Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

niedziela, 14 października 2012

~Zły człowiek~ part 2.



- Na szczęście na dzisiaj już koniec - Key wszedł z zadowolonym uśmiechem na twarzy do mieszkania.
Pomaszerował do pokoju i rzucił torbę na łóżko. Szybko przebrał się w wygodniejsze ciuchy i powędrował do kuchni.
Zaskoczony na chwilę zamarł w wejściu. Taemin siedział przy stole, leżąc górną częścią ciała na blacie. Twarz ukrył na jednym ramieniu, a drugie miał wyciągnięte przed siebie. Niby nic takiego, gdyby nie to, że na podłodze pod krzesłem leżały potłuczone kawałki szkła, a z ręki maknae skapywała krew. Na stole tworzyła się już mała szkarłatna kałuża.
Przerażony Key podbiegł do chłopaka i potrząsną nim energicznie.
- Taemin-a! Ya! Lee Taemin! – podniósł go ze stołu. – Wszystko w porządku? Co się stało?
Popatrzył na jego bladą twarz i mokre od płaczu policzki.
- W porządku hyung – na wargach maknae pojawił się niewyrany uśmiech. – Nic się nie stało.
- Jak to nic się nie stało? – wykrzyczał oglądając zranioną rękę.
- To nic takiego. Słoik mi się stłukł. Wyśliznął mi się z palców.
- Dlaczego tego od razu nie opatrzyłeś? – zapytał ze złością.
- Hyung… nie miałem siły – wyszeptał.
- Przyciśnij tutaj – Kibum skierował palce chłopka na ranę. – Mocno ściskaj i nie puszczaj, dopóki nie wrócę – rzucił na niego jeszcze jedno spojrzenie, sprawdzając czy chłopak stosuje się do polecenia i skierował się do łazienki.
Nerwowo przeszukiwał szafkę w poszukiwaniu apteczki. Kosmetyki zaczęły jeden po drugim spadać na umywalkę. Jeden nieszczęsny flakon roztłukł się z hukiem.
- Cholera! To moje ulubione! – wymamrotał czując intensywny zapach ulubionych perfum.
Jednak nawet na chwilę nie przerywał poszukiwań. Wiedział, że apteczka gdzieś tu na pewno była. W końcu udało mu się ją znaleźć wciśniętą za jakieś pudełka. Chwycił ją szybko, przy okazji zrzucając kolejne opakowania i pobiegł z powrotem do kuchni. Zastał Taemina w takiej samej pozycji w jakiej go zostawił. Siedział skulony, mocno ściskając zakrwawioną rękę. Podszedł do niego i usiadł obok na krześle. Otworzył apteczkę i zaczął opatrywać ranę. Tak jak myślał, nie była poważna i obejdzie się bez wizyty w szpitalu. Może nawet nie zostanie po niej blizna.
- Taemina, tak dłużej nie może być – rozległ się jego zatroskany głos.
Chłopak czujnie podniósł głowę i zaczął obserwować twarz swojego hyung’a, który w skupieniu wycierał krew z jego ręki.
- Hyung… czy ty? – zaczął ostrożnie.
- Tak – Key nagle popatrzył mu w oczy. – Wiem wszystko. Onew hyung wszystko nam powiedział – podniósł rękę uciszając maknae, który właśnie otwierał usta, żeby coś powiedzieć. – Zanim zaczniesz się na niego wściekać, powiem ci, że go zmusiliśmy. Nie mogliśmy się już na ciebie patrzeć – ponownie pochylił się, wracając do opatrywania.
- Trzy lata temu zostawiliśmy cię w spokoju. Nie pytaliśmy co się dzieje. Uszanowaliśmy to. Onew hyung powiedział, że ma na ciebie oko, więc ustąpiliśmy, ale tym razem nie damy się zbyć – przykleił ostatni plaster i podniósł na niego wzrok.
- Hyung…
- Taemin-a, jesteś naszym ukochanym dongsaeng’iem. Wiesz o tym, prawda?
- Tak – lekko skinął głową.
- Nie możemy bezczynnie stać i obserwować jak dzieje się z tobą coś niedobrego.
- To nic takiego…
- Wcale tak nie jest i nie próbuj mnie okłamywać. Chyba zapomniałeś z kim rozmawiasz.
- Przepraszam hyung.
- Taemin-a… porozmawiaj ze mną.
- …
- Dlaczego to sobie robisz?
- To moja wina.
- Nic nie jest twoją winą. Jak możesz coś takiego mówić. Przecież to nie ma z tym nic wspólnego.
- Ale to ja pierwszy…
- I co z tego? Powtórzę to jeszcze raz: w tej sytuacji nie można rozmawiać o żadnej winie. Nikt niczemu nie jest winny.
- Jestem złym człowiekiem.
- Dlaczego opowiadasz takie głupoty? Jakim złym człowiekiem?! Może trochę zdezorientowanym i zagubionym, ale na pewno nie złym!
- Jakbym nie był zły, to coś takiego nigdy by się nie stało.
- Nie jesteś…
- Hyung – przerwał mu i popatrzył prosto w oczy. – Nie próbuj mnie pocieszać. Ja wiem, że tak nie powinno być. Za mało lat… i wtedy i teraz… taki młody… niewinny…
- Ty też taki jesteś! To, że skończyłeś 20 lat nie czyni jeszcze z ciebie dorosłego. Trzy lata temu było tak samo. Praca sprawiła, że byłeś bardziej dojrzały, ale na pewno nie dorosły.
- Ja… ja… nie chciałem tego ukraść, tej niewinności. Nie chciałem stać się dla niego ciężarem. Jak mogłem to zrobić? Ale hyung, równocześnie tak bardzo tego pragnąłem – słowa wypływały z jego ust jedno po drugim. Jakby puściła jakaś niewidzialna tama.
- Nie mogłem pozwolić, żeby cierpiał. Dla niego to był dopiero początek. Wszystko było przed nim. Musiał się na tym skupić – w jego wzroku widoczna była niepewność, zawstydzenie i złość. Oczy błyszczały jakby od wewnątrz trawiła go jakaś gorączka.
- Dlaczego zakładasz, że przez ciebie stałoby się coś złego?
- Tak by było. Wiesz o tym. Za młody… był o wiele za młody. Jestem złym człowiekiem – zwinął zdrową rękę w pięść.
- Przecież w końcu nic się nie stało. Dlaczego ciągle upierasz się przy tym, że jesteś zły?
- Hyung, bo ja bardzo chciałem… Tak bardzo chciałem postąpić inaczej, że czułem jakbym się spalał. Trawiło mnie to od środka. Myślałem, że sobie z tym nie poradzę. To było jak wąż, który umościł się w moim wnętrzu i ciągle mi rozkazywał. Ponaglał mnie. Chciał, żebym się zatracił i zapomniał o wszystkim innym. A teraz… znowu się obudził. Znowu mi podszeptuje. A ja tak bardzo chcę go posłuchać, że to aż boli – uderzył się pięścią w pierś – Tutaj hyung, tutaj tak bardzo boli – pojedyncza łza zaczęła płynąć mu po policzku.
- Taemin-a, nie jesteś zły – Key wstał i delikatnie objął maknae.
Tulił go w swoich ramionach i powolnymi ruchami głaskał jego włosy. Chciał mu przekazać całą dobrą energię jaką miał w sobie.
- Posłuchaj mnie uważnie. Wiesz, że hyung nigdy by cię w takiej sprawie nie okłamał, prawda?
Lekkie skinienie głową.
- Nie jesteś zły. To co czujesz nie jest złe i nie wyrządzisz nikomu krzywdy. Największą krzywdę robisz tyko sobie. Nigdy nie byłeś i nie będziesz taki, ani wtedy ani teraz.
- Skąd o tym wiesz?
- Bo cię znam. Wiem jaki jesteś. Jesteś pełen optymizmu i troszczysz się o innych. Nie tylko ja to widzę. Wszyscy o tym wiedzą. Dlatego tak bardzo mnie boli, że cierpisz. Tak samo Minho, Jonghyun i Onew hyung. Wszyscy się o ciebie martwimy.
- Teamin-a jest dokładnie tak, jak mówi Key – nagle rozległ się głos Onew. 
Zaskoczeni chłopcy popatrzyli w stronę wejścia do kuchni. Stała tam cała wymieniona wcześniej przez Key trójka .
- Nie chcemy, żebyś tak się czuł – do rozmowy dołączył się Jonghyun.
- Nigdy nie byłeś taki spokojny i bierny. Zawsze głośno i wyraźnie krzyczałeś, jeśli coś ci się nie podobało, a teraz...
- Kogo będziemy zaczepiać, jeśli cały czas będziesz w takim stanie? – Minho próbował rozświetlić atmosferę.
- Nie rób tego sam. Pamiętaj, że masz nas. Pozwól sobie pomóc – twarz lidera rozświetlił zachęcający uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz