siadaj.
- Tak - dziewczęca głowa kolejny raz pochyliła się w ukłonie.
Na twarzy prezesa Song pojawiło się lekkie poirytowanie.
- Lee Jung Yeop jest moim wieloletnim przyjacielem a nie klientem, więc możesz zrezygnować z tej miny - powiedział władczym głosem.
Po tych słowach w oczach dziewczyny natychmiast pojawiły się psotne światełka.
Jakiej miny, prezesie?
- Tej mówiącej: jestem profesjonalistką i nie zawaham się tego wykorzystać.
W pokoju rozległ się dźwięczny śmiech, dzięki któremu na twarzy mężczyzny od razu pojawił się dobroduszny uśmiech.
- Ależ prezesie, przecież jestem w pracy.
- Tae Pyung, powinieneś się cieszyć, że twoi pracownicy mają taką postawę - gość natychmiast podłapał żartobliwy ton dziewczyny.
- Jung Yeop, nie podjudzaj jej. Hana doskonale wie, że nie lubię jak mi prezesuje, kiedy jesteśmy sami albo w gronie przyjaciół.
- Lee Jung Yeop-si, może mi pan powiedzieć jak przez tyle lat udaje się panu wytrzymywać ten zrzędliwy  ton?
- Sam tego nie wiem - jego twarz ściągnęła się w udawanym zamyśleniu, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem.

- I jak?
- Co jak?
- Pytam się co myślisz o mojej Hanie?
- Jest idealna.
Na twarzy Song Tae Pyunga pojawił się wyraz samozadowolenia.
- Tae Pyung, czy to nie jest ta dziewczyna, o której już klika razy mi mówiłeś?
- Więc pamiętasz?
- Co nieco. Pamiętam, że wspominałeś o dziewczynie, na którą trafiłeś w jednej z europejskich fili swojej firmy. Na którejś z tych swoich niespodziewanych kontroli, zgadza się?
- Acha, wywarła na mnie doskonałe wrażenie, była tylko sekretarką, ale doskonale udało jej się opanować sytuację. Miałem co do tego nosa. Od tamtej pory wziąłem ją pod swoje skrzydła, a pół roku temu w końcu udało mi się sprowadzić ją do Korei.
- Czekaj, ale nie mówiłeś coś o planach co do niej i swojego syna?
- Byłaby świetną synową - powiedział w zamyśleniu - bardzo szybko udało jej się wysoko zajść, do tego w tym samym czasie kończyła studia, więc nie dość, że pracowita to jeszcze wykształcona, a nie ma jeszcze nawet 26 lat.
- Słyszę "ale" w twoim głosie...
- Tak, jest jedno wielkie "ale" i jest nim mój syn!
- Syn, obawiam się, że nie rozumiem?
- Zapomniałeś, że w tamtym roku wpakował się w tą historię z tamtą dziewczyną?
- Omo, faktycznie, przecież już masz synową.
- No właśnie - jego usta przybrały kwaśny wyraz. - Chciałem Hanę, a zamiast tego dostałem 
rozmokniętą skórkę od chleba.
- Jaką skórkę? - Jung Yeop uniósł brwi w zaskoczeniu.
- Hana tak ją określiła. Po tym jak ją poznała. Wparowała do biura i powiedziała, że jeśli wymagam od niej aby się zaprzyjaźniła z tą skórką od chleba namoczoną w złośliwości, to ona wraca pierwszym samolotem z powrotem do kraju. - w zamyśleniu potarł czoło. - Powiem ci, że dokładnie opisała charakter mojej synowej tym określeniem. Dobra - energicznie pomachał ręką. - Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Jak chcesz to rozegrać?
- Jesteś pewien, że się zgadzasz? W końcu traktujesz dziewczynę jak córkę.
- A ty tego hultaja jak syna, więc na jedno wychodzi. Popatrz, będziemy praktycznie jak rodzina - zadowolony uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Jestem najzupełniej za. Tylko teraz pojawia się pytanie, jak ją do tego namówisz. Hana wygląda na dziewczynę, która potrafi samodzielnie myśleć.
- Nie masz się o co martwić, zorganizuję to tak, że na pewno się zgodzi. Ty musisz tylko porozmawiać z rodzicami chłopaka.

- Gdzie on jest?
- Jeszcze śpi.
Sungkyu skierował swoje gniewne kroki do pokoju gdzie spała przyczyna jego dzisiejszego bólu głowy.
- Myung Soo-ya - potrząsną mocno jego ramieniem. 
Zero reakcji
- Myung Soo-ya, wstawaj - jego ręka została gwałtownie odepchnięta.
- Ya, Kim Myung Soo! Jeśli natychmiast nie wstaniesz, to pożałujesz - rozległ się wściekły głos lidera.
- Dobra. Hyung, już wstaję - L powoli odwrócił się w stronę źródła irytującego krzyku i otworzył oczy aby po chwili z powrotem je zamknąć. Już dawno nie widział takiej wściekłości na twarzy lidera.
- Kim Myung Soo, tym razem się doigrałeś.
- Co? Nie rozumiem - ze zdezorientowaniem podrapał się w głowę. - Hyung, ale nigdzie dzisiaj nie wychodziłem, nic jeszcze nie zrobiłem.
- Wczoraj! Do cholery! Mam na myśli wczorajszy wieczór.
Na twarzy młodszego z chłopaków pojawił się rozmarzony uśmiech.
- Wczoraj? Ach wczoraj to faktycznie coś zrobiłem i powiem ci hyung, że było bardzo przyjemnie.
- Tak? W takim razie powinno cię cieszyć, że o twoich przyjemnych chwilach wie już cała Korea.
- Ale hyung, o czym ty mówisz? Przecież wczoraj spotkałem się z tą uroczą...
- Dokładnie o tym mówię! - Sungkyu rzucił w jego stronę znienawidzoną gazetę, z której pierwszej strony spoglądała na nich twarz jego dongsaeng'a.
L podniósł gazetę i zaczął czytać. Jego z początku zdziwiona twarz zaczynała być coraz bardziej przerażona. 
- Widzę, że w końcu zaczyna do ciebie docierać. A tyle razy ci powtarzałem. Uważaj co robisz. Nie zabieraj tych dziewczyn w miejsca publiczne - Sungkyu widząc strach malujący się w oczach L trochę złagodził swój ton. - L-ya, tym razem się nie wywiniesz. Jeszcze nie wiem, jak to załatwią, ale prezes był wściekły.
- Hyung-nim naprawdę się wkurzył. Gazeta latała po całym gabinecie - wtrącił się Hoya stojący z resztą chłopaków w drzwiach do pokoju.
- Na razie masz czekać - odwrócił się w kierunku wyjścia, ale po chwili odwrócił się jakby coś sobie przypominając. - A.. i oczywiście masz zakaz opuszczania mieszkania. Do odwołania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz