- Wróciłem – od drzwi rozległ się uśmiechnięty głos Taemina.
Od ostatnich wydarzeń minęło już sporo czasu i chłopak powoli wracał
do swojego normalnego ja. W końcu docierało do niego to, co od początku
próbowali wytłumaczyć mu jego hyung’owie. Czuł jakby ktoś w końcu zdjął mu
jakiś ogromny ciężar, który od dłuższego czasu spoczywał mu na barkach. Teraz
sam się zastanawiał jak wcześniej mógł być taki głupi i tak bardzo się
zadręczać. Cała ta sytuacja wydawała mu się być jakimś koszmarnym snem, z
którego w końcu się obudził. Jednak, gdyby ktoś się go zapytał jak mu się to
udało, prawdopodobnie nie byłby tego w stanie wyjaśnić. Do głowy przychodziły
mu przeróżne scenariusze.
Może tamtego dnia sięgnął już tej ostatecznej granicy, po której ma
się przed sobą tylko dwa drogi: całkowity upadek albo uwolnienie się z matni?
Może to dlatego, że ktoś go mocno pociągnął za rękę? A może w końcu sam
zrozumiał, że już długo tak nie pociągnie i czas w końcu coś z tym zrobić?
Pojawiało się wiele różnych scenariuszy i każdy był tak samo prawdopodobny. Nie
miał zamiaru zbyt długo się nad tym rozwodzić. Teraz ważne było to, że ma już
większość tego bałaganu za sobą i może nareszcie oddychać pełną piersią. Tylko
to się liczyło, dlatego nie miał zamiaru poświęcać temu ani minuty więcej. Przecież
to dziewczyny marnują czas na roztrząsanie takich rzeczy, a on, Lee Taemin na
pewno nie był jakąś babą.
Z takimi pozytywnymi myślami energicznym krokiem skierował się do
kuchni, skąd dolatywały go niezwykle zachęcające zapachy.
Jego pojawienie się dodatkowo oznajmiło głośne burczenie w brzuchu.
- Taemin-a, dobrze, że już jesteś – Key powitał go szerokim uśmiechem.
Maknae zaczął zaglądać do garnków, które były źródłem nęcących woni.
- Gdzie?! – Key uderzył go w rękę trzymaną w dłoni łyżką.
- Ale hyung, jestem głodny! Cały dzień nic nie jadłem.
- Nie jesteś jeszcze na granicy życia i śmierci, więc wytrzymasz
jeszcze trochę.
- Ale hyung….!
- Nie dyskutuj! Idź szybko wziąć prysznic i przebierz się.
- Po co? Nie wystarczy jak umyję ręce?
- Nie, za niecałe 40 minut przychodzą goście.
- Goście? Jacy goście? – zapytał, cały czas próbując zanurzyć łyżkę w
zawartości jednego z baniaków.
- Kilku chłopaków z U-Kiss.
Łyżka z głośnym plaśnięciem wpadła do gotującej się zupy.
- Że kto?! – krzyknął z pretensją do Key.
- I to właśnie jest Taemin jakiego znamy i kochamy – ironicznie
powiedział starszy chłopak.
- Hyung!
- Aaaaa!! Nie wiem! Idź stąd, bo mi przeszkadzasz. Muszę to skończyć,
a chcę się jeszcze przebrać.
- Ale…
- Powiedziałem coś. Idź się pytać Onew hyung’a.
Taemin z furią wyparował z kuchni. Nie mógł w to uwierzyć. Jak oni
mogli mu to robić? Co to ma znaczyć?
- Hyung! Onew hyung! – zaczął z krzykiem wołać lidera.
- Co? Dlaczego się tak wydzierasz? – rzekomy sprawca zamieszania
wystawił głowę ze swojego pokoju.
- Hyung! – całą swoją sylwetką wyrażał nic tylko urazę i złość. – Jak
mogliście?! No jak?
- Key! – Onew krzyknął z poirytowaniem.
Kibum ostrożnie wyłonił się z kuchni.
- Wymknęło mi się. Naprawdę hyung – rzucił skruszone spojrzenie. –
Zresztą, chyba lepiej, że się teraz dowiedział. Widzisz jak się wydziera. Chyba
lepiej, że robi to teraz, a nie w obecności chłopaków – obrzucił szybkim
spojrzeniem głównego krzykacza. – Jak dla mnie, to ostatnio jest aż za żywotny
– pokiwał do siebie głowa i oblizując łyżkę wrócił do swojej pracy.
Tamin założył ręce i ze złością tupał nogą. Jego oczy ciskały
błyskawice.
- Nie patrz się tak na mnie młody człowieku. Nie zapominaj kto tu jest
starszy – ostrzegł go Onew.
- Hyung!
- Lee Taemin! Nie tym tonem.
- Przepraszam – wyrzucił ręce w górę. – Ale dlaczego? Wytłumacz mi.
Dlaczego ich zaprosiliście?
- Bo tak trzeba było zrobić – w głosie Jinki było słychać uspokajające
nuty.
- Trzeba? Nic nie było trzeba. To zupełnie zbyteczne. Dlatego teraz
zadzwoń do nich… – Taemin zaczął obszukiwać Onew w poszukiwaniu komórki. – i
powiedz, że niestety musisz odwołać zaproszenie, bo… nie wiem… bo Minho hyung
źle się czuje.
- Mnie w to nie mieszaj – z drugiego pokoju rozległ się stanowczy głos.
- To powiedz, że pękła rura albo że mamy myszy… Nie wiem… cokolwiek.
- Taemin-a, a gdzie podziały się twoje gadki o byciu mężczyzną i
radzeniu sobie z problemami?
- Jestem mężczyzną!
- Więc zachowuj się jak on! W końcu nikt cię nie zje.
- Ale hyung, ty nic nie rozumiesz…
- Doskonale wszystko rozumiem. Twierdzisz, że sobie wszystko
poukładałeś i już jest w porządku, więc pokaż nam i sobie, że tak jest.
- To wcale nie znaczy, że muszę się z nim widzieć – wycedził przez
zęby.
- To dokładnie to znaczy. Na Boga, przecież nie każę ci, żebyś brał z
nim ślub albo poszedł z nim do łóżka. Nie jestem jakimś alfonsem. Chociaż… może
jakbyś się z nim przespał to wszystko samo by się rozwiązało – w zamyśleniu
zaczął skubać wargę.
- Hyung!
- No co? Sam mi krzyczysz od jakiegoś czasu, że jesteś mężczyzną i tak
mamy cię traktować. Zatem, skoro jesteś dorosły to powinieneś wiedzieć o takich
rzeczach.
- Hyung!
- Przestań mi w końcu hyung’ować i idź się wreszcie wykąpać, bo nie
zdążysz i twoja miłość pomyśli, że jesteś flejtuchem – na jego ustach pojawił
się złośliwy uśmieszek.
- On nie jest moją miłością – jego oczy niebezpiecznie się zwęziły.
- Tak, tak… idź już – machnął ręką w stroną łazienki i głośno
zatrzasnął drzwi do swojego pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz