Maja próbowała się przebrać najszybciej jak to możliwe. Herbata u dziadka Yamamoto strasznie się przedłużyła i przez to była już spóźniona na trening z kapitanem Kuchiki.
- Pewnie znowu będzie prawił mi kazanie - pomyślała zniesmaczona.
Parę dni po ataku, Byakuya oznajmił jej, że, ponieważ już dobrze się czuje, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zacząć lekcje. Od tego czasu, spotykają się cztery dni w tygodniu na trzygodzinnych treningach. Bardzo spodobały się jej ćwiczenia i chętnie w nich uczestniczyła. Zaskoczeniem dla niej, podobnie jak dla jej przyjaciół, był poziom umiejętności, który udało jej się osiągnąć w tak krótkim czasie. Po niewiele ponad miesiącu nauki, potrafiła walczyć na równi z porucznikiem.
Jednak, wspólnie spędzany czas, niewiele zmienił relację pomiędzy Mają a Byakuyą. Dziewczyna wynajdywała sobie coraz to nowe zajęcia, aby nie przebywać z Kuchiki-taichou dłużej niż to konieczne. Była w tym tak dobra, że nawet nie spożywali posiłków w tym samym czasie.
- Odkąd zaczął mnie uczyć, nic się nie zmienił - mamrotała do siebie, gorączkowo szukając koszulki. - Dalej jest apodyktyczny i arogancki.
Jednak w chwilach szczerości, była gotowa przyznać przed samą sobą, że te wszystkie uniki z jej strony, podyktowane są zawstydzeniem. Czuła się dziwnie niespokojna za każdym razem, kiedy ocierali się o siebie podczas ćwiczeń. Nic takiego nie odczuwała podczas walki z Abhirajem, dlatego zdecydowanie wolała trenować z przyjacielem. Przy nim nie miała w głowie takiego mętliku, a wręcz przeciwnie. Od pamiętnej rozmowy, stali się sobie jeszcze bliżsi.
Przypomniała sobie jak Mugen, pierwszy raz od wielu lat, poszedł na wzgórze, gdzie stał nagrobek Aiko.
- To wszystko moja wina - Abhiraj osunął się na trawę.
Maja przyglądała mu się przez chwilę, po czym mocno go przytuliła. Mężczyzna był wdzięczny, że nie próbowała pocieszać go jak inni. To milczące wsparcie, pomogło mu o wiele bardziej niż setki słów. Jej drobne ramiona dawały mu bezinteresowne ciepło, którego dawno już nie doświadczył. Odsunął ją od siebie, dopiero kiedy poczuł ciepłe łzy, kapiące mu na szyję.
- Dlaczego płaczesz? - spytał zatroskany.
- A dlaczego ty płaczesz? - zripostowała dziewczyna.
Zaskoczony Abhiraj przejechał ręką po twarzy. Poczuł, że policzki ma całe mokre od łez.
- Nie sądzisz, że już czas? - cicho zapytała.
- Czas? Na co?
- Na to, żebyś sobie wybaczył. Jak sądzisz, co powiedziałaby Aiko-chan, gdyby widziała cię w takim stanie?
Mężczyzna uśmiechnął się mimowolnie. Maja nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo, w tym momencie, przypominała mu jego narzeczoną. Była tak samo energiczna, życzliwa i lojalna. Te cechy sprawiały, że była jego najlepszą przyjaciółką.
- Powiedziałaby, żebym nie uważał się za ważniejszego niż jestem, bo robię z siebie idiotę - szczęśliwe wspomnienie zawładnęły jego myślami. - Powiedziałaby też, że się z tobą zgadza - zamyślił się na dłuższą chwilę.
Dziewczyna obserwowała w milczeniu emocje, widoczne na jego twarzy. Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły, a czoło wygładziło. Wyglądał, jakby podjął jakąś ważną decyzję.
- Ja też się z tobą zgadzam - kiedy tylko wypowiedział te słowa, poczuł, jakby ktoś zdjął z jego barków ogromny ciężar.
Maja otrząsnęła się ze wspomnień i pobiegła w kierunku ogrodu.
- Spóźnia się - pomyślał ze złością Byakuya. Od jakiegoś czasu był ciągle podenerwowany. Nie podobało mu się, że pomimo jego wyraźnego zakazu, Maja ciągle spotyka się z Mugen-taichou. Jednak najbardziej irytował go sposób w jaki się do siebie zwracali - był zdecydowanie zbyt poufały. Za każdym razem zupełnie swobodnie mówiła do niego Abhiraj-kun.. Doskonale zdawał sobie sprawę, że do niego zwróciła się w ten sposób tylko dwa razy. Nie podobał mu się taki rozwój wypadków. Do tego ciągle mu umykała, widywali się tylko na treningach, na których nie było czasu na rozmowę.
Maja była zaskoczona, że Kuchiki-san zignorował kwestie jej spóźnienia. Przez cały trening, nie odezwał się na ten temat ani słowem. To było coś nowego.
- Maja-san, mam nadzieję, że, jak już się wykąpiesz, to dołączysz do mnie przy obiedzie - oznajmił spokojnie.
- Cholera, co on znowu wymyślił? Zastanów się dziewczyno, na pewno coś znajdziesz - gorączkowo przeszukiwała swój umysł, w poszukiwaniu dobrej wymówki. Jednak jej głowa była w tej chwili jak pusta kartka. Ze zrezygnowaniem przygarbiła ramiona.
- Oczywiście, Byakuya-san - odparła po długiej chwili milczenia.
- Dobra, niech wam będzie! Zaśpiewam - oznajmiła z rezygnacją Maja.
Od dwóch godzin bawiła się razem z Rangiku, Momo, Renjim, Shouheiem i Hiro w barze karaoke. Atmosfera z minuty na minutę była lepsza i, bez wątpienia, sporą zasługę w tym miała ilość wypitego sake.
- Hiro-kun, daj jej mikrofon - zarządziła Matsumoto. Mężczyzna posłusznie wstał i z czarującym uśmiechem, podał dziewczynie wspomniane urządzenie.
- Zaczynam! Ale ostrzegam, sami tego chcieliście - zawołała roześmiana dziewczyna, kierując swój wzrok w stronę, wracającego na swoje miejsce, mężczyzny.
Koyanagi Hiro. Wysoki, ciemnowłosy i ciemnooki, z uroczym uśmiechem, który ostatnio miała okazję często widzieć. Jednym słowem, przystojny mężczyzna z dużym poczuciem humor. Okazał się świetnym kompanem i kilka dni temu, po jego licznych zaproszeniach, w końcu zgodziła się z nim spotkać.
- Miła odmiana po zrzędliwym Kuchiki-taichou - pomyślał. - Stop! O czym ja myślę. Mam się dobrze bawić a nie rozpamiętywać tą osobę - potrząsnęła głową, poklepała się energicznie po policzkach i zaczęła śpiewać.
"I can't get no satisfaction
I can't get no satisfaction
'Cause I try and I try and I try and I try
I can't get no, I can't get no..."
Byakuya wracał po długim dniu pracy do domu. Znowu musiał dłużej zostać, z powodu tych zagadkowych napadów. Od jakiegoś czasu, ktoś atakował shinigami, patrolujących obrzeża Seretei. Wprawdzie, nikt poważnie nie ucierpiał, ale niepokoiło go, że nikt nie widział ani nie słyszał napastnika. Postanowił, że sprawa wymaga dokładnego zbadania.
- Dawno nie poznałem tak czarującej dziewczyny - Kuchiki-taichou usłyszał, zbliżający się z oddali, nieznajomy głos. Po chwili dotarł do niego śmiech i ironiczna odpowiedź.
- Hiro-kun może znasz to powiedzenie: Kłamać to my, a nie nam.
Tym razem, głos, który usłyszał, był mu doskonale znany. Byakuya ruszył zdecydowanym krokiem, w kierunku skąd dobiegał. Wyszedł zza rogu i zobaczył Maję, idącą z jakimś nieznajomym shinigami. Dziewczyna właśnie próbowała się wyswobodzić z jego uścisku.
- Dobry wieczór - przywitał się zimnym głosem.
Jego wzrok padł na ramię, obejmujące talię Brązowowłosej. Kiedy nieznajomy zauważył to mordercze spojrzenie, natychmiast się cofnął. Każdy wiedział, że z kapitanem Kuchiki nie ma żartów. Do tej pory, krążą plotki o tym jak potraktował rozbójników, którzy odważyli się zaatakować Maję.
- Dobry wieczór kapitanie Kuchiki - pochylił z szacunkiem głowę. - Właśnie odprowadzałem Maję-chan do domu.
- Maja-san pójdzie dalej ze mną, wiec twoja asysta nie jest dłużej potrzebna - oznajmił beznamiętnie.
- Z całym szacunkiem Kuchiki-taichou, ale obiecałem, że ją odprowadzę i mam zamiar to zrobić - oznajmił hardo, mierząc się z ostrym spojrzeniem Szarookiego.
- Pozwól, że się powtórzę. Nie ma takiej konieczności - usta Byakuyi zacisnęły się w wąską linię.
Można było wręcz zauważyć błyskawice, przeskakujące pomiędzy mężczyznami. Atmosfera, z każdą sekundą stawała się coraz bardziej napięta.
- Halo... pamiętacie, że też tutaj stoję? Sama mogę zdecydować, z kim chcę wracać - rozeźlona dziewczyna wodziła wzrokiem od jednego do drugiego shinigami.
Jednak ci, całkowicie na sobie skupieni, zupełnie zignorowali jej słowa.
- Radzę ci wracać do domu. Pamiętaj, do kogo się zwracasz - ponownie rozległ się głos kapitana szóstego oddziału.
Hiro zaczął się zastanawiać, czy warto aż tak bardzo ryzykować. W końcu, to był kapitan, do tego jeden z najsilniejszych. Jednak ciężko mu było zrezygnować z Mai, która, bez wątpienia, była wyjątkowo smakowitym kąskiem. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby jakaś dziewczyna odmówiła mu tyle razy. Z drugiej strony, jeśli teraz ustąpi, to wcale nie znaczy, że nie może znowu się z nią umówić. Może następnym razem wyjdą gdzieś sami.
- Maja-chan, skoro kapitan Kuchiki obiecał, że cię zabierze do domu, pozwól, że tutaj się rozstaniemy - odwrócił się do niej, prezentując uśmiech, na który udało mu się już zdobyć wiele dziewczyn, po czym udał się w kierunku baraków swojego oddziału.
- Głupi mężczyźni i ich głupie przepychanki - wymamrotała, po czym ruszyła przed siebie.
- Maja-san, rezydencja jest w drugą stronę.
- Wiem - odpowiedziała nie zwalniając ani na chwilę. - Mam zamiar iść okrężną drogą, więc bądź tak dobry i idź tam, gdzie zamierzałeś.
- Niedoczekanie twoje - pomyślał Byakuya. Błyskawicznie do niej podszedł, przerzucił ją przez ramię i shunpował się do domu.
- Cholera, to jakieś deja vu! - krzyk dziewczyny rozległ się natychmiast, gdy ją postawił. - Znowu to zrobiłeś. Nie jesteś ani moim ojcem, ani bratem, ani mężem, żeby mi rozkazywać. Jak ... Zresztą nieważne - przerwała w pół słowa, machnęła ręką i skierowała się do pokoju, nie zaszczycając Kuchiki-taichou nawet jednym spojrzeniem.
Byakuya wodził wzrokiem za oddalającą się powoli dziewczyną. Musiał coś z tym zrobić. Nie podobało mu się, że odprowadzał ją jakiś obcy mężczyzna. To było nie do pomyślenia. Samo wspomnienie jego ręki, spoczywającej na jej tali, wywoływało u niego napad złości. Nigdy więcej nie pozwoli, żeby ktoś inny dotykał jej białej skóry. Musi zrobić wszystko, aby ją chronić. Tego wymagał od niego honor. W końcu nosiła znak jego klanu, a on zobowiązał się do opieki nad nią. Byakuya, nawet przez chwilę, nie dopuszczał do siebie myśli, że powodowała nim najzwyczajniejsza w świecie zazdrość. Próbował wszystko jakoś racjonalnie wytłumaczyć, bez mieszania do tego niedorzecznych uczuć. Był ponad to. Pół nocy spędził, rozmyślając nad najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji. Kiedy w końcu zasnął, śnił mu się ostatni wspólny obiad, podczas którego uczył ją posługiwać się pałeczkami. Ciągle pamiętał, dotyk jej pleców na klatce piersiowej, kiedy objął ją, aby pokierować jej ręką. Czuł żar, który ogarnął jej policzki, gdy tak się nad nią pochylał. Wyraźnie widział wdzięczną linię jej szyi. Tyle razy to wspominał, iż nie było żadnym zaskoczeniem, że to zdarzenie wkradło się do jego snu.
- Dziadku, postanowiłem ożenić się z Mają-san - herbata, którą Kuchiki Ginrei miał zwyczaj popijać z rana, obficie zmoczyła biały obrus, leżący na stole.
- Byakuya-kun, czy możesz to powtórzyć - zapytał, ocierając, mało eleganckim gestem brodę mokrą od naparu.
- Uznałem, że to najlepsze wyjście. Ona nosi symbol klanu Kuchiki i jestem zobowiązany ją chronić - oznajmił z pełnym przekonaniem, zupełnie ignorując incydent z herbatą.
- Czy to jedyny powód? - na twarzy starszego mężczyzny było widać ogromne zaciekawienie i powoli kiełkującą radość
- W ten sposób będzie mi łatwiej nad nią panować. Poza tym, potrzebuję dziedzica. Uznałem, że Maja-san najlepiej nadaje się na moją małżonkę. Tatuaż nobilituje ją, więc nie powinno być problemu z jej pochodzeniem.
- Nie, to nie jest żaden problem, jednak, wydaje mi się, że powinieneś przedyskutować to z soutaichou. On powinien wyrazić zgodę na ten ślub.
- Dobrze, ale nie sądzę, żeby to miało w jakiś sposób opóźnić moje plany. Przekazałem już Gato-san, żeby przygotował wszystko na późne popołudnie.
- Dzisiaj? Skąd ten pośpiech? - spytał zaskoczony Ginrei.
- Nie sądzę, że należy z tym zwlekać. Podjąłem już decyzję i nie chcę niczego odkładać. Takata-san zajmie się moją narzeczoną i przygotuje ją do uroczystości. Idę teraz porozmawiać z Yamamoto-taichou - oznajmił, po czym spiesznie opuścił pokój, zostawiając zszokowanego dziadka samego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz