Blog na który właśnie trafiliście jest miejscem mojej wesołej twórczości. Możecie tu znaleźć fanfiction z moimi azjatyckimi ulubieńcami w roli głównej.

Raczej nie planuję tu zamieszczać historii z wątkiem yaoi z tej prostej przyczyny, że nie jestem fanką takich ff. Chociaż nie twierdzę, że kategorycznie nic takiego się nie pojawi, bo może kiedyś będę miała chwilowe zaćmienie umysłu, kto wie... :)
Aktualizacja - popełniłam właśnie jedno, więc moje zarzekanie się poszło na nic, ale to wszystko "wina" osób, które na pewno wiedzą, że to o nich właśnie piszę :P

Nie wiem jak regularnie będą zamieszczane posty, więc nie będę tu składać żadnych obietnic.

Jeśli coś się Wam spodobało (lub nie) to zapraszam do komentowania.

czwartek, 20 grudnia 2012

~L Like player?~ Rozdział 10.

Mężczyzna wkracza do akcji ;)



- A jemu co się stało? – Key kiwnął głową w kierunku L, człapiącego powoli do kuchni.
- Dowiedział się czegoś, co go totalnie załamało, chociaż uparcie twierdzi, że to nieprawda i wcale się nie przejmuje – Woohyun rzucił kątem oka na swojego dongsaeng'a.
- Ta jasne… wygląda okropnie.
- Też tak myślę, ale ten głupek jest uparty jak osioł i nic do niego nie dociera.
- A co takiego się dowiedział?
- Okazało się, że Hana lubi tego swojego oppę, Song Dong Wook’a.
Kiedy Kibum usłyszał słowa przyjaciela, na jego twarzy pojawił się wyraz całkowitego zaskoczenia.
- A skąd jemu przyszła do głowy taka brednia?! – wykrzyknął.
- Bo…
- Słyszałem to na własne uszy – nagle rozległ się głos Myungsoo.
- L-goon, Hana nie lubi Song Dong Wook’a, jestem tego pewny.
- Wyraźnie słyszałem! Poza tym, gdyby tak nie było, to dlaczego nie odbiera moich telefonów? – jego głos był pełen pretensji.
- Jak to dlaczego? Przecież poleciała do Europy.
- Wyprowadziła się?! Bez słowa mnie zostawiła?
- Aigoo, pabo – Key szturchnął go delikatnie w czoło. – Pojechała w interesach. Ojciec ją zabrał.
Myungsoo odetchnął z wyraźną ulgą, ale już po chwili na jego twarzy pojawiła się podejrzliwość.
- Hyung, a skąd ty to wiesz?
- Omo! Czy ty mnie właśnie o coś podejrzewasz? – pokręcił ze zrezygnowaniem głową. – Zanim znowu sobie coś wykombinujesz, powiem ci, że się zaprzyjaźniliśmy i często ze sobą rozmawiamy. Nic ponadto, więc trzymaj wyobraźnię na wodzy.
L zmierzył go uważnym spojrzeniem.
- No dobra, wierzę ci, ale to nie zmienia sytuacji – ciężko opadł na kanapę. – Hana lubi tego osobnika, a on wyznał jej miłość…
- Stop – Key wyciągnął przed siebie dłoń. – To nieprawda, ona go nie lubi. Mam 100% pewność.
- To dlaczego? Powiedziała ci coś? – w jego spojrzeniu zaczęła pojawiać się iskierka nadziei.
- Ona… - Kibum zaczął, ale po sekundzie jego buzia ciasno się zamknęła. – Nie.
- Co nie?
- Nie będę się wtrącać. Sam z nią porozmawiaj.
- Hyung!
- Kibum-a, pomóż mu. Popatrz na niego – Woohyun popatrzył ze współczuciem na Myungsoo.
- Nie. I tak powiedziałem już za dużo. Jeśli Hana dowie się, że rozpuściłem język, to nici z mojej randki.
- Randki?
- Hana obiecała umówić mnie ze swoją koleżanką.
- Kibum-a!
- Cicho, nie jęczałbyś tak, jakbyś widział jej koleżanki. Jak będziesz grzeczny, to poproszę ją, żeby też ci jakąś przedstawiła. A jeśli chodzi o ciebie – odwrócił się do L. – Przestań wymyślać jakieś głupoty. Nie wiem, skąd ci to przyszło, ale jestem pewien, że Hana go nie lubi. Nic więcej nie powiem. Porozmawiaj ze swoją dziewczyną – energicznie się podniósł, ciągnąc za sobą Woohyun’a.
Chłopcy skierowali się do wyjści, zostawiając oszołomionego L samego w salonie. Przez chwilę było słychać ich przytłumione głosy, kiedy zakładali buty i ubierali kurtki. Zanim wyszli, Key nieznacznie wychylił się i popatrzył surowo na Myungsoo, rzucając na odchodne. - I najlepiej będzie jak powiesz jej, co czujesz. Zdziwisz się ile to potrafi zdziałać.

- Słucham?
- Myungsoo-ya?
- Abeonim, dzień dobry.
- Pewnie Hana już ci powiedziała, że wróciliśmy.
- Jeszcze nie dzwoniła.
- Tak? Myślałem, że to zrobiła.. Pewnie później się odezwie. W każdym razie, pomyślałem, że dawno się widzieliśmy, więc może wpadniesz dzisiaj na kolację?
- Na kolację?
- Wiem, że nie było nas ponad dwa tygodnie i pewnie chcecie pobyć sami, ale mam nadzieję, że wyświadczysz mi tą przysługę i przyjdziecie.
- Oczywiście. Z przyjemnością.

W normalnych okolicznościach czas sprawia, że emocje bledną i ludzie zaczynają rozsądnie myśleć. Przynajmniej zazwyczaj tak się dzieje. Jednak w przypadku Myungsoo sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Fakt, na szczęście w końcu zaczął wierzyć w słowa Key, ale to wcale go nie uspokoiło. Właściwie, to jego początkowe załamanie zaczęło powoli zmieniać się w złość. Wściekłość, która z każdym dniem była coraz większa.
W jego głowie kłębiły się pytania, nie mające odpowiedzi.
Dlaczego Hana powiedziała tamtemu osobnikowi, że go lubi? Dlaczego, nie zadzwoniła do niego, kiedy wróciła? I dlaczego do cholery wtedy powiedziała mu, że ich wspólna noc nic nie znaczyła?
Niestety sam nie był w stanie na to odpowiedzieć. Mogła to zrobić tylko jedna osoba – Hana.
Myungsoo uderzył gniewnie ręką w kierownicę. Wziął kilka głębokich oddechów, próbując się jakoś uspokoić. Nie chciał, żeby emocje przejęły nad nim kontrolę. To było ostatnie czego teraz potrzebował. Obiecał sobie, że spróbuje z nią spokojnie porozmawiać i wszystko wyjaśnić. To najlepsze wyjście. Logiczna rozmowa, dzięki której zostaną zażegnane wszystkie nieporozumienia i sytuacja wróci do normy. No, może do odrobinę ulepszonej normy. Chciał znowu mieć ją w swoim łóżku. Wystarczyło, że raz spróbował smaku Hany i wiedział, że nie będzie w stanie z tego zrezygnować.
Był tego pewien. A skąd wiedział? Po tej sytuacji w biurze. Po tym co usłyszał… Raz chciał… próbował… wyszedł się zabawić. I… i… nie mógł. Po prostu nie był w stanie. Wynajął prywatny pokój w klubie. Znalazł dziewczynę. Chciał ją dotknąć, pocałować, ale nie potrafił. Tylko się na nią patrzył. Przyglądał się jej i zorientował się, że wyglądem bardzo przypominała Hanę. Kolor oczu, włosów. Bardzo ją przypominała, ale… nie była nią. Nie chciał jej, bo nie była jego Haną.
Dlatego pójdzie tam teraz, zje kolację, a potem z nią porozmawia. Rozsądnie wszystko sobie wyjaśnią. Hanę nic nie łączy z Song Dong Wook’iem. Key był pewien tego, co mówił, a on postanowił mu wierzyć. Ona na pewno mu wszystko wytłumaczy. I nie trzeba w to mieszać żadnych emocji. Sama logika wystarczy. Będzie racjonalny aż do bólu.
Z tym mocnym postanowieniem Myungsoo wysiadł z samochodu i podszedł do drewnianych drzwi. Nacisnął dzwonek i czekał aż ktoś mu otworzy. Do domu wpuściła go gosposia. Zaprowadziła go do jadalni, gdzie jak powiedziała już na niego czekali. Jego krok był pewny, a oddech spokojny.
Wszedł do pomieszczenia i już pochylał głowę, chcąc przywitać się z prezesem Song. Naprawdę to robił. I wszystko by gładko poszło, gdyby nie zauważył kątem oka tego osobnika.
Kiedy tylko Song Dong Wook znalazł się w zasięgu jego wzroku, oślepiła go czerwona mgła wściekłości. Jeszcze przez jakiś czas próbował z nią walczyć. Starał się pamiętać, gdzie się znajduje. Przez chwilę nawet nieźle mu to szło. Właściwie, to później sam się zastanawiał jakim cudem tak długo udało mu się powstrzymać. Całe dwie minuty. Prawdziwy rekord.
W ciągu tych nieznośnych dwóch minut jego gniew urósł do niebotycznych rozmiarów. To była jak pozorna cisza przed burzą. Cisza, po której puszczają wszelkie blokady.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wyminął prezesa Song i podszedł do jego syna. Uniósł rękę i wymierzył szybki cios pięścią, który dosięgną szczęki Dong Wook’a. Najpierw rozległ się głuchy łoskot, a po sekundzie łomot ciała ciężko upadającego na podłogę.
Skupił spojrzenie na rozciągniętym na dywanie mężczyźnie, na którego twarzy rozlewała się czerwona plama, a z wargi skapywała gęsta krew. Powoli opuścił zaciśniętą pięść i nieznacznie się wyprostował. Jedyne co mąciło nagle zaległą grobową ciszę był jego chrapliwy oddech. Kącik jego ust nieznacznie się uniósł w pełnym samozadowolenia uśmiechu. 
W tej właśnie chwili Kim Myugsoo poczuł dwie rzeczy: nieznośny ból w prawej ręce i satysfakcję większą niż podczas wygranej na M! Countdown.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz